4.07.2014

Ludzie czasem nie są wcale tacy źli, czyli Pani była na TweetUpPL #2

Jestem dziewczyną z Blipa i tego nie przeskoczę. Konto na Twitterze, chyba nawet drugie w historii, datuje się na rok 2010, jednak próżno mnie pamiętać na nim z tamtych odległych lat. Było wówczas zamknięte, stanowiąc odskocznię od rozkolegowanego polskiego odpowiednika, pełniąc rolę rzeczywistego mikro-bloga, gdzie spisywałam wrażenia i odczucia jak najbardziej prywatne, dlatego jedynie garstka miała do tego dostęp. Pewnie i tak niewiele rozumiejąc z tego, co czytają, bo to było supermoje, super dla mnie. Dziś mogę to powiedzieć, bo z poziomu strony dostać można się ledwie do grudnia zeszłego roku, a wtedy już było otwarte.
Bardziej regularnie zaczęłam z niego korzystać koło sierpnia 2013, gdy rzeczonego Blipa zamknęli, przyciągając wraz ze mną większość z moich tamtejszych znajomych.

O zeszłorocznym, pierwszym ogólnopolskim zjeździe twitterowiczów powiedzieć tak naprawdę mogę niewiele, opierając się głównie na, jak najbardziej zresztą pozytywnych, relacjach innych osób, gdyż owszem, byłam, ale całkiem jednak zagubiona. Zapisałam się tak trochę na wariata, z ciekawości, jednak nie mogąc być na prelekcjach, czułam się nieco wyobcowana na afterze, zupełnie jak dziecko, które weszło w tłum, znany sobie od dawna. Istotnym jest jednak, że już wtedy dostrzegłam jakość organizacji – w końcu umiejętność zainteresowania ponad setki osób wydarzeniami, mającymi miejsce przez niemal cały dzień, to sztuka. Choćby i pomijając fakt, iż część znała się ze spotkań lokalnych.
Będąc przez pół dnia w pracy, podglądałam cichcem przebieg debat toczonych w – jeszcze wtedy – klubie Chwila i co robiło wrażenie, jeszcze lepsze od jakości rozmówców, to atmosfera panująca wśród publiczności. Wszyscy radośni, rozbawieni, kompletnie pozbawieni jakiegokolwiek skrępowania, do którego przecież mieli pełne prawo. Znać po tym, że społeczność Twittera jest zwyczajnie otwarta. Zero dram, zero konfliktów, brak tak naprawdę wrogów nr jeden – co, z przykrością stwierdzam, zdarzało się na spotkaniach blipowych (pewnie dlatego szybko z nich zrezygnowałam).

Samo miejsce – czy jak dziś już należy napisać: Miejsce – Chwila znane mi jest od bodaj dwóch lat, kiedy to Lekko Stronniczy Karol Paciorek i Włodek Markowicz organizowali spotkanie towarzyskie pod nazwą Lekko Stronnicze Piwo. Klub już wtedy wywoływał wrażenie bycia kompletnie innym od pozostałych warszawskich miejscówek, przynajmniej dla mnie. Interesujący – i intrygujący – wystrój, masa zdjęć i cytatów rodem z najlepszych filmów, nawiązania do klasyki w takich drobnostkach jak menu czy informacyjnych wywieszkach. Plus słynna Baba na Oknie, którą uwieczniłam na zdjęciu i której za każdą wizytą wypatruję. Jest nadal i mam nadzieję – nie zniknie.

Od tego czasu zaczęłam coraz aktywniej przyglądać się zarówno poczynaniom Chwili, jak i zdobywać rozeznanie wśród jej stałych bywalców, nie tylko z Twittera. Pojawiałam się na warszawskich tweetupach, dodawałam kolejne elementy twitterowej społeczności do obserwowanych, przekonałam się, iż kierunek, w jakim to wszystko idzie, jest coraz ciekawszy – patrz: czwartkowe wieczory filmowe, imprezy tematyczne poświęcane kolejnym poetom, pisarzom, aktorom, plus słynne urodziny Chwili, o których napomknęłam tutaj (wbrew pozorom stanowi to pewnego rodzaju hołd i pochwałę, bo kto wie, ten wie z jakim trudem przychodzi mi uczestnictwo w imprezach a kto nie wie, to dlatego, że właśnie prawie nie bywam), całe skąpane w atmosferze rodem z filmu Wielki Gatsby.

I tak wszystko powyższe skłoniło mnie do wzięcia udziału w TweetupPL: odsłona druga. Tym razem już na serio, od początku, tj. włączając w to prelekcje, które odbywały się w Akademii Leona Koźmińskiego, gdzie już na wstępie zaczęło się robić wesoło. Nie dysponując możliwością skorzystania z telefonu, weszłam na teren uczelni od strony głównej – mając telefon dowiedziałabym się, że nie tędy droga. Nieco spłoszona, widząc panią w średnim wieku na recepcji obmyślałam, w jaki sposób zapytać o Tweetup, by wiedziała o co chodzi. Uprzedziłam zatem, że zdaję sobie sprawę, iż moje pytanie może być dziwne, ale czy nie wie, gdzie tu się odbywa spotkanie internautów, na co pani, ożywiona, w pełni zorientowana rzuciła TweetUp, tak? Nnnno, no tak. (o.O)
Dalej, czyli po skierowaniu się do właściwego budynku, wszystko poszło już gładko – w każdym z punktów wielkiego, jasnego korytarza, gdzie mogłyby mnie spotkać wątpliwości, znajdowała się strzałka, kierująca jak po sznurku do pożądanej sali. Pod nią czekała już na mnie uśmiechnięta Małgosia Pawłowska (@avdotiaPL), wręczając bardzo przyjemny w odbiorze identyfikator, na którym poza moim zdjęciem, podanym na Twitterze „imieniem i nazwiskiem” i nickiem znajdowała się liczba popełnionych przeze mnie tweetów, obserwowanych i obserwujących.
Żebyście mieli jakieś rozeznanie a także namacalne potwierdzenie moich słów o rozwinięciu się na Twitterze przez ubiegły rok, to proszę, porównam z poprzednim:

Obserwujący 12 -> obserwujący 82
Tweety 2401 -> tweety 10070 (przyznaję, wiele za sprawą przeniesienia blipowego życia)
Obserwowani 34 -> obserwowani 318

… and counting, także ten.

Tak wyposażona, po przywitaniu się jeszcze z Krzysztofem Kotkowiczem (@Lancaster’em) wtargnęłam na salę i. Stanęłam strapiona przy drzwiach, rodem z czasów uczelnianych, gdy zdarzyło mi się spóźnić na wykład. Shame on me, cichcem udałam się na pierwsze wolne miejsce, które zmuszona byłam – a może i nie, ale wolałam jednak, bo głupio – opuścić, gdyż pierwszy rząd zarezerwowany był dla obsługi i działu foto (w różnych miejscach Sieci można podziwiać dokumentację imprezy, włączając w to streamy).

Szczęśliwie okazało się, że niewiele straciłam – Paweł Tkaczyk z agencji reklamowej Midea właśnie kończył omawianie pierwszego z kilku punktów swojej prezentacji.
Mocne wejście – już do końca dnia, mimo kilku następujących po nim prelegentów, utrzymywało się we mnie wrażenie, iż była to jednak najlepsza, najbardziej profesjonalna a zarazem świetnie łapiąca kontakt z widzem opowieść. I to nawet – zwłaszcza – dla takiego laika jak ja. Wszystko przejrzyście, wszystko ciekawie, nieraz zabawnie. Niby nic dziwnego – sam Paweł reklamuje się, jako zarabiający na opowieściach, jednak w tym przypadku po prostu to widać. I słychać. Również jeśli chodzi o newsletter, który zachęcona zasubskrybowałam. To nie jest z mojej strony żadne krygowanie się i przyznam się bez bicia, że tematy, które porusza do tej pory interesowały mnie pobieżnie – jak widzę wyłącznie dlatego, że nikt mi nie potrafił ich przedstawić w sposób przyciągający moją uwagę. Aż do soboty. Przepraszam, jeśli za bardzo wychwalam, no ale jak najbardziej zasłużenie, więc będę.

Dalej swoim doświadczeniem i uwagami dzielili się Mateusz Puszczyński z Allegro i Michał Sadowski z Brand24 i stąd już mam nieco inne wnioski. Nie podejmuję się oceny czy to było dobre czy złe, gdyż tu akurat dał o sobie znać mój nikły zasób wiedzy w omawianych tematach, bo ani ze mnie allegrowiczka ani ktokolwiek, kto miałby powód by śledzić status mojej firmy w mediach społecznościowych. Owszem, wychylam się tym samym z osobistym lenistwem, gdyż skoro firmy nie posiadam ani w żadnej nie pracuję jak na razie, to nie zaprzątam sobie tym głowy. Wiem jednak, że otaczali mnie ludzie, którym to wszystko jest bliskie, dlatego niech oni się wypowiadają merytorycznie. Ja swoje dostałam później i – jak za chwilę udowodnię – pod koniec miałam 6 na 8. Czyli na plus.

W międzyczasie odbyła się pierwsza z kilku przerw kawowych, gdzie z bardzo miłym zaskoczeniem znalazłam stoły uginające się od termosów z kawą, herbatą, cukiernic, dzbanków z mlekiem, talerzy z ciasteczkami, sztućców i naczyń pochodnych. Szczerze mówiąc, gdy czytałam line-up to jako przerwę kawową wyobrażałam sobie zwyczajną przerwę, gdzie kto chce może dobić do automatu czy też jednej z kilku akademickich stołówek, a tu takie rzeczy. Kolejny wielki plus dla organizatorów i kolejny dowód na to – a do wieczora miało się ich objawić jeszcze kilka – że ich doniesienia o ogromie przygotowań, pojawiające się z coraz większą częstotliwością na Twitterze i Facebooku w dniach ostatnich, nijak nie były przesadzone.
Po powrocie „wynagrodzono” mi poprzednie wyobcowanie – Przemysław Przybylski, występujący z ramienia Lotniska Chopina, rozpoczął swoisty cykl opowieści tych, którzy w mediach tak dosłownie nie siedzą a zajmują się promocją swoich firm na Twitterze. I tu już czułam się pewniej – omawiali bowiem kwestię komunikacji, nie jakichś wymyślnych pozycji w silnie hermetycznych rankingach, a ta jest mi przecież bliska.
Przybylski – poza wychwalanym już Tkaczykiem – mówił jak człowiek. Opowiadał o tym, jak jego firma nawiązuje kontakt ze społecznością i jak na jego firmę ci ludzie reagują. Mówił do mnie i o mnie, internautce, która niezbratana z żadną firmą nastawiona jest na odbiór, mówił o tym, co mi Lotnisko Chopina może i chce dać. Zdjęcia pośród chmur, tapety z samolotami, nawiązanie do słynnego lądowania kpt. Wrony czy, podobno, najbardziej precyzyjna prognoza pogody. Dał – orientacyjne, ale takie mi wystarczą, nie robią mętliku w głowie – dane o tym, jak wypada Lotnisko polskie na tle innych lotnisk w Sieci (całkiem nieźle, tak w ogóle). Przyjemne i udane wystąpienie.

Następny w kolejce był Mateusz Miernikowski z agencji Konceptika i @PlaystationPL, pełen energii chłopak, który w zgrabny, acz dostrzegalny, sposób opowiadał o kontaktach swojej firmy z Twitterem, promując przy okazji markę. Podtrzymywał, co prawda, rzuconą już kilkakrotnie przez poprzedników tezę, iż w Twitterze nie chodzi o reklamę a o nawiązanie kontaktu z potencjalnymi klientami, co zaowocować dopiero może ich lojalnością przy wyborze dostawcy danej usługi czy produktu, jednak wizja najlepszego na rynku PS wisiała. Well, nic dziwnego, raczej zabawne to było niż rażące. Nie wiem, co prawda, nadal Dlaczego Twitter jest bardziej jak Jobs a nie jak Mojżesz, ale analogie chwytliwe.

W podobnym, huraoptymistycznym, nakręconym tonie wypowiadał się kolejny prezentujący – Konrad Traczyk z Hash.fm, firmy zajmującej się tworzeniem bardzo szczegółowego, jak najbardziej pełnego profilu (portfolio) właściwie każdego chętnego internauty. Swoją opowieścią starał się udowodnić i przekonać nas, iż nie ma aktywności lepszej i gorszej, a podziały na użytkowników danych serwisów są bardzo umowne i tak naprawdę każdy, kto tworzy coś w Internecie – bloga, często aktualizowany profil na Instagramie, Youtube czy choćby właśnie Twitterze – jest, jak to ujął, Digital Influencerem i powinien to wykorzystać. Z czasem odpowiednio wypromowana działalność, a tym już zajmą się ludzie z Hash.fm, może zacząć dawać bardzo wymierne i namacalne korzyści, np. dzięki zainteresowaniu reklamodawców. Kto wie, kto wie, może kiedyś, może gdzieś.
Takie trochę droga pani z warzywniaka, you can be a STAR! Chociaż tak w sumie, to właściwie czemu nie.

Najbardziej rozłożył mnie Olaf Krynicki z Samsung Polska. W biogramie na stronie TweetUpPL przeczytać można, iż jest od niedawna aktywnym użytkownikiem Twittera i to widać było i słychać. Jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Opowiedział nam całą swoją przygodę z odkrywaniem Twittera, próbami okiełznania 140znakowego okienka, cały taki zajarany ekscytował się każdym nowym rozmówcą, mówił o środowych spotkaniach z twitterowiczami, które tak mu się podobają, że jak raz zmuszony był jedno odpuścić, to „tęsknił”. To też jest dobra forma rozmowy z użytkownikami obecnymi na sali – swój chłop, bardziej od nas niż do nas.

Wieńczące część oficjalną wystąpienie – gdyż, jak pewnie większość, która zgrała się podczas kilku przerw kawowych, nie zostałam na debacie, woląc debatować w podgrupach; przysięgam, rozmawiałam przynajmniej przez chwilę o tym, co było mówione ;) – Weroniki Niżnik i Natalii Gańko z IRCenter mnie nieco zmieszało. Opowiadały o tej części Twittera, czy ogólniej, Internetu, bo przecież Twitter to tylko kanał, wentyl, którym przecieka całość życia w Sieci, którą do tej pory wypierałam ze świadomości, która tak bardzo żyje obok mnie i tak szczęśliwie udaje mi się trzymać za murami mojego odcinka Internetu. Do tej pory miałam cichą nadzieję, że te absurdalne Trend Topics, które widuję kontem oka, jak #onedirectioncome2polandplzzz, #czemunielubieszkoly, czy omawiane zresztą #okresowehistorie, to jest jakieś minimum, które zyskuje popularność nie dlatego, że wielu używa tylko kilku używa po wielokroć. O ja naiwna. I o ja naprawdę żyjąca innym życiem za młodu, gdy problem głośno odlepiającej się podpaski nie spędzał mi snu z oczu, nawet chyba się nigdy nie przysłuchiwałam. No dobra, żeby nie było, że jestem taka kompletnie wyżej, to mogę przyznać, że wzbraniam się przed zarówno papierem jak i podpaskami zapachowymi, bo mnie mdli, jak po otwarciu opakowania pół mieszkania, bo już nawet nie tylko łazienki, intensywnie emituje zapach pola rumiankowego. Ale też nie jest to rzecz, którą dzieliłabym się w necie – aż do teraz i obiecuję sobie i innym, że to było jednorazowe wyznanie. Ponadto nadal jest ktoś, kto słucha Biebera nieironicznie, podobnie One Direction a kiedyś pewnie Tokio Hotel. Bolesne spotkanie z realiami i zacieśniam furtki jeszcze bardziej, by się obok tego nie znaleźć, nawet w nocy, gdy wszyscy śpią i z nudów oglądam najpopularniejsze hashtagi.

Jak wspomniałam, debata mnie ominęła a w tym czasie ze znajomymi udałam się do Miejsce Chwila na lekki bifor przed afterem. Wnioski z samej imprezy mam jak najbardziej pozytywne, udało mi się spotkać, a czasem nawet i poznać, osoby, które do tej pory kojarzyłam wyłącznie z nicków czy wręcz jedynie opowieści, miałam niepowtarzalną – bo każdy jego występ jest niepowtarzalny – usłyszeć a przede wszystkim ZOBACZYĆ, bo i o oprawę wizualną dba bardzo, fragmenty setu nakręcanego przez właściciela Miiejsca, DJa Tytusa „Tito” Hołdysa i pójść o w miarę cywilizowanej porze do domu.

Pójść z wrażeniem, że wzięłam choćby cząstkowo – głowę dam, że niewielu nadal wie, kim jestem, nie ma mnie na żadnym zdjęciu, tzn. się wypatrzyłam na jednym, ale nie powiem gdzie i która to – udział w przede wszystkim fantastycznie zorganizowanej imprezie, za co kolejny i kolejny a także następny raz należą się podziękowania i zachwyty nad Małgosią, Krzysztofem i wszystkimi, którzy ich wsparli, odkryłam, że ponad 200 osób nie musi być wcale takie straszne, jeśli są do siebie wzajemnie nastawieni ciepło i otwarcie – serio, na Blipie i blipiwach to od razu było wiadomo, by tego z tym czy z tamtą nie sadzać, w ogóle nie dopuszczać do kontaktu, najlepiej organizować dwie imprezy, gdzie na jedną przyjdą ci a na drugą tamci, bo jest jakaś afera, mniejsza czy, na ogół, większa – a tu tego nie ma, kompletnie. Nie wiem, może ktoś się i kłóci, ale nie psuje nikomu przez to zabawy, dnia pełnego Twittera i tweetujących. Nie będę uderzać w słowa rodzina, bo to brzmi trochę kpiąco a tym razem, zupełnie do siebie niepodobnie, kpić wcale nie chcę, bo nie mam z czego.
A i jeszcze coś – wyszłam w przekonaniu, że wrócę. Co najmniej już w sierpniu.

Zdjęć swoich nie mam, nie robiłam, do tego stopnia było, że z telefonu nawet nie korzystałam, więc pozwolę sobie podrzucić link do galerii, którą stworzyła i zgromadziła @wittamina, jedna z naczelnych reporterek tegorocznego TweetupPL a także nieco bardziej swojskiej, bardzo sympatycznej autorstwa Marcina Fabianowicza 


Także ten. Bardzo Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz