i kolejna noc na nogach. nie dlatego, że coś robię ważnego i walczę z sennością, nie nie. ot, nie chce mi się spać. później mi się zachce, jak zwykle, koło 10, na 6h. co prawda jutro nie mogę sobie pozwolić na spanie w ciągu dnia ale taka relacja godzinowa obrazuje problem. problem?
nigdy nie dbałam o swoje zdrowie, przyznaję. raczej zachowywałam się jak dzieciak, zdjęty z bacznego spojrzenia dorosłych - czego by moim bliskim nie zarzucano, to o moje zdrowie się troszczyli. fakt, że M. robiła z tego wspaniały argument i próbowała światu wmawiać, że mam jakieś zapierające dech w piersiach - moich, mówimy o guanie w stylu mukowiscydozy - choroby ale to już tam, prawda, wynikało z faktu, że ona była chora. na głowę.
prawdą jest jednak, że chorowałam więc na mnie dmuchano. co z kolei doprowadziło do tego, że kiedy tylko miałam siebie dla siebie to leciałam w wir niezdrowych aspektów. papierosy, litry kawy, pamiętając wizyty w szpitalu, nie wspominałam, gdy mnie coś bolało i tak dalej. zresztą, o tym też już wspominałam.
nie da się jednak ukryć, że ja to robię - a raczej nic nie robię - świadomie, bo wiem, czytałam, słyszałam i w ogóle, że jak się tygodniami, miesiącami nie sypia całe noce, to musi być powód. o ile potrafię znaleźć wytłumaczenie dla okresu kwiecień-wrzesień, o tyle teraz nie bardzo mam pomysł. depresja? e, raczej nie. po pierwsze ta charakteryzuje się raczej tym, że się właśnie leży plackiem a po drugie ma się mało przychylny stosunek do życia własnego. a czy ja mam mało przychylny stosunek do życia własnego?
jest jak jest, shit happens, przywykłam. ludzie na około mówią, że dopiero jak trafili tu, w sensie na bloga, to dostrzegli, że mam jakoś niekoniecznie w życiu, także wniosek jest taki, że niespecjalnie się z tym wszystkim na co dzień i na żywo obnoszę. w ogóle się nie obnoszę, z niczym.
zresztą teraz bardziej szukam dziury w całym, daję się ponieść zewnętrznym oczekiwaniom, które nalegają bym w końcu przestała być introwertyczna, spojrzała w głąb siebie i się strasznie załamała. bo to takie nietypowe, żeby być takim silnym, nie? no okej, rozumiem. więc siadam i czekam. niech te czarne fale przypływają, póki zimno i można histeryzować. bring them on. cisza.
powód, dla którego nie mogę jutro - dzisiaj - spać w ciągu dnia jest taki, że M. jest na gościnnych występach u wnucząt a my z T. postanowiliśmy wykorzystać ten czas na porządki po niej. a na to trzeba, umówmy się, duużo czasu. np. po dzisiejszym - wczorajszym? urok pisania notek w środku nocy - wszystko mnie boli i wypiłam niemal duszkiem litr pepsi bo śmigałam ze śmieciami. z 15 razy, po dwa kosze. nadto te pieprzone tekturki do jajek, na oko z 50. za każdym zestawem - wsadzałam je do pudełka po butach, podwójnie czyli na pokrywkę też - kpiłam w myślach z kolegi, który wyraził obawy, że chyba mam ich za mało by mu wyściełać pokój. pamiętam bowiem z lat szalonej młodości, że te tekturki dobrze wygłuszają pomieszczenia a chłopak wiecie, gitarzysta początkujący. także może 50 by faktycznie nie starczyło ale będzie przybywać, niewątpliwie. w końcu M. wraca.
tak, tak, też siebie w myśli nazywałam córką Syzyfa dziś.
w ogóle dość zabawny widok musiałam stanowić. drobne dziewczę kursujące między mieszkaniem a kontenerami - thanks god, że mieszkamy na parterze - a to z dwoma pełnymi wiadrami, a to z jakimiś pudełkami, a to naczyniami, a to... haha. umrze na osiedlu opinia o Inteligentach Spod Piątki, gdyż wywalałam i książki. znaczy, proszę mnie nie zrozumieć opacznie, to nie tak, że jesteśmy bandą prostaków, która wyrzuca książki. one były w stanie nienadającym się do czytania, w żadnym wypadku. co ciekawsze tytuły, które ciężko byłoby odkupić, zostały. będziemy ratować. np. już szykuję się do czytania pamiętników - Dzienników - Gombrowicza.
poza zmęczeniem, pamiętać trzeba o jednym - mianowicie o kurzu. tonach tegoż. dlatego tak strasznie chciało mi się pić.
i teraz już większość tego, co powinno zostać wyrzucone, zostało wyrzucone a my się zajmiemy ogarnianiem tego, co zostało. a M. wraca jutro - kurde, pojutrze? w poniedziałek, no - dlatego wskazany jest pośpiech. amnezja amnezją ale zauważy zmiany. może, co najwyżej, nie pamiętać że coś było a nie ma ale zauważy, że jest o wiele mniej rzeczy. chyba.
to jest ten Duży Projekt o którym pisałam na Fejsie. strasznie mi się to podoba, wreszcie coś do robienia, na dużą skalę. dlatego tym bardziej nie rozumiem o co chodzi z tym niespaniem. bo faktycznie, rozpiera mnie energia ale i powinnam być zmęczona, tak?
co do tych audiencji to nie do końca się rozumiem. jedną z nich bowiem jest gość, który tak naprawdę sam jest autorem problemu jaki między nami wyniknął. cholera, i po co ja chcę pierwsza rękę na zgodę wyciągać? ja. co to podobno ludzi nie lubi i im mniej, tym lepiej. może tak naprawdę jestem lepszym człowiekiem niż tym, za jakiego siebie postrzegam?
ogólnie to się nie mogę doczekać końca roku, by go podsumować szczegółowo. moje ocd mi każe czekać, żeby było tak ładnie terminowo. a poza tym komu jak komu ale mi do końca roku się może jeszcze w cholerę przydarzyć. i to na skalę dziejową, czemu nie?
tak, wiem, piszę bardzo chaotycznie, powinnam walnąć esej na jeden temat. przejrzyściej by było.
to skoro wiemy, że nie pośpię, to nastawię wodę na kawę i wio, do szafy. PCK się ucieszy.
żałuj, że śpisz i nie widzisz tego wschodu słońca. daleko mi do romantycznej przesady ale niebiesko-różowe niebo wygląda naprawdę obłędnie. obłędnie. po przeczytaniu My, dzieci z dworca ZOO miałam uraz do słowa obłędnie. ta mała wszystko tak określała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz