5.09.2010

cross. town. traffic.

myśli moje uderzyły w tony rzewne, obrały tor na wprost i wysunęły wniosek, że co to będzie za, powiedzmy, pięć lat, gdy siądę - jak zwykłam - w nocy i zacznę przeglądać tutejsze archiwum i nie znajdę nawet śladu po crossgate? chcąc, (bardzo) nie chcąc - się dzieje i może warto pozostawić po tym ślad?

bo to że ja się sprawą nie interesuję i nie wypowiadałam na jej temat to wcale nie oznacza, że nie mam zdania i że mnie temat ominął. ja po prostu nie drążę ale przybrało to takie rozmiary, że nie da się nie widzieć. choć, jak mówię, szkoda.

moment też jest na swój sposób historyczny, bo wczoraj po raz pierwszy od kwietnia przewertowałam Briefa (taki czytnik rssów dla Firefoxa, przyp. Bee) na okoliczność newsów z kraju i nie wyszłam z tego z absmakiem. czyli wreszcie trochę przycichło? czyli to jest ten moment w który ja się wbijam ze swoim zdaniem.

już przy okazji żałoby narodowej pisałam o tym, że Polacy to jeden z najgorszych narodów, jakim mogła się taka tragedia przytrafić. i co? bluźnierstwo? znikomy patriotyzm? nieprawda? dlatego nie powiem, że się spodziewałam aż takiego czegoś jak crossgate ale niespecjalniem zaskoczona.

toż to kraj pierdolonych malkontentów i zakompleksionych aferzystów, którzy jak tylko wyczują, że można popłakać, ponarzekać i jeszcze przy tym podnieść sobie morale braniem udziału w jakimś piekiełku, to wskakują do tygla, niespecjalnie patrzą na to o co i z czym walczą, byleby mieć odmienne zdanie, dać się pobić po to, żeby potem płakać, mimo, że się sami prosili. a że nie patrzą z czym i o co, to widać po reakcji Kościoła, który niemal dosłownie umył ręce od crossgate. ha ha? trzeba to sprzedać filmowcom, że teraz nie tylko przemoc i seks się najlepiej sprzedaje ale i krzyż. ja chcesz błysnąć, nabić sobie komentarzy czy czytelników, to pisz o krzyżu. to się sprzeda. nic to, że sam się sprzedasz przy okazji.

to, że jestem z tematem na bieżąco zawdzięczać mogę tylko znajomym, których pokolekcjonowałam na Facebooku czy Blipie - dostarczają mi linki o kolejnych aspektach. ze sporą satysfakcją wyłuskuję te, które dowodzą o cieniu rozsądku uchowanym w rodakach, choćby nawet przejawiał się w akcjach prześmiewczych.

nie da się nie przyznać, że najpierw politycy, potem obrońcy krzyża sami doprowadzili do zaistniałej sytuacji. i że nie samą tragedię jak i jej ofiary ale reakcje się tu ośmiesza. i że kpinę z 10 kwietnia zrobili oni sami, nie ci ze spaghetti pod Pałacem.

paradoksalnie (?) ja mam siebie za całkiem niezłego sortu patriotkę - mianowicie odgradzam od siebie to, co z mojego kraju robi kupę guana, pozostając pamięcią przy czasach, gdy było z czego być dumnym, było co doceniać. nie popadam przy tym w amok uświęcania małych gestów, bo to z kolei przegięcie w drugą stronę ale je dostrzegam i wskazuję palcem. dodają otuchy.

nie daję się wciągnąć w tę aferę też dlatego, że nie mam natury tabloidowej a teraz zrobił się ze sprawy festyn dla maluczkich. nie chodzi już o żadne wartości, tylko o publiczną jatkę, przepychanki typowe, o czym świadczy obecność jakichś kiboli podczas akcji przenoszenia krzyża. myślicie, że każdy tam był bardzo przejęty sprawą? phi. po prostu słusznie wyczuli okazję do napierdalanki to pojechali. a w tym udziału brać nie będę, sorry. jak ktoś ma mentalność pani Jadzi spod czwórki, która zna najświeższe ploteczki i jak tylko jest rumorek, to przebiera laczkami to proszę bardzo. kątem ust winszuję pomysłu na siebie ale to tyle.

Jarosława Ka. skurwysynem określać nie będę, nie robiłam tego wcześniej to czemu miałabym teraz? czyżby mnie czymś zaszokował? no nie. on taki był, on taki jest i on taki będzie przecież. zresztą, co wcale nie ma go bronić, jedynie ukazać nagie fakty, nie należy obarczać Jarosława Ka. całą winą za nienawiść w narodzie. idę o każde pieniądze, że gdyby błysnął i powiedział, że on się w to nie pakuje np. z uwagi na pamięć brata i bratowej, to zaraz by się znaleźli tacy, co go wyręczą. wystarczyłaby formułka, że w imieniu Jarosława Kaczyńskiego, któremu zdruzgotanie tragedią odbiera głos i siłę na walkę, my będziemy bronić krzyża tego, pamięci ofiar i pomścimy! to rozsądek ich podjudza, ta potrzeba bycia na przekór, masochizm niewyobrażalny. we are so emo here.

o osobie Henryki Krzywonos, przyznaję, nie wiedziałam do tej pory nic, bardzo ładnie Jarkowi przygadała ale trochę nie na miejscu byłoby wyznawanie jej dozgonnego uwielbienia poprzez zostawanie fanem na Fejsie. fan jest wierny, fan wie więcej, fan podziwia.

i tak, wiem, to taka nowa moda by pozbawiać słowa ich znaczeń poprzez nadmierną eksploatację ale nie wezmę udziału w podobnym procesie. takie zboczenie niedoszłozawodowe.

pomnika zbiorowego też bym nie stawiała, bo część ofiar nie zasłużyła się dla kraju nijak, poza tym, że zginęła śmiercią nienaturalną i to hurtową. to nie jest zasłużenie się. oni by chyba nie chcieli zginąć w tej katastrofie. tablica wystarczy. i może pomniki indywidualne i nie każdego, tylko tych, którzy faktycznie byli za życia ważni - nie, że pełnili ważne funkcje, dkn, tylko zrobili coś ważnego podczas ich pełnienia. albo przed.

proszę mi powiedzieć, tylko szczerze, czy ja tu kogoś obrażam brakiem zainteresowania tematem? chęcią - potrzebą - zachowania wizji kraju normalnego? może to naiwne, ale nic Wam do tego. nie jest to przecież fanatyczne uwielbienie, charakterystyczne dla ludzi, którzy zatrzymali się na tym czy innym etapie. przecież ja wiem i widzę - ale na tym kończę.

to trochę jak w przypadku Hard Rock Cafe - mieszkam w tej Warszawie a nie bywam - mieszkam w samym oku krzyżowego cyklonu a nie bywam ani nie wykazuję zainteresowania. z chęcią się zamienię na miejscówki z jakimś aktywistą, który żałuje, że nie może być na bieżąco. aż tak nie wykazuję, że jak ^eliwurman wrzucił na Blipa mms spod krzyża to mnie zatkało. dla innych to pewnie nic nowego, chyba nawet sam Eli podpisał zdjęcie leniwym nudy, nic się nie dzieje a ja przeżyłam mikroszok. wcale nie nudy. wcale nic się nie dzieje dla kogoś, kto pamięta Pałac Prezydencki normalny, teren przed PUSTY, bez żadnych bramek, transparentów i innych w podobie.

z pojedynczą głupotą walczę, zmasowanej się boję i unikam jak ognia bo wiem, że przepadnę. nie umiem na ich poziomie sobie radzić, ich drogami iść bez mapy i bym się zgubiła, bo kręte paranoi są drogi, oj kręte. i jeszcze działają jak wir, bo nikt normalny stamtąd nie wyszedł. za bardzo sobie cenię swoją normalność.

a że obłęd to widzę nawet to pisząc, bo staram się to poukładać, coby logicznie i zwięźle się wypowiedzieć i widzę wielki kłąb i zero nitek, po których by można do kłębka. czteromiesięcznego kłębka, dodajmy. to może ja już skończę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz