T. bywa. a jak wraca, to zaskakuje nas nowymi zachciankami i dostarcza nowinek dla siebie nietypowych. gdy skądś wraca lub gdy z kimś rozmawiał, to w sklepie nas szokuje sugestią zakupu czegoś, co zapewne mu posmakowało gdzieśtam. niestety najczęściej smakuje wyłącznie jemu i w ten oto sposób kupujemy zawsze dwie kawy np. on mojej nie lubi - ja jego nie znoszę. M. jest w świetnej sytuacji, bo sobie urozmaica dzięki temu.
cichcem podejrzewam, że dryg do oglądania Mam Talent też przejął od kogoś, bo już po pierwszej edycji wyraził znużenie a teraz nagle wróciło. przyznaję, że sama oglądałam kilka tego typu programów ale po tylu edycjach Idoli, You Can Dance czy właśnie Mam Talent wyczerpał się mój limit zapotrzebowania na taką formułę. więc od dłuższego czasu nie tyle oglądam, co słucham zza ściany.
nie inaczej było ostatniej soboty.
słyszę tęskne wycie. z tekstu identyfikuję, że to ♫ Iris Goo Goo Dolls jest wyta. oraz podrasowana chrypliwym głosem, coby było jak w oryginale. oryginał jest spoko, pamiętam jak w szóstej klasie koleżanki się przy tym zapłakiwały, ja wolałam zapłakiwać się przy ♫ Uninvited Alanis, jeśli już mamy pozostać w rejonach jednego soundtracku.
mój stosunek do City of Angels wyraża się w anegdotce z Niemiec: jak co wieczór mieliśmy sobie oglądać film w naszym szkolnym kinie. umowa była, że to dziewczyny wybierają film. jako, że przyszłam spóźniona na głosowanie to usiadłam, jak zwykłam, w drugim rzędzie, by móc nogi o krzesła pierwszego oprzeć - gdyż pierwszy rząd był zawsze wolny. do tej pory słyszałam tylko o Mieście Aniołów, więc gdy występował w rozmowie w tytule oryginalnym to się tylko upewniłam - 'City of Angels'? you mean this one with Nicolas Cage? YES, YES! - przytaknęły ochoczo koleżanki. no way, see ya then. - i wyleciałam jak z procy, za chłopakami.
gdy wycie ustało, usłyszałam masę komplementów. zastanawiając się czy to możliwe, że aż tak poziom spadł bo nic w tym nie było oryginalnego, zajrzałam do pokoju. i co? niewidomy. aha, wszystko jasne.
pech chciał, że niedługo potem zobaczyłam scenę na swój sposób tragiczną - tego od ♫ I started a joke. tragizm zawierał się w okrutnej zgodności tego co śpiewał z jego sytuacją - and I started to cry which started the whole world laughing. oh if I'd only seen that this joke was on me.
nie pierwszy raz się spotkałam z polityką błazna i dziwoląga w programach tego typu. Błazny padają ofiarą zapotrzebowania na rozrywkę, brudną bardzo, dodajmy. dziwolągi, czy osoby w jakikolwiek sposób ułomne płacą za wszelakiej maści nie wiem... konsternację? miękkie serce? litość? decydujących.
bo czyż nie ma nic bardziej wzruszającego od niewidomego człowieka, który śpiewa And I don't want the world to see me, cause I don't think that they'd understand? zapewne nie ma, ale o wiele bardziej mnie wzruszy ten sam facet, który nagle stanie oko w oko z naprawdę zdolną konkurencją i odpadnie i nie będzie potrafił zrozumieć, dlaczego. albo widok kogoś zdolnego, kto dzięki trosce prowadzących o pana, nie dostanie się do zasłużonego etapu. albo gdy przeczytam w gazecie o samobójstwie takiego błazna, któremu ktoś wreszcie uświadomi, że this joke was on him.
jestem brutalna? może. ale słyszałam historię znajomego mojego ojca z liceum, którego dotknęła tragedia. już nie pamiętam dokładnie, czy stracił rodzinę, czy był upośledzony, w każdym razie nauczyciele postanowili chłopaka dowartościować. dowartościowali go na tyle, że postanowił studiować bodajże fizykę. dowartościowali go też ci z uczelni - przyjęciem na wydział. i co? nie minął rok a chłopak się powiesił.
nie dawał sobie rady z poziomem - tak, chyba był opóźniony w rozwoju, teraz sobie przypominam - a że, przy niemałym wsparciu kadry w liceum, postawił wszystko na jedną kartę, myślał, że w tym jest dobry więc w reszcie dobry być nie musi, to gdy stawił czoła faktom, to się załamał zarówno brakiem perspektyw, jak i tym w jaki sposób go potraktowano.
i kto tu jest teraz brutalny? wolę zrzucać już z chodnika, niż z ogromnego konia.
takich przykładów w tego typu programach jest na pęczki. ja nie odrzucam wszystkich ułomnych z gruntu - podziwiam ludzi bez rąk malujących stopami, podziwiam ludzi bez nóg poruszających się na nadgarstkach... słowem, talent znajdowania sposobu na zastąpienie brakującej kończyny. bo to jest TALENT.
ale co ma wzrok do śpiewania? bo jeśli chodzi o klawisze, to wirtuozem, przepraszam, nie był.
talent miał Beethoven, że tak z grubej rury walnę. talent ma Stevie Wonder. znowu gruba rura ale oddają one - te przykłady/rury - clou tego, o czym tu piszę.
ze stajni Mam Talent pochodził również Madoxx, czy ja go tam się zapisuje. emo chłoptaś - tak, czytałam tego jego blogaska, emo jak ch..olera - który zachwycił jury swoją wrażliwością. raczej wyczuli w nim świetną małpkę do pokazania ludziom, którzy mają poważny problem z akceptowaniem chłopców, którzy wyglądają jak dziewczynki. mylę się? czyli rozumiem, że miał talent. okej. to gdzie on teraz jest?
z innej nieco beczki - Irek Grzegorczyk z Big Brothera, który tak był książkowo wręcz zakręcony, że trafił do Tworek (szpital psychiatryczny tam się znajduje, bardzo znany w Warszawie, czy poza nią to nie wiem).
i tak dalej, i tak dalej.
jest to o tyle denerwujące, że na swój sposób i w swojej skali, też kiedyś stałam na miejscu ich wszystkich. nie jest tajemnicą, przynajmniej ja nie robię z tego tajemnicy, że posiadam, obecnie już niewielkie ale zanim się nie unormowało to były spore, pewne dysfunkcje - krótsza noga była wyraźniej krótsza a serce o wiele szybciej wymiękało. no i wiadomo, problem tkwił we wuefie. natura mi, na niekorzyść nauczycieli, wynagrodziła braki dodając bystrości i inteligencji, więc z czasem coś mi zaczęło nie pasować - że to niemożliwe, że biegając jak pijany kuternoga, mogę być szybsza od wszystkich chłopaków w klasie. rozumiem od jednego, cudem boskim fajtłapowatego - bo biegałam zawzięcie, w przeciwieństwie do leniwych - ale od wszystkich?
cóż się okazało? no więc pan miał umowę z uczniami - za może pół oceny w górę czy nawet całą, mieli zwalniać pod koniec tak, bym wychodziła na prowadzenie.
i pamiętam baaardzo dobrze jak źle się wtedy czułam, jak obrażona i upokorzona zostałam podobnym zachowaniem, jak nieufna się wtedy stałam względem nauczyciela i jak daleko mi było do dowartościowania.
z wuefu otrzymałam dożywotnie zwolnienie od lekarza, obrałam sobie kilka przedmiotów, z których byłam szczerze niezła i w nich się wyrabiałam na tyle, że do dziś mnie tam pamiętają bo im zostawiłam parę opowiadań, dyplomów, odznaczeń... dowodów na to, że byłam dobra w tym co robiłam.
oczywiście, że istnieją dziedziny w których chciałabym być dobra, chciałabym być o wiele sprawniejsza niż jestem ale nie tędy droga. raz chciałam nawet być świetna w matematyce, bo mi jakiś dział podszedł i poczułam wiatr w żaglach. dział się skończył, przeszliśmy dalej, pewna siebie w niego weszłam i w końcu mi nauczyciel powiedział spokojnie, że nie wykazuję ponadprzeciętnego talentu do i miałam fart dział temu. oczywiście, że się zmartwiłam ale trwało to tydzień.
o wiele dłużej by to trwało, gdybym faktycznie zdecydowała się pisać maturę z matematyki i otrzymała trzy punkty. dlatego energię skupiłam na WOSie i próbną napisałam druga w szkole.
dlatego nie ja tu jestem brutalna, gdy skreślam śpiewającego ślepca, bo o wiele lepiej pamiętam odczucia po sytuacji na wuefie, niż zasmucenie po rozmowie z matematykiem.
zresztą nikt przy zdrowych zmysłach by mi nie zarzucił uprzedzeń względem chorych osób. jako że chodziłam do szkoły społecznej na starcie, to poznałam wiele chorych dzieciaków i jak ta matka-gąska wiodłam korytarzem je za sobą, bo nikt poza mną nie chciał się z nimi zadawać. z czasem to zaczęło być męczące ale to kiedy indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz