16.04.2010

This country is a circus.

Bo naprawdę, strach zażartować, gdyż za kilka godzin okazuje się, że ktoś realizuje Twoje pomysły i wtedy to przestaje być śmieszne.

Za wcześnie i za późno.

Piszę to za wcześnie, bo żałoba narodowa trwa przecież do niedzieli włącznie i w normalnym kraju, w normalnych warunkach przez myśl by mi nie przeszło, by ją przerywać notką wykpiwającą. W myśl mechanizmu - najpierw cię coś oburza, potem cię bawi. Możesz jeszcze gdzieś pomiędzy się załamać, tak jak ja.

Piszę to też za późno, bo przetrawione przez wszystkie kolejne etapy reakcji. Ponieważ gdyby nie żałoba narodowa, to komentowałabym otwarcie, na bieżąco, raz wściekła, raz zdołowana a raz rozbawiona. To nie jest żadna hipokryzja. Już na pewnym blogu powiedziałam - wolność wyrażania poglądów i zdolność do gryzienia się w język nie kłócą się ze sobą. Nie jest to zapewne dokładny cytat, jednak autorka bloga ów zamknęła a mi niespecjalnie zależy na haśle. Więc czy i jak ona się do tego odniosła - nie wiem.

Niełatwo w nienormalnym kraju starać się zachować szacunek. Nie dla krzykaczy, dla tych, o których pisałam poprzednio.

Jest to tym trudniejsze, że kraj ekstremami stoi i jeśli nie szanowałam za życia, to czemuż daję sobie prawo do szanowania po śmierci? Szczerze? Ale tak bardzo? Ten tydzień nie pozwolił mi absolutnie zapomnieć, który to prezydent zginął i nie mogłam tego należycie pominąć, czy chociażby przeczekać. Oczywiście nie tylko ja, ale blog jest mój i tu się pisze o mnie.

Więc jeśli pytacie mnie o politykę, to po pierwsze - Polacy to jeden z najgorszych narodów, jakim mogło się przytrafić coś takiego. I to nie jest współczucie. Po drugie - gdyby ktoś mi dał listę prezydentów, których mam szansę pamiętać, i powiedział, żebym wskazała jednego, któremu musi się to przydarzyć, to oczywiście na głos powiedziałabym, że żadnemu. Ale pomyślałabym swoje.

Może przez chwilkę było mi wstyd za takie wnioski, ale wolę nie udawać przed nikim, także przed sobą, że mój szok i żal miały cokolwiek wspólnego z tym, co reprezentowały sobą ofiary. Czy życzyłabym im śmierci? Za nic. Czy moją pierwszą myślą było yes, yes, yes, to już na pewno nie wygra? Wcale nie.

Ale już decyzja o pochówku na Wawelu dobitnie przypomniała mi o swoim stosunku do osoby, jak i prezydentury Kaczyńskiego i jeśli komuś nie starcza oleju w głowie, by dostrzec różnicę między żalem bo się wydarzyła tragedia a jasnym sprzeciwem względem wykorzystywania jej, to ja mu tego nie wyjaśnię. Mogę próbować opisać ale bez nadziei, że ogarnie.

Jasnym ale nie przesadzonym. To, że Wawel stanowi..ł dla mnie symbol historyczny i niespecjalnie musiałam dotykać go na co dzień myślą, bo po prostu miałam zakodowane, że to miejsce pochówku królów i osób znaczących dla kraju. A przepraszam, ale śp. prezydent dla kraju znaczący nie był wcale. To ta katastrofa była i jest znacząca, żadna z ofiar nie znaczy dla mnie ni krztyny więcej, niż znaczyła w piątek. Za każdym moim wyjazdem za granicę przyciszonym głosem mówiłam kto sprawuje u nas urząd prezydenta i wcale nie miałam za złe, że patrzą na mnie z politowaniem, gdy podaję kraj pochodzenia. Jedyna nadzieja kryła się w wyborach, które miały mieć miejsce w tym roku. Jak to mówi pewien demotywator - wszyscy chcieliśmy, żeby odszedł ale nie w ten sposób.

Ponad to, o czym dobitnie świadczy powyższe, mam wrażenie, że zginęła para prezydencka i 94 sprzątaczy czy innych szoferów. Dopiero to, co zrobił Przekrój bardzo mi się spodobało. Na tyle, by go za to pochwalić. I wiem, że coś pochrzanił z Edgarem Poe ale to tam, drobiazg. Wiadomo, w normalnym kraju, w normalnej sytuacji...

Wracając jeszcze do tego Wawelu. Naprawdę mamy wybitną skłonność do przesady, w mig mylimy dowcipność z żenadą, przekraczamy granice w tempie niemożliwym i trzeba się tłumaczyć, że potrafię się zapisać do grupy NIE dla pochówku pary prezydenckiej na Wawelu, co wyłącznie ma być wyrazem mojego stanowiska.. No bo poważnie, między nami mówiąc, to po to się przyłącza do grup na Facebooku.. ale już nie do TAK dla Stadionu Narodowego na Wawelu, czy innych w tym wcale nieśmiesznym stylu. Na wszystko jest czas, i na wszystko go czasem nie ma. Dlatego też nie popieram organizowania głośnych manifestacji w tym tygodniu. Nie zabijam klina klinem, nie kieruję się oko za oko, ząb za ząb, nie odpłacam się pięknym za nadobne. Naprawdę nie uważam, że jeśli widzę burdel to i ja mogę go zacząć tworzyć. Choć jest to bardzo logiczne, zrozumiałe i nikt nie miałby mi tego za złe.

Oczywiście zasada uznania żałoby, czy mi się to podoba czy nie, jest tylko zasadą, którą ja się kieruję i nikomu jej nie narzucam a dezaprobatę wyrażam tylko w przypadku jawnej przesady. Na przykład ostatnio część moich znajomych podchwyciła kilka sytuacji, obracając je w żart. Może niekoniecznie samą tragedię ale reakcje ludzi, coś co naprawdę wydało mi się zabawne. I teraz dylemat malutki.

Nie mam im tego za złe, bo cała ta żałoba jest śmiechu warta. Nie idea, tylko jej przebieg. Albo śmiechu albo totalnego załamania. Gdyby nie Mama, która non stop ogląda, to nie włączałabym już od dawna takiego TVN 24, bo ja wszystko rozumiem, ale to serio zaowocuje depresją narodową. Ciągle te same zdjęcia, ciągle te same materiały, ciągle marsz żałobny. W sobotę, niedzielę, nawet poniedziałek - okej, ale już szósty dzień tak lecą i to już nie jest refleksyjne, to już jest nie do zniesienia.

Kompletnie nie docierają wiadomości z zagranicy, a akurat bardzo szkoda, bo erupcja wulkanu na Islandii i pył, który blokuje ruch powietrzny. To jest coś istotnego, a nie wiem czy nie wyszło to jakoś całkiem przypadkowo, bo tylko zagraniczne portale są w stanie zaoferować coś nie na temat.

W całym tym zamieszaniu bardzo nie podoba mi się także łączenie sprawy katyńskiej, sprzed siedemdziesięciu lat, z tym, co stało się w sobotę. To samo miejsce, okej. Rocznica, okej. Ale wszelkie próby insynuacji, że ma to jeszcze jakieś powiązania z sobą, są śmieszne. A wręcz oburzające, bo to jak się Rosja zachowuje, to jeśli nawet nie powinno zostać docenione - a powinno - to przynajmniej nie zasługują na tego typu wdzięczność. Np. nie uważam, by emisja Katynia w telewizjach świata była najlepszym pomysłem, gdyż niesłychanie łatwo o błędną analogię. Już gdzieś czytałam, że 15% z jakichś ankietowanych, po obejrzeniu Katynia, myśli, że katastrofa smoleńska była efektem spisku. Świetnie, niech oni sobie Katyń oglądają, bardzo się cieszę ale czemu ma służyć to, że właśnie teraz?

To wszystko odbiło się na mnie w niemały sposób, przyznaję. Ale to chyba poleci w innej notce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz