26.02.2014

.

może oglądam złe filmy, może napatrzyłam się na kiepskie seriale a może mam w głowie pudełka i regały, zamiast przenikających się wzajemnie chmurek, niemniej jest jak jest.

czyli historiom potrzebny jest koniec.
tzw. closing.

miliony pytań, na które nie dostawałam jednoznacznych odpowiedzi,
więc odpowiadałam sobie sama, na podstawie obserwacji.
czasem nietrafnych, czasem jak najbardziej, jednak nigdy od źródła,
więc łatwo było je poddać w wątpliwość i się dręczyć.

w ogóle podchodzę do czasu iście geometrycznie -
jakbym miała cokolwiek zaczynać, to w poniedziałek
jak kończyć to w niedzielę.
koniec dnia, tygodnia, miesiąca, roku.
takie ogólnie przyjęte zamknięcia odwalają za mnie połowę roboty.
pewnie dlatego nigdy skutecznie nie rzuciłam palenia,
bo wiem, że trzeba zacząć od następnego w ciągu dnia
i mi tak gładko przechodzi od końca dnia do miesiąca.

i tym razem dostałam też ten swój koniec długiej historii.
przemyślałam, przepatrzyłam, pogrzebałam.
przegapiłam się na głupie seriale, szukając wskazówek na przyszłość.
utożsamiłam się z piętnastolatką, która przeprowadziła się z miasta do miasteczka
i z głupich scen starałam się wyssać lekcje na przyszłość.
bo jedno się zamknęło, więc inne musi się zacząć.
już może.

a z trzeźwiejszych wniosków -
jedna świrnięta, drugi chory i umiera na katar.
przez tydzień można się jednoczyć,
ale w końcu wstajesz o 11 i na pytanie to co dziś robimy?
widzisz ze spojrzeń błędne nic,
to już wiesz, że trzeba się zebrać. bo inaczej to nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz