zbieram się i zbieram do napisania poniższego, bo należy i trzeba, ale zawsze coś wpada - tudzież wypada - i na zbieraniu, choć nawet miałam już tytuł, co nigdy, się kończy.
ale wróciłam sobie rano na bloga mojej kuzynki - nie, nie Kuzynki, innej, ja mam liczną rodzinę i głównie w kobiety zaopatrzoną, a przypomniała mi się po wczorajszym eksplorowaniu stołecznego najtlajfu - i mnie zmotywowało. to zresztą - mhm, mhm, wracamy też do dygresyjności, czemu nie - częsty sprawca kolejnych tu tekstów; czytam czyjeś i mi się przypomina o swoim.
do rzeczy zatem.
rzecz miała mówić o końcu, ale takim dobrym, wreszcie naturalnym. schyłku.
siedząc sobie bowiem w pracy skonstatowałam - a da się, naprawdę da się tam konstatować, bo ostatnio sprowadzam się zawodowo do wyjmowania z koszulki, ułożenia papierów datami, pstryknięcia dwa do czterech razy zszywaczem - atrakcyjnie się robi dopiero, gdy się ów zszywacz zepsuje - i na eksport, więc niewiele tam trzeba myśli poświęcić - iż właśnie zamyka mi się etap. Etap. duży, wielowątkowy etap. gdybym była umysłowo na bieżąco z metryką, to bym mówiła, że okres dojrzewania, młodzieńczość, przedmurze dorosłości. a tak to nazwać nie mogę, jedynie opisać pokrótce.
jak przez większość wyznaczona jest końcem studiów, tak moja młodzieńczość zamknąć się miała z chwilą spłaty pożyczki. i przez wiele tygodni termin mi majaczył, był zupełnie niekontaktowy, dlatego całe dobre życie na niego spychałam. jeszcze nie teraz, ale już po tym i tym tego i tego to już na pewno. a teraz już go widzę, bardzo wyraźnie, pół roku to banał, wszak świetnie pamiętam, co działo się pół roku temu, więc i patrzenie na to, co za kolejne jest trochę strasznie proste.
złożyło się tak, może przypadkowo, może wcale nie, że i w innych kwestiach sprawy się domknęły. w ten czy inny sposób, nie chcę już tego po raz enty roztrząsać, ot, nie ma już. co tylko potęguje wrażenie, że został mi ostatni guzik do zapięcia i będę wolna. a za wolnością truchta odpowiedzialność, bo pewnie, można ją pocelebrować dzień, noc, później odespać, ale jak już się obudzę, to coś trzeba będzie robić.
przyznałam też przed sobą, co zabrzmi cokolwiek leniwie, że stanowiło to niekiedy niezłą wymówkę. takie no przecież teraz nie mogę, bo muszę; jak skończę musieć, to dopiero. koniec i tego dobrego, moja panno, trzeba się wziąć za siebie i coś robić dalej. i nie ma, że ach, całe pół roku mam, bo będę jedną z tych, na których zawsze wybałuszałam oczy - zdali maturę, wzięli świstek i nie mają pojęcia, co dalej a rekrutacja się kończy za tydzień. lądowali później na socjologii, psychologii i kulturoznawstwie. widok dość straszny - chodziłam na zajęcia na wydział psychologii i może z 15% towarzystwa wyglądało na będących tam z przekonania i wyboru. nie chciałabym robić nic z braku laku, na ślepo. o ile bowiem z przebiegu lat dotychczasowych mogę się całkiem sprawiedliwie wymiksować, bo bardziej mnie wrzucono - dałam się wrzucić, ale wciąż w niekorzystne zależności - o tyle już później będzie szło na mój rachunek, wszyściutko. i ten, wolałabym, by był im plus. bym, skoro już się pogodziłam, że nie usatysfakcjonuję nikogo, chociaż sama - a z drugiej strony przede wszystkim ja - była zadowolona z przebiegu.
bardzo ciekawe, choć trochę straszno. bo właściwie to złapałam się i na tym, że chyba nie do końca już wiem, co chcę z nim zrobić. to niby dobrze, znaczy, że się rozwinęłam i nałapałam różnorodnych pokus i bodźców, ale wypadałoby się z wolna zacząć decydować. czy chcę być zapalonym, kawą-zapijaczonym freelancerem, który drży z jednej strony z emocji, jakich dostarcza mu to, co lubi robić, a z drugiej z powodu dużej ilości niczym niepoprzedzonych zer na koncie, czy jednak wbić się w jakieś dyscyplinujące kajdany, bo o ile się je dobrze odmierzy i niekoniecznie zapnie na gardle, to miewają swoje plusy. czy wolę się ulepszać w tym, co już wiem, czy może zacząć się wyrabiać w czymś kompletnie nieznanym. tak, tu by się przydał jeden z tych tandetnych obrazków z rozdrożem.
ale to dobrze. przeszłam wreszcie ścieżkę, już wszystko jest za mną. nie wisi nad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz