… czyli o cyckach.
Niebagatelnych, bo celebryckich. Mogłabym, oczywiście,
udawać buntowniczo, że mnie, w przeciwieństwie do całego świata, temat nie
zainteresował. Ale to nieprawda, więc po co mam udawać?
Zainteresował. Mnie, jako człowieka; mnie, jako kobietę;
mnie, jako właścicielkę – mniejszych, ale jednak – piersi; mnie, jako
ewentualną przyszłą matkę i wreszcie mnie, jako osobę, która pochodzi z
rod..ów, obarczonych genami rakowymi, z czego w niemal stu procentach, od linii
żeńskiej, tyczyło się to raków piersi. Tak,
mimo obecnych przypadłości, moja matka jest po mastektomii, właśnie z tego
powodu.
Jestem obarczona ryzykiem z obu stron, bardzo dużym, nie
robię na razie stosownych badań, głównie z powodu durnego lęku, bo przy moim
szczęściu coś wykryją. Ba, sama wielokrotnie wpadałam w panikę, gdy coś
poczułam, wyczułam w tych okolicach. Szczęśliwie, na razie, okazywało się to
efektem podrażnień, niemniej jestem wyczulona na sprawę. Może nie kancerofobia,
ale wiem, że wisi.
Przyznam, że polactwo mnie nie zawiodło. Czytałam, wstępnie
natłok dnia pierwszego, zaraz po rzuceniu informacji o mastektomii Angeliny,
później poszczególne artykuły i choć zażenowana, to nie jestem zaskoczona.
Zacznę może od początku, czyli od samej Jolie. Nie jestem
nią zachwycona, jak powinnam. Nie uważam jej wcale za świetną aktorkę, nie jara
mnie jej niegdysiejsze sypianie z wężami, nożami, czy czym tam ona zwykła. Nie kupuję
jej. Bo to, co sobą reprezentuje na ogół, to produkt. Do wzięcia, bądź nie. Ja jestem
w tych drugich.
Nie zmienia to faktu, że wiem, prawie namacalnie, bo z
najbliższego podwórka, jak ciężkie są chwile, zanim kobieta zdecyduje się na
mastektomię. I to wcale nie tylko w przypadku, gdy nie ma jej czym zastąpić. To
się czuje, gdy jest w ciele coś obcego. Znam relacje zarówno tych, które mogły –
stać je było – na ryekonstrukcję, jak i tych, które wstydliwie wypychają czymś
miseczki biustonosza, bo pod nim nie mają nic. I mówię tu o dylematach kobiet,
które wiedziały już, że są chore. W których przypadku nie było mowy o prewencji
– musiały usunąć, a mimo to miały wątpliwości.
Nie podejmuję się oceny prewencyjnego działania Angeliny, bo
nie czuję się w gestii. Nie mam, tak naprawdę, nikogo, dla kogo musiałabym żyć,
w sensie nie histerycznym, ale pokoleniowym. Nie muszę nikogo jeszcze wychować,
nie mam żadnych zobowiązań. Dziś nie usunęłabym wątroby, mimo, że jest pełna
zła wszelkiego, bo szczęśliwie jestem za młoda i za wolna, by podejmować takie
decyzje.
Jednak w najwyższym stopniu i w pełnym tego słowa znaczeniu –
szanuję, a trochę może podziwiam, Jolie za fakt, że postanowiła podzielić się swoją decyzją ze światem. Nieistotne bowiem, jak bardzo bym ją lubiła, bądź
nie – faktem jest jej pozycja. Kobiety-seksu, kobiety-obiektu pragnień
mężczyzn, kobiety-obiektu nienawiści, a głównie zazdrości innych kobiet. Wiele chciałoby
wyglądać jak Jolie, a tymczasem ona
decyduje się na taki krok i jeszcze o nim opowiada, ku wsparciu.
Nie ma tu dla mnie miejsca na, jakże ochoczą, ocenę jej
decyzji, gdyż jej piersi – jej sprawa, mimo wielu fanów. Mogę tylko oceniać jej
odwagę, by opowiedzieć jak, wedle zdania wielu kobiet, dobrowolnie się
oszpeciła. Dla mnie nie jest to zachętą do usuwania sobie czegokolwiek na wszelki wypadek, a raczej głos, który
wspiera te, które nie mają wyjścia. Spójrz,
ja usunęłam, choć nie musiałam – nie wahaj się zatem, jeśli nie masz innego
wyjścia.
Absurdalne? Chcielibyście. Nie wiecie, jak wiele, ryzykując
zdrowie, woli postawić na wizerunek. Zwłaszcza dziś, gdy kobieta prędzej
powiększa rozmiar, niż się go pozbywa. Gdy, w imię durnych kompleksów,
kompletnie bezpodstawnych, kładzie tapety, a co dopiero mówić o oszpecaniu się.
Wielu pyta, choć co ich to obchodzi w sumie, czemu nie
decyduję się choćby na codzienny makijaż. Z dwóch powodów – po pierwsze, bo go
czuję, niezależnie jak lekkie
kosmetyki bym stosowała, a po drugie dla formy. Codzienny, ciężki makijaż psuje
cerę. I to mit, że dopiero ten niezmywany. Niezmywany trwa 4-8 godzin. Wizerunkowy
16. No to sorry. Więc zdaję sobie sprawę, jak ważne dziś jest rozporządzanie
posiadanym, a co dopiero, gdy decydujesz się coś usunąć?
Decyzja, wbrew ocenom, czy dobra czy zła, wywołała w Sieci i
społeczeństwie – tak, moje koleżanki w pracy też to omawiały, zwykle prosto,
więc nie ma co przytaczać – dyskusję o potrzebie wykonywania badań pod tym
kontem. Sama dowiedziałam się i poznałam cenę badań genotypu. Może, jak mi
cykor minie, to się zdecyduję. Ale to jest ważne, to ma sens. Jeśli dzięki
artykułowi Angeliny kobiety pójdą się zbadać, to to jest ważne. A nie, czy
zagra Larę.
Jest jeszcze wątek dla mnie super absurdalny. Czy Jolie wie, ile takie badania i
rekonstrukcja kosztują w Polsce? Nie wie zapewne. Ale nie wińmy jej, że
urodziła się i żyje nie tam, gdzie powinna. Bo jak mam to rozumieć? Nie
przebadacie się, a w konieczności, nie poddacie się mastektomii w imię zdrowia
i kilku lat do przodu?
Cóż mogę powiedzieć. Miło było Was poznać. Szkoda, że to,
jak wyglądacie jest dla Was ważniejsze od tego, jak długo.
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.