dziwnie, gdy wszystko zaczyna nabierać znaczenia.
Dobrze - ale dziwnie; jakby puste od dawna korytarze
zaczynały się powoli, acz pewnie, zapełniać.
Banalne czynności, wykonywane do tej pory machinalnie i blado,
zyskują na precyzji przemyślanych ruchów i obiecują,
że coś na pewno po nich nastąpi.
Jakaś obietnica, wręcz przekonanie o sensowności i zysku.
Świadomość. Hiperświadomość każdego gestu,
wtłoczone kilogramy wartości w zarejestrowane przekazy.
I chęć, chęć, tak wiele chęci, że coraz częściej muszę się upominać,
bo przecież ma być powoli, stabilnie, od fundamentów.
Wielki głód wiedzy, poznania, przeżycia, doświadczenia.
Dźwięki, wyrazy, widoki, a każdy kolejny wzmaga apetyt.
Bo naprawdę, kiedy ja ostatnio szłam na spacer, choćby i z celem?
Kiedy odpuściłam możliwość przejazdu z punktu A do punktu B
na rzecz nóg, z głową podniesioną pewnie, obserwującą śmiało otoczenie?
Bez obaw, niechęci, zmęczenia...
Znaczy nie, ok, zmęczenie jest. Ale zaraz za nim wniosek,
żeby coś zrobić, by się wzmocnić.
Kto by pomyślał, że przyjdzie mi się całkiem poważnie zastanawiać,
czy lepiej kupić któryś ze środków multiwitaminowych,
czy - główkując, iż jak coś zawiera wszystko, to nie zawiera nic,
kupić wszystko oddzielnie? Na szczęście nie przejęłam po Siostrze
niemożności łykania kilku tabletek na raz, choćby i dużych.
Ale na szczęście serce przestało wreszcie boleć a raczej być ociężałe.
Sukces tygodnia - ta sprawa z biblioteką.
To jest trochę jednak wstydliwe, żeby się cieszyć z takiej,
wydawałoby się, w moim przypadku zwłaszcza,
oczywistości, jak czytanie książek, ale no co mogę powiedzieć?
Dobrze, że wróciło, hej.
Z początku był mikro dramat, bo okrutna wizja analfabetyzmu,
kiedy musiałam dwa razy przeczytać stronę, bo mi koncentracja siadła.
Ale już zaskoczyłam, już łykam kolejne, kątem oka dostrzegając krajobraz,
czy to przypadkiem nie mój przystanek. Godzinna podróż mija w sekundę.
Plus fakt, że Coś Zaczęłam przecież.
I teraz będę chodzić i czytać po kolei wszystko - jak tam weszłam,
to chciałam całe półki ściągać, wszystkiego.
Nadrabianie pozycji muzycznych, pełna koncentracja, wyważona ocena,
zyskiwanie na powrót tej ostrości, już nie płynie szumem,
ale coraz dokładniej oddzielam partie, rozbijam na sekcje, rozwarstwiam.
I wieczory z muzyką, kiedy z nikim nie rozmawiam, niczego nie piszę,
ona nie jest gdzieś obok, tylko o, proszę, siedzę i Słucham.
Żadna nowość, kiedyś już tak miałam.
I mam znowu. Na szczęście.
Już mi się dni nie dłużą wcale, nawet są nieco za krótkie czasem,
żeby to wszystko ogarnąć, wchłonąć, osiągnąć, pozyskać, chwycić.
A ludzie? Ludzie są i biorę z nich to, co najlepsze i warte wzięcia.
A jeśli straty przerastają zyski, to zostawić, odpuścić.
Jest tyle innych sposobów na życie, że szkoda czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz