myślę sobie, że istotnym punktem zdrowienia,
bo spokojnie mogę to rozpatrywać pod kątem choroby,
jest moment, gdy osiągniesz jakiś sukces i,
nie mając komu się nim pochwalić,
decydujesz się osiągać kolejny.
choć wcale nie musisz,
bo przecież nikt by nie zauważył,
gdybym go zaprzepaściła.
mogłabym swobodnie zapłakać nad tym,
że już nikogo to nie obchodzi,
więc po co się starać dalej.
ale właśnie to jest przełomowe,
przynajmniej dla mnie.
gdy postanawiasz nie wracać.
sama z siebie.
gdy idziesz do tych samych sklepów co zwykle
i bez mrugnięcia okiem przechodzisz obok znanych półek,
gdy w sklepiku osiedlowym bierzesz paczkę papierosów
a na pytanie, czy coś jeszcze, mówisz, że nie, to wszystko.
i to nie jest dla kogoś, bo nikt by się nie dowiedział.
albo nie zauważył.
bo teraz już tylko to mi ciąży,
już nie wielkie żale, winne całemu światu,
gdyż nie w słowach siła, a gestach,
ale fakt, że ci dwoje tu,
niczego nie zauważyli. no, może raz.
najlepsze jest to, że na samym początku.
kiedy jeszcze nie było się o co martwić.
z czasem pewnie wpadłam w durną pułapkę napinania żyłki,
próby zdobycia jakiejś troski, zainteresowania z ich strony.
cholera, obcy ludzie widzieli, że coś jest nie tak,
a oni wcale. mając mnie cały czas na oku.
ale nic nadto. już nie ma nad czym załamywać rąk więcej.
tylko kolekcjonować małe sukcesy, z których tylko ja będę się cieszyć.
zgoda. już się nie odwrócę.
nie sposób nie docenić roli powrotu do pracy,
jakiegoś zajęcia,
nie powiem, żeby kontaktu z ludźmi, bo jest tam silnie ograniczony,
ale to dobrze. im bardziej sama jestem, tym większe przekonanie,
że jest to czyste, uczciwe działanie,
a nie na rzecz czyjąkolwiek.
więc teraz pozostaje zamknąć ten rozdział
i iść dalej. z czystą kartą.
zdobywać świat na nowo.
kibicuję takiemu kolekcjonowaniu
OdpowiedzUsuń