23.02.2013

Czy ja wiem..

czy to jest pracoholizm? Niezupełnie.

Pracoholik to ktoś, kto nie potrafi przestać wykonywać zadania, kto odrzuca wszystkie inne możliwości spędzania czasu, choćby i nie musiał, na rzecz kontynuacji pracy.
Nie chodzi tu o zadania konkretne, nadzwyczajne, które po prostu muszą być wykonane na czas, a te niedające komuś spokoju, wieczne nerwy, całkiem zbędne.

To jest raczej droga ucieczki od rzeczywistości.
Rzeczywistości, która jeśli przybierze formę inną niż zazwyczaj,
to rzuca się dla niej nadmiarową pracę w sekundę.

Ja po prostu wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł - nie na tak długo.
Dwa dni - ok, pięć - no dobra, jakoś damy radę, acz już pod koniec z pewnym rozdrażnieniem.
Ale dwanaście? Pół miesiąca? Tutaj, z tym wszystkim?
Nie, to nie mogło się udać.

Jakby się ktoś pytał, co się tak naprawdę może wydarzyć przez dwa tygodnie, to proszę, już mówię.

Można odespać, można chwilę odpocząć, można się nakręcić na coś, sięgając euforii chwilę przed realizacją, żeby skończyć z rozczarowaniem, załamaniem wiary we wszystko, zniechęceniem, oburzeniem, odrzuceniem, a wszystko to przysypane wiaderkiem sparaliżowania, całkowicie fizycznego, sprzedanego po raz drugi w życiu z pełnym oddaniem intensywności.
Coś, co od siebie odpychasz przez kilka lat wcale nie dojrzewa, nie zmienia się ani o jotę, nie przyzwyczajasz się, nie umiesz reagować, bo było zapomniane, napotkane raz, z nadzieją na nigdy więcej.
Więc gdy uderza ponownie, to nieistotne o ile lat się jest starszym, bo miało nie wrócić a wróciło, tak po prostu, nie żaden majaczący flashback, dostajesz po twarzy tą samą sytuacją i wraca wszystko, w sekundę.
Serce w gardle, pot na czole, drżenie rąk, wielkie zimno, chore spojrzenia, pomieszanie nadmiernego zainteresowania z martwym otępieniem.
Ale można, jak widać, wytrzymać.
Choć niechętnie, więcej już dziękuję.
Można się przestraszyć, zmartwić, zdenerwować, poczuć zdradzonym, zrozumieć, zdystansować. podsumować, przekreślić kawałek życia, wrócić do początku, chcieć zacząć od tego początku, albo kontynuować coś, od czego się oddaliło.
Można nabrać nowej siły, nadziei, podjąć działanie.
Można się przekonać, że tylko w naiwnych filmach wszyscy trzymają kciuki, a tak naprawdę nic się wokół nie zmieniło, żadne okoliczności nie chcą sprzyjać, już nie mówiąc o ludziach.
Im to nawet chyba nie na rękę.
Dlatego uzbroić się podwójnie - nie tylko, żeby zaczynać od nowa, ale i przeciwstawić się próbom sabotażu.
Można zdać sobie sprawę pewnego wieczoru, że droga, którą dopiero co uznałam za błędną jednak miała pewne plusy, bo nie widziało się tego, co widać teraz dokładnie - że zdecydowało się skreślić nie tylko coś, co niszczyło, ale pomagało w pewnym stopniu, że nie wyciąga się rąk tylko po korzyści, ale i po wszystkie złe strony, które bardzo chętnie wracają.
Wtedy bierze się dwa mocne wdechy na jeden długi wydech, patrzy na kalendarz i czuje wielką ulgę.

Że jeszcze dwa dni i choć jedno wróci do normy.
I to właśnie tak naiwnie filmowo, po przerwie, gdzie będzie można naprawdę poczuć, że zaczyna się coś od nowa.

I choćby to miało trwać tylko osiem godzin dziennie, to całkowicie mi wystarczy.
Będzie o połowę mniej do walki.

Bo tu? Tu się nic nie zmienia. Jest tylko wszystkiego dwa razy więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz