najbardziej mnie trzepnął wyciąg lastowy.
Na boga, przecież nawet tu u góry są kategorie, powiedzmy szumnie, kulturalne.
I już się radośnie szykuję do sprawdzenia, kto mi królował w głośnikach
i nagle taki wstyd. Taka żenada. Takie zaniedbanie, zapuszczenie.
Wstyd przed sobą, a jednocześnie najlepszy dowód, że coś poszło grubo...
że ja pozwoliłam sobie pójść grubo nie tak, w złym kierunku.
Bardzo złym.
Ale. Ich obecność i to, że jest z czym porównywać daje szansę.
Że jest, jeśli nie co rozwijać, to przynajmniej do czego wracać.
Że kiedyś byłam całkiem taka nawet porządna.
Zapowiadałam się.
Czyli można.
Może zacznę od tego, że wybiję sobie z głowy utożsamianie wielkich uczuć z wielkimi tragediami.
She couldn't scream while I held her close. I swore I'd never let her go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz