ciele.
problemem jest jednak dość sporym, że każdy kij ma dwa końce i skoro umiem wyciskać to życie i jego elementy, jak pomarańczę, to dotyczy to zarówno sfer dobrych - jak najwięcej dobrego, jak i złych - jak najwięcej złego.
i się, najwyraźniej, znów zagalopowałam. o jedno zło za daleko. szczęśliwie są jeszcze obcy ludzie, którzy bezstresowo są chamami i pewnego dnia strzelają czymś, co zawiesza się w mózgu, jak kwas z tej miejskiej legendy, krzycząc stale przez tegoż dnia resztę.
z jednej strony jest to całkiem, o zgrozo, fajne, takie kinky, nakręcające, uzależniające wręcz, że mogę, że świadomie mogę, patrząc z boku mogę wszystko psuć i się zapędzać, a z drugiej na mnie krzyczy, głosem obcego chama i chyba trochę przeraża. że mogę. i nic. przecież ja nie zwykłam nic. ja nie mogę nic, bo jeśli ja spieprzę, to wszystko się spieprzy.
także już, było miło, Karolcia, możesz, już sobie udowodniłaś, zostało odnotowane. możesz. a teraz biust do przodu, prysznic, otrząśnij się i ogarnij. bo będzie bieda.
taka dosłowna to już jest, ale i bardzo dobrze, wychowana w systemie kar albo - w miejsce pochwał - ich braku, masz nauczkę za ten rezonans. wodę i sucharki, jak przy salmonelli. miło, że tym razem metaforycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz