Dobrze, ja się może do czegoś przyznam - od dawna chciałam poruszyć ten temat, ale brakło
Jak zgrabnie przejść od Breivika do Hitlera? Kluczem cenzury, skojarzeniem blokowania dostępu do Sieci z próbą utrudnienia dostępu czytelnika do Mein Kampf. Próbą, tak między nami, nieudolną, bo te utrudnienia są silnie umowne i nie trzeba się jakoś wielce starać, by wpadła w ręce.
Zaczęło się w szkole. Ja postrzegam to jako przysługę, szkoła zapewne, gdyby dotarło do niej, że właśnie ona zaintrygowała uczennicę postacią Adolfa Hitlera na tyle, by owa uczennica zaczęła drążyć temat na wszystkie strony, plułaby sobie w brodę, ale to w takim razie, droga szkoło, trzeba było temat ugryźć inaczej. Tymczasem dzieciakom, będącym na pograniczu faz jak powiesz Jasiowi, żeby nie wsadzał palca do kontaktu, to lepiej dzwoń na ostry dyżur, bo on już jest przy gniazdku i buntu nastoletniego, charakteryzującego się przecież pogardą dla norm, nakazów, zakazów, z czasem wątpiącym w otaczającą rzeczywistość, co prowadzi do szukania sobie przewodników, bohaterów, a im bardziej na bakier z normami, tym lepiej, sprzedaje się tego Hitlera z metką forbidden. Szczątkowo tłumaczy się tylko dlaczego, zło i tyle. I może faktycznie, jakaś kompletnie bezmyślna młoda owieczka się posłucha, spłonie rumieńcem ze strachu i nie zapyta, ale jeszcze na tym poziomie edukacji bezmyślność nie jest cechą wiodącą. Im to się chyba zaczyna - albo myślność kończy - w liceum.
Nieprzypadkowo, zresztą, z największą ilością osób propagujących idee faszystowskie, z raczkującymi nazistami, spotkałam się właśnie w rzeczonym liceum - szturmem rzucili się do wszelakich źródeł, które powiedzą im coś więcej niż zły i tyle, byli w połowie albo świeżo po lekturze Mein Kampf i, nie mogąc liczyć na dyskusję z kimkolwiek, bo nie wolno, zły i tyle, która pozwoliłaby na jakkolwiek obiektywniejsze spojrzenie na sprawę, łyknęli ten syf jak małpa kit.
Do tego trzeba dodać faktor żądzy zabłyśnięcia, zaimponowania, zrobienia wrażenia - wstępnie na znajomych, a jak się uda i na dorosłych, choćby budząc odrazę czy szok, to tym nawet lepiej. W przypadku znajomych wychodzi też kwestia potrzeby zbiorowości, która w tym jednym, wyjątkowym temacie, łączy się sprawnie z zajawką na indywidualizm - bo niby grupa, ale na uboczu. Jak gang, tylko ideowy.
Jak się można domyślać, ten ich kolos stoi na bardzo chybotliwych nóżkach, bo wystarczy z pierwszym lepszym porozmawiać, ale naprawdę porozmawiać, a nie podpuścić i słuchać z kpiną, by zaczęli wątpić w głoszone przez siebie i wytatuowane na plecach hasła, ale rzecz właśnie w tym, że nikogo do rozmowy nie znajdą przez tę całą otoczkę.
Nazwisko Hitler traktowane jest w większości towarzystw jak największej rangi przekleństwo, wypowiesz je, a patrzą na Ciebie, jakbyś dopuścił się strasznego faux pas, równego z puszczeniem bąka na proszonym obiedzie w Buckingham, w Sieci funkcjonuje to całe prawo Godwina i doprowadza to do sytuacji, kiedy pisząc to wszystko, mam dziwne wrażenie, że dostanę zaraz w łeb. Inną rzeczą jest to, że używanie Adolfa bądź jakiegokolwiek nawiązania do nazizmu, w roli kropki - a raczej wykrzyknika - w rozmowie znajduję bardzo zabawnym, bo świadczy to dobitnie o tym, że interlokutor uległ tej całej atmosferze paraliżu sytuacyjnego i myśli, że właśnie nie wiem, wbił miecz w zdobyte terytorium i kompletnie leży, gdy próbuję pociągnąć wątek. Ale jak to? Przecież.. Urocza dezorientacja następuje, ona się nie boi, nie czuje dotknięta, nie rusza jej to, how come?
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że zapoznanie się z tematem Hitlera, jak i wniknięcie w głoszone przez niego idee, niespecjalnie zachęca do poparcia, wręcz byłam rozczarowana, że tu robią taki obiecujący cyrk, a staję oko w oko z historią małego pana, strasznego krzykacza, który... ha, który jest dokładnie taki sam, jak jego licealni zwolennicy. Tylko efekt miał, że tak to ujmę, bardziej spektakularny. Oceny efektu podejmować się tu nie będę, gdyż jest w oczywisty sposób negatywna, ale tym bardziej negatywna, gdy się właśnie wniknie w podstawy i założenia.
Także nie, zdecydowanie nie jest to tak, że broni się ludzkość przed powtórkami z rozrywki, bo o wiele ciekawiej się to zapowiadało właśnie z nalepką forbidden. Z niekłamanym zaskoczeniem i jednak niesmakiem odkryłam, że mój wielce liberalny ojciec, który, trzeba mu to przyznać, rozmawiał ze mną o wszystkim o czym chciałam - teraz wpadł w fazę podejmowania prób rozmowy o czym nie chcę, ale to inny temat - stawił opór. Zapewne, jak wielu, ma mnie za kryptonazistkę, której TO nazwisko przepływa językiem bez zmiany tonu i dramatycznych przerw.
A ja mu tylko chciałam powiedzieć, że chcąc osiągnąć cel w postaci ostatecznego ucięcia głowy nazihydrze, należałoby właśnie otwarcie mówić, w czym rzecz, jakie Adolf miał założenia, jak bardzo nędzne to wszystko było tak naprawdę, omówić w szkołach sprawę bez obwarowań, opowiedzieć, jak o każdej innej postaci historycznej, wszak na podobnie złe osoby trafić można po drodze jeszcze kilka razy, nie mówiąc o tym, co dzieje się teraz, jakoś go spowszednić. Odczarować.
I zobaczyć, że tak naprawdę, to nie ma o czym gadać. Next!