to jest wrzesień sponsorowany przez żołnierza upieprzonego po walkach, który się ledwo cieniem snuje po wygranych terytoriach, z których nie ma siły się cieszyć, bo zdobywało się trudno. i jeszcze nie wszędzie dogasło.
i choć naprawdę cieszy mnie fakt, że są to pożary widoczne, bo je uda się z czasem ugasić, zamiast targać się nocami przez urojone diabły, to czekanie na czas denerwuje, a z czasem wyczerpuje do reszty.
dlatego, choć bardzo niechętnie, bo normalnie mnie ta piosenka nuży, jak i znakomita większość ich dorobku:
tak, sama siebie też nużę. wręcz jestem sobą całkowicie zdegustowana, zwłaszcza, gdy pomyślę o czasach, odważnie to ujmując, świetności. bo ja nie daję sobie praw do zmęczenia, spadania z piedestałów, odpuszczania, słabnięcia, za nic w świecie. byłam, mogłam, robiłam, więc powinnam nadal być, móc, robić i to o kilka długości lepiej.
mogłabym pójść po najmniejszej linii oporu i uwierzyć nareszcie wszystkim pochlebcom. ale czy na pewno? e tam, nie mogłabym. jak tylko zaczyna się wkradać jakiś podziw, to uciekam, żeby się nie rozleniwić.
i co z tego, że zrobiłam już wszystko co mogłam, wraz z planami na przyszłość, jak już będę mogła? nic. powinnam umieć, móc, wyczarować jakoś, znaleźć wyjścia.
a z drugiej strony, bo ja nigdy nie mam jednej, mam przemożoną ochotę to wszystko tak zostawić, zostawić karteczkę, że proszę, oto mój wkład, kontynuujcie ze swoim, a jeśli się nie da, to może zdacie sobie sprawę, kto to wszystko trzyma za łeb, ale powstrzymuje mnie myśl, że nikt tej karteczki właściwie nie odczyta. i tak zostanie, niedokończone, do zrobienia, na październik. a już i tak mi ten październikowy grafik pęka w szwach.
na razie jednak pójdę, na choćby te dwie godziny, żeby było krócej. bo czas to pieniądz - im krótszy, tym szybciej.
yup. to, że w pierwszej ćwiartce zostałam głową trzyosobowej rodziny też mnie dezorientuje. widać dobre prowadzenie się to nie wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz