jest bowiem tak, że wreszcie, och wreszcie, dosiadłam tego konia, do którego się wciąż i wciąż przymierzałam. ta satysfakcjonująca pewność, że wszystkie podjęte w życiu decyzje miały mnie Tu doprowadzić i oto doprowadziły. czytam odpowiedź właśnie na nieustanne pytanie - czy to było słuszne, czy może będę żałować. najwyraźniej wcale nie.
próbuję To zawrzeć w jakichś mądrych słowach, nadając typowej dla mnie powagi, ale muszę się bardzo gryźć w palce i powstrzymywać ruchy, by nie skakać i nie strzelać tępymi bananami do każdego. strasznie zgłupiałam, nareszcie.
mogłabym patrzeć na siebie z przestrachem, że oto znowu uderzyła ta moja Góra - co też jest dziwne, bo w wakacje zwykł przychodzić Dół, spójrzmy chociaż na zeszły sierpień, wtedy to dopiero był dramat, jak tak czytam czy to bloga z tamtego okresu, choć właśnie niewiele jest do czytania, bo się zagryzłam w sobie i nic się nie odzywałam właśnie, z braku sensu, albo na korespondencję z ludźmi z tamtych dni, matko jedyna, czarna rozpacz, acz żadnych łez, bo wtedy to, pamiętam, faza była na you're already dead, Lisa. swoją drogą teraz też nie płaczę, ale to z prozaicznego powodu awarii okulistycznej, trwającej trzy tygodnie. dziś się chyba już coś odblokowało, po tych kroplach, co to je wreszcie, znużona dłubaniem, kupiłam. nie kupiłam wcześniej, bo się bawiłam w chirurga i naukowca małego, obserwując kolejne fazy z fascynacją, acz oszczędzę ich opisu, jako, że były dość obrzydliwe w wyrazie. no w każdym razie po trzech tygodniach mi się zabawa znudziła, podobnież jak odpowiedzi na pytania kto Cię pobił, bo wokół się porobił imponujący siniak i zaiste, mogło to się wiadomo kojarzyć. nabyłam więc kropelki pełne łaciny w składzie i teraz jest etap I'm so happy, [cause] I can't stop crying. lepsze to niż niemoc. mniej szczypie. - ale właśnie tym razem czuję, jakbym właściwie porozkładała jej ciężar na wszystkie wagony, nie tylko na przód i jest Spokojnie. gdybym miała porównać mózg do komody, to pozaglądałam do każdej szuflady i jest uporządkowane a nie, jak zwykło, w jednej w kosteczkę a w reszcie straszny burdel, który po prostu odsuwałam, szczycąc się tą poukładaną.
miałam, w przeciągu... maj, czerwiec, li.. trzech miesięcy dwóch takich, co
ja już dawno się pogodziłam, że nie tylko myślę poza pudełkiem, także obok niego stoję, ale skoro każda próba wsiąknięcia kończyła się tak samo - straszne oszustwo, na siłę bardzo, to zwyczajnie to stanie obok wykorzystuję. nie tyle manipuluję, co obserwuję i wyciągam wnioski, by później ten szablon przyłożyć i wyjść zwycięsko. i teraz ta gra zaczęła mi się strasznie podobać. zmieniłam perspektywę.
nie załamuję rąk nad przewidywalnością ludzi - czekam cierpliwie, aż wypełni się ten sam scenariusz, co zwykle, zajmując się w trakcie swoimi sprawami. albo przygotowuję się wcześniej, skoro wiem, jak zareagują. albo przyciskam odpowiedni guzik, żeby osiągnąć pożądany efekt. już nie czuję się niewygodnie, jak w Truman Show, teraz się raczej rozsiadam i enjoy the show. dlatego, gdy się oburzałam, to nie o to, że gadają bzdury, bo absolutnie to nie są bzdury, tylko dlatego, że zamiast tą właściwość stania z boku wykorzystać, to się nad nią załamują.
intrygujący jest też sposób, w jaki otworzyłam się nagle na ludzi, zupełnie dla mnie nietypowo. kiedyś odbywało się to na zasadzie prób udawania kogoś, kim nie jestem, albo, najczęściej, odcinania się od nich, żeby pobyć sobie sobą, w obawie, że tej mnie nikt nie kupi. tymczasem, jak się okazuje, całkowicie niepotrzebnie. jakby ktoś przełączył guzik, zaczęłam im siebie serwować na talerzu, nawiązywać jakieś relacje z kompletnie nienowymi, ale i nieznanymi do tej pory - da się, serio, da się półtora roku z kimś się spotykać dzień w dzień i skrzętnie być na nich zamkniętym - i jest fajnie. nawet bardzo. skoczyłam na falę i się na niej śmiało utrzymuję, korzystając z nauk pozyskanych przez lata obserwacji spoza pudełka. wreszcie złożyłam to wszystko do kupy i zaczęło działać, perfekcyjnie.
rozwiały się też moje obawy względem ewentualnej terapii - mianowicie nie, dziękuję, niepotrzebna. co jakiś czas bowiem trafiała mnie myśl, że może by się przydało, może jednak potrzebna, bowiem wszystko co robiłam, jak żyłam, było przecież z dala od pewnego rejonu, którego nie dotykałam w obawie, że wszystko się sypnie. a gdy już do niego dochodziłam, to brak systemu Pandory tłumaczyłam, że jeszcze się nie odważyłam tak naprawdę. tymczasem nie dalej jak wczoraj rozmawiałam w pracy - byłyśmy we dwie na całe piętro, więc mogłyśmy pracować rozmawiając o czymś niezwiązanym z - o swojej sytuacji, co też jest przecież mega nietypowe, bo ja z nikim o tym nie rozmawiam prawie, raczej tu o tym piszę, ale żeby mówić, to może dwóm osobom i to rzadko bardzo, po wielu miesiącach zażyłej znajomości. możliwe, że coś o niej wspominałam, przy okazji zrywów charytatywnych, to właśnie ta koleżanka podsunęła mi wizytówkę tego jakiegoś stowarzyszenia dla DDA, więc poczułam się w obowiązku wytłumaczenia, czemu się nie zdecydowałam. żeby nie było, że słomiany zapał. i tak od słowa do słowa jej wszystko opowiedziałam, łapiąc się na tym, że... no właśnie, że po prostu opowiadam a nie odkrywam jakiś wielki Sekret. że już sama się pogodziłam i uporałam ze sprawą na tyle, by była wyłącznie materiałem na opowieść, nie stanowiąc problemu. już się w tym urządziłam, rozlokowałam we właściwy sposób, można jechać dalej. kiedyś to było strasznie traumatyczne, teraz po prostu jest. każdy ma coś.
zresztą, żeby już dopełnić wrażenie osiągnięcia Tego, perfekcyjnej harmonii, to moje Coś zbudowało mnie taką, pewnie gdybym miała łatwiej, to teraz nie dawałabym rady z byle problemem, dlatego no, przepraszam, ale nie żałuję. mogłabym rzucić, że wszystko jest po coś, ale to już byłby jeden z tych banałów, który co prawda mam w głowie i on czyni wrażenie mnie zgłupiałej nagle do szczętu, ale się powstrzymam.
dzięki tej całej energii, nietypowej fali, każdy dzień jest dla mnie niebywale ekscytujący. wcale się nie rwę do głoszenia, że nagle ludzie stali się kochani, cudowni, idealni i fantastyczni, bo zapewne są takimi samymi chujami, jak zwykli być (odniesienie do świat piękny, tylko ludzie chuje), ale to w takim razie wystarczy tę wiedzę wykorzystać i czerpać z każdej chwili jak najwięcej, wyciskać jak pomarańcz, każdą emocję, każde wrażenie, być Jane, the explorer. dostałam niegdyś wielce ekskluzywną ofertę zarzucenia swojego dotychczasowego życia, by zyskać nowe, lepsze, jaśniejsze, beztroskie, jak namalowane. nie zastanawiałam się ani chwili. nie podziękowałam na głos, po prostu się odsunęłam od oferty, znacząco. i was in heaven, i was in hell, believe in neither but fear them as well, ja nie chcę za żadne skarby jednego scenariusza. szczęśliwie nie wierzę w żadne życia zaprzeszłe i poprzyszłe, więc nie będę tego jednego marnować na jedną drogę. na żadną nie będę się zamykać.
wstanę więc o świcie, nastawię wodę na kawę, która będzie już gotowa po wyjściu z łazienki, siądę na leniwą godzinę przygotowawczą między snem a aktywnością dzienną, ubiorę się za lekko, by orzeźwić się wiatrem bądź spryskam wodą w butelce, żeby odeprzeć atak nieznośnego słońca, nieskalanego powiewem, założę szykowne okulary, wejdę w rolę dziewczyny z miasta, którym pójdę z podniesioną głową i obowiązkowym papierosem w dłoni, wyminę na wpół śpiących ludzi, pewnym krokiem wskoczę na pierwsze piętro, porobię Coś Ważnego, co ostatnio jest wielce zajmujące z uwagi na towarzystwo gapy, po której trzeba sprzątać, pogadam z tymi ludźmi, którzy nagle okazują się swojscy i moi, wrócę do domu, włączę wreszcie muzykę - to też się odblokowało, od miesięcy siedziałam w kompletnej ciszy - nastawię wodę na kawę, zrobię trzy, zasiądę i będę czekała na kolejną partię Życia, od rana. a wieczorem pójdę spać z pewnością, że niczego nie żałuję i że wszystko jest tak, jak być powinno.
tak, wiem, miałam teraz przebierać nogami za stand-upem Rollinsa. ale szczęśliwie coś się w międzyczasie wydarzyło, co uniemożliwiło dotarcie. myślę bowiem, że gdybym tam teraz była, to znaczyłoby, że swobodnie mogę robić plany na przyszłość, gdyż nic się nie dzieje w trakcie i spokojnie dalekosiężność nie jest niczym zagrożona. strasznie to było statyczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz