powiedzmy, że się od kilku dni przyklejam do rzeczywistości, która jest jak polityka - jeśli nie interesujesz się nią, to w końcu ona zainteresuje się Tobą. najwyraźniej znów poszłam o jeden krok za daleko w fazie umiłowania dla dnia bieżącego i nie tyle źle wyceniłam siły na zamiary, co bagatelizowałam potknięcia, co nie byłoby w sumie jeszcze takie najgorsze, gdyby nie wliczały się w to potknięcia innych, rzutujące na jakość mojego życia. słowem - ja tu miłuję, a tymczasem coraz mniej jest co.
mówiąc o rzeczywistości mam na myśli tę najbardziej prozaiczną, najbrutalniejszą, bo po tych wszystkich przewałach remontowych, około remontowych i, co zabrzmi może dziwnie, pogodowych - tak to jest, jak współlokator spokrewniony robi w branży obuwniczej; trzeba trzymać kciuki za jak najmniejszą ilość anomalii pogodowych, jeśli się chce uniknąć anomalii w portfelu, a powiedzmy sobie otwarcie, że się uniknąć chce - się zrobił horrorek. oczywiście, całkiem szczerze, przyznaję rację każdemu, kto mi mówi, że przecież nie musisz w to inwestować, ale, w przeciwieństwie do innych, posiadam wyobraźnię, która podpowiada mi bardzo czarne scenariusze w razie, gdybym naprawdę przestała się dokładać. efekt wcale nie byłby taki, że ja bym miała a oni nie, tylko oni narobiliby długów, które później ja musiałabym spłacać. bo o ile fajnie fajnie, gdyby pożyczali od krewnych i znajomych, o tyle oni zwykli zapożyczać się w instytucjach, nie wyłączając sklepów.
w efekcie drugi miesiąc jadę na zaliczce, co zapewne jest całkowicie naturalne i nie ma się co przejmować, wszak już Eugeniusz Bodo brał od szefa akonto, ale do mnie niepodobne i obawiam się, by nie weszło mi w nawyk. w przeciwieństwie do Tatusia bowiem - ja długi oddaję jak najszybciej, dlatego ten wyczekiwany pierwszy się robi coraz to i smutniejszy. co wymusza kolejną zaliczkę i mamy kółko.
krzywo robi się też w samej pracy i już chyba dość tłumaczeń, że to w wyniku hucznego zwolnienia Pana Kierownika - co to była za afera, swoją drogą, dismissed roku, niewątpliwie - bo całkiem prawdopodobne, że znowu wpadam w zakątek dawania dupy nieco i jednak śmieszne są wymówki, że to przez powyższy akapit, bo i co kogo to interesuje. coś za coś - jeśli nie chcę, by mi ingerowali w prywatne życie podczas wspólnych pobytów w palarni, a nie chcę, to powinnam pilnować, by mi to życie prywatne nie rzutowało na ośmiogodzinną formę. tak uważam. także baty należą się mi. słusznie.
i jeszcze teraz ten dentysta. nie ma się czym chwalić, więc sza, ale summa summarum - rzecz wymaga sprawnej interwencji, a jak sprawnej, to kosztownej. dostałam, co prawda, niezwykle szczodrą ofertę i jak wszystko się uda, to będę chyba pyłki z drogi tej osobie zdmuchiwać, ale.. no właśnie. kolejna wdzięczność. minus sto do niezależności. mi jest po prostu najzwyczajniej w świecie wstyd, gdy jestem zmuszona korzystać z czyjejś pomocy, zwłaszcza finansowej, a gdy jej skala uniemożliwia mi rewanż, to już w ogóle się kurczę i spalam. dyskomfort okropny.
i jedyne, co teraz właściwie mnie trzyma w osławionej netem pozycji jest chujowo, ale stabilnie, to pozostałości po lust for life. nadal miłuję, tyle, że teraz muszę się w nie zaangażować, żeby nie walnęło. szkoda. naprawdę przez te dwa miesiące robiło się samo - o czym świadczyć może też przerwa w notkach. nie było na co narzekać.
zupełnie odrębną kwestią - a może właśnie wcale nie - są mnożące się w siatkach śmieciowych puszki, będące przyczyną ojcowego focha miesiąca. tak, tego, co mi się kazał wynosić, wyrzucając brak odwagi cywilnej - dude, każdy po takiej ilości alkoholu mówi, że nic nie pił - i przestał odzywać przez trzy dni, co zapewne trwałoby dłużej, gdyby nie stacjonująca wtedy u nas Ciocia, która zlała temat i odnosiła się do mnie normalnie i M., która w ogóle nie pamiętała zajścia, dlatego T. musiał odpuścić, bo wyglądał w tym wszystkim jeszcze bardziej niż zwykle, jak naburmuszony dzieciak. i tak go zresztą przez te trzy dni traktowałam. tak między nami mówiąc, to mnie też już zaczynają z wolna... nie niepokoić, ale negatywnie zaskakiwać. co jak co, ale temat alkoholu zdawałam się mieć z sobą omówiony. widać nie.
także miejmy nadzieję, że znowu umilknę tu na dłuższy czas. bo ja nie piszę o tym, kiedy jest dobrze - nazbyt zajęta jestem korzystaniem z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz