w każdym razie o wiele ciekawsze od samej wieczerzy jest to, kto do niej zasiada i w jakich uwarunkowaniach. i jak wiele uszek z barszczu musi wyjeść, żeby zabić smak jadu, skrzętnie produkowanego przez cały rok. kto wie? może te kolacje byłyby inne, gdyby się tak boleśnie nie nakładały na koniec roku?
od kiedy Mama zachorowała to jasnym jest, że spędzamy Wigilię poza domem, gdyż w tym domu owej nie ma. tegoroczne plany wyklarowały się wcale niedawno, bo chyba dopiero w tym tygodniu. pierwotnie mieliśmy być we troje, wieczór jak co dzień, gdyż bratowa po zawale też nie jest w stanie przygotować imprezy i jadą z kolei do jej mamy. stanowiącej uosobienie teściowej z dowcipów. serdecznie nie znosi mojego brata. z wzajemnością. dzieci też jej nie lubią, chyba, że muszą. z moją Mamą toczą we dwie walkę pt. gdyby nie poznała tego nieudacznika / gdybyś go nie zmuszała do ślubu, bo zrobił jej dziecko. ja stosunek mam negatywnie neutralny - a negatywnie, bo kobieta z tych krzykliwych. nie lubię jak ktoś krzyczy. mój Ojciec natomiast się jej boi. więc gdy tylko dostał zaproszenie, to skorzystał z uśmiechem - grymasem paniki - na licu. byłam przy tej rozmowie, śmiałam się z niego przez trzy dni.
w jutrzejszym przedstawieniu udział więc wezmą:
- moja Matka, która będzie każdemu składała życzenia po pięć razy, silnie skropione histerycznymi łzami
- mój Ojciec, wojujący antyklerykał, który będzie co i rusz to śmigał na papierosa, wpadając na podobno pobliski kościół, który kiedy jak kiedy, ale jutro będzie aktywny
- moja Bratowa, świeżo po zawale, prowadząca niegdyś kiosk a po godzinach montująca sobie i dzieciom mieszkanie, bez Brata
- który wykorzystał niedyspozycję małżonki, choć oni chyba są po rozwodzie, i ów kiosk okradł z pieniędzy i asortymentu, popatrujący nerwowo na zegarek, podpowiadający czy można jeszcze skoczyć do Żabki po flaszkę czy trzeba będzie poprzestać na tych kilku puszkach w torbie, chyłkiem w toalecie opróżnionych
- mój Bratanek, który serdecznie ojca swego nie znosi, ale będzie nazbyt przejęty czytaniem wersetów z Biblii, by o tym pamiętać
- moje Bratanice, z czego jedna się zjara jak pochodnia a druga nie musi, gdyż i tak ma duszę artystki z przerośniętym migdałem, kochającej się w tym sezonie w jednym z wokalistów, wyglądającym jak wokalistka
- Ja, która nic nie będę mówiła, jak zwykle, bo będę zbyt zajęta produkcją nazbyt ciętych ripost na kolejne zdarzenia
- i wreszcie Gospodyni, dla której żadna riposta nie jest zbyt cięta, by jej nie puścić w obieg, co nijak nie przeszkodzi jej w wierze, że właśnie odbywa się spotkanie jak Pan Bóg przykazał i a może jeszcze barszczyku, panie Leszku?
na koniec wyjdziemy najedzeni, acz lekko zniesmaczeni odchodnym najadłam się tak, że zaraz się zesram uszami, by zreflektować się w środku nocy, że chyba Gośce jest przykro.
nudy, jak co roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz