ja posłużyłam się kilkoma, zatęchłymi już nieco, numerami gg, opatrując wiadomość aneksem, że nie wiem, czy to nadal numer kogoś, kogo znałam... i co? okazało się w niektórych przypadkach, że owszem. i rozmawiamy i jest w porządku, nawet czasem bardzo.
złożyło się też tak, że kilka dni temu odezwała się do mnie niegdysiejsza bliska znajoma, taka muzyczna siostra a jednocześnie mentor. też muzyczny. oczywiście, nie obyło się bez chwili, godziny, wieczoru, nocy, dwóch, weekendu, tygodnia prawie, refleksji, nieco żalu, smutku, nie zawsze najlepszych wspomnień, kiedy próbowałam odpowiedzieć na pytanie co słychać i co się z Tobą działo, wiedząc, że oni nie z tych, których da się zbyć, ale. ale to było, minęło, zmiękło, zelżało. and i'm still standing, więc bez przesady. i to standing całkiem nieźle, myślę.
ponieważ rzecz w serwisie, to siłą rzeczy poszłam dalej linią netową - okej, okej, już nie będę udawała, że mnie to nie dotyczy. i co? kolejny prawdziwy, dłuższy przystanek, to blip. odnalazłam w wayback machine fragmenty najpierwszego bliploga (^beensect dziatki pamiętają?), a chwilę później kolejnego i oczywiście najpierw się wielce wzruszyłam - moje Niemcy, tam są momenty z moich Niemiec! - a potem podrapałam się w głowę i myślę hej, no ale halo, w ogóle wtf? gdzie się wszyscy podziali, gdzie to się wszystko podziało? bo ja rozumiem, że bywały pewne animozje, jakieś rozbraty, kłótnie, sprzeczki, krzywe akcje, ale żeby aż tak? nie wiem, może mówię tylko za siebie, może ktoś ma ze mną złe skojarzenia/wspomnienia, ale ja? w życiu. na pewno nie aż tak, żeby na amen zrywać kontakty i się zagubić gdzieś w Sieci, no panowie. i ryzykować spotkania po sześciu latach, kiedy na ipadach 9.0 będziemy wysyłać wiadomości hej, nie wiem czy to numer/adres kogoś, kogo kiedyś znałam... znam Was teraz. dorośliśmy, pewnie, ale to nadal ci sami ludzie i nie wiem czemu miałabym ich sobie odmawiać.
dlatego przespacerowałam się po kokpitach tych, z którymi utrzymuję kontakt, poodgapiałam sobie ludzi, którzy mi gdzieś w pomroce dziejów zaginęli i voila.
nie znalazłam ich na osiedlu, większości nawet w tym samym mieście, ba! część gdzieś poza granicami kraju stacjonuje, ale znalazłam ich w world wide web. z definicji wynika, że już bardziej nie można.
ma się udać. i nie ma innej opcji.
ok, jest. po prostu znowu przyjdzie lato.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz