więc jest tak, jak miało być, jak sobie to wyobrażałam latami, gdy nie mogłam sobie na niego pozwolić. że wezmę go do łóżka i w miękkiej pościeli znikniemy sobie, a światu wypuścimy ostrzegawczy dym z papierosów i woń cynamonu, która uspokoi przechodniów, że jest nam razem dobrze.
i jest, ciepło, nawet nieco gorąco, papierosy znikają w opętańczym tempie, telefon umarł chwilę po tym, jak weszłam do domu i nie chcę go reanimować. moja prywatna układanka się poszerza i to niestety, o czarne klocki i tym razem naprawdę niestety.
pomimo bowiem niedawnego rozżalenia, że coś mi uciekło, że drzwi się zamknęły, to lubię ten nowy świat. jakoś tak nareszcie był bardziej przyjazny. oczywiście dostała mi się znów niewdzięczna rola obserwatora i chyba naprawdę zacznę tu to opisywać, jak tylko wymyślę zgrabne przezwiska, ale budzę się rano bez niechęci.
i dlaczego tak nie mogło zostać, aż się znudzę? hej, no, życie, brachu, przecież ja się szybko nudzę, wszyscy mówią, że aż za, więc nie mogłeś odczekać? musiało się zacząć sypać u boku?
bo wiecie, ja nie mogę być jakaś po prostu. być w fazie, nie nie. ja mam właśnie taką układankę - to nie jest tak, że jak mnie cieszy coś, to od razu to się przerzuca na reakcję na inne aspekty, a gdzie tam. ja mogę spokojnie płakać jednym okiem a drugim się śmiać i to nie ściema. wot, to i to mnie bardzo cieszy, ale jest jeszcze to i tamto i to już tak słabiej.
także nie wiem. mam go w łóżku, tak jak chciałam od lat, mogę go użyć do robienia zdjęć układance. ryzykując wiele, bo potem popatrzę w twarze i będzie żal. że a dlaczego Ty o tym piszesz? here's the news, buddies - nie chcecie nijak wpływać na moje życie, które tu jest - albo będzie - fotografowane, to się z niego wymeldujcie. bo założyć bloga na kłódkę jest łatwo, dla siebie tylko, ale jaki ma to sens?
mówisz mi coś, opowiadasz, dzielisz się, ja, przepraszam, ale mam mózg i myślę coś o, nie, że oceniam, ot, myślę, tylko że ty prawdopodobnie nie chcesz tego słuchać, więc co mam z tym zrobić?
nie jestem stworzona do takich akapitów jak ten wstępny, nie umiem pisać łzawych tekstów o swoim głębokim wnętrzu, bo ja nie od tego. tzn. dobra. może i umiem, ale mi to wychodzi jakoś tam mimochodem. łzawa nie chciałam być nigdy.
a może? okej, to będzie bardzo wstydliwe wyznanie, ale zawsze trochę zazdrościłam drama queens tego talentu do ubierania w kosmiczne metafory najprostszych terminów i zjawisk. matko boska, ile to wymaga nie wiem, talentu i samozapatrzenia. ekshibicjonizmu też.
to było łatwiejsze trzy lata temu. nie było twarzy.
ach, i wiecie, że ten pierwszy akapit jest o netbooku, nie? no właśnie. i tyle z mojego romantyzmu. mać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz