19.07.2011

Nikt nie pisze wesołych rzeczy za piętnaście czwarta.

To jest jak z tymi kręgami na wodzie - wrzucasz kamyczek i część jest bardzo blisko, część dalej a część to w ogóle, powstaje gdzieś tam, na wskutek kropel powstałych przy rzucie. I te kręgi się szerzą i szerzą, aż w końcu całkiem znikają.

Wędrówka w pojedynkę miała miejsce od lat, nawet, nie powiem, polubiłam, przywykłam i nie szukałam kompanów, zwłaszcza, że, tak popatrując tradycyjnie spode łba, nie było w czym wybierać. Więc szłam sobie i szłam, aż w końcu stało się to, co stać się wreszcie chyba musiało - natrafiałam na podobnych sobie. Nie wiem, może to naprawdę trzeba dać za wygraną i przyznać, że w kupie raźniej, ale to znowuż nie była taka kupa. Raczej jednostki. A już tak jest ten świat urządzony, chociażby na przykładzie marketingu, że jak czegoś jest mało, występuje w detalu i liczone jest na jednostki, to cenne. Wartościowe. A jeśli nawet nie, to przypisuje się temu wartość.

I w tej kupie mieliśmy móc wszystko. Każdy w swojej, ze wspólnymi elementami jedynie, bo już dowiedziono, że spotkania uwzględniające trochę więcej elementów, to nie kończą się najlepiej. Ale byliśmy najlepsi, mogliśmy podbijać nasze małe światy, jakoś się napędzać i iść.

A z czasem kręgi zaczęły zanikać, jednostki się wykruszać, znikać, ginąć, rezygnować, umierając w efekcie. Za dużo tych śmierci, by nie patrzeć podejrzliwie na pozostałych, by się podświadomie nie żegnać, nie przyzwyczajać z wolna do myśli, że i to się skończy.

Chwytam i przecieka, nie mam na to wpływu, czuję się jakoś koszmarnie, i wcale niezabawnie, zrobiona w nogę, a z drugiej strony wcale mnie to nie dziwi. Ja się chyba domagam zaskoczenia. Czegoś co nie zniknie bez powodu, jak już ma znikać to poproszę przyczynę. I lepiej, żebym miała z nią związek, bo i tak sobie wmówię, że mogłam coś zrobić, także lepiej niech się dowiem, gdzie nawaliłam. Dziwnie raźniej mi będzie, jaśniej.

A jeśli mam wracać na pustą ścieżkę, z nikim po bokach, to po co byli przez chwilę? Żeby nauczyć, że i tak się to skończy? Nie chciałam takich lekcji. Celowo szłam sama, bo wiedziałam, że i jak to się pokończy.

Zresztą są wyjątkowi, to jak tu nie walczyć do końca? Olej. Ale jak? Olać można tych, co przychodzą na pęczki, bo po prostu przyjdą kolejni robić sztuczny tłok, więc tak, tych można olać faktycznie, ale jak olać tych, na których zależy? Bez większych przyczyn, bez tytułów czy nazw, ot, zależy. Bo są tacy a nie inni, bo są z tej samej gliny, bo jest nas niewielu, więc trzeba trzymać się razem.

Świat się sam nie zdobędzie.

Tymczasem lista chwilowych lokatorów pęcznieje. Takie jest życie? A dlaczego tym razem nie może być takie, że się uda? I ja na pewno znajdę dużo powodów, dla których takie nie jest i najpewniej, jak nie już, to znajdę je w sobie.

W sumie nic dziwnego - wierna jak pies, to i traktują cię, jak psa. Tylko, że ja inaczej nie potrafię. To kiedyś wyjdzie, zapewniam. Przejadę, jak co dzień, koło bloku, zobaczę zdjęcie, usłyszę piosenkę, i wyjdzie. Wraz z tym, że już za późno. I od razu wraca, że mogłam inaczej, coś, cokolwiek, zamknąć się w odpowiednim momencie, albo mieć więcej odwagi w innym.

I co mi po radości z pięknego dnia, skoro raduję się do lustra, albo ściany? I potem sobie wyrzucam, że to coś niewłaściwego, że nie należy tak się prosić o uwagę, że na pewno nie zasługuję, a w najlepszym wypadku płacę za pychę, kiedy miałam odwagę.

Tak się nie da na dłuższą metę, tak to ludzie wariują. Mając pod dachem jedną już zwariowaną, to nie chcę być taka za nic.

We are alone, ok. But is it really by choosing?

I i tak wiem, jak to zostanie odebrane, bo ludzie się, oczywiście, albo kochają, albo nie znoszą. Nie mogą się lubić, cenić, szanować, tęsknić za sobą tak po prostu, nie mogą. Muszą mieć jakieś ukryte zamiary.

Właściwie każdy taki wniosek uświadamia mi, w jak odległych od siebie kręgach jesteśmy.

Or maybe i don't belong here. Tak jak myślałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz