absolutnie nie mam tzw. charakteru, czyli tego, co pozwala człowiekowi podążać raz obraną, najczęściej jakąś radykalną, ścieżką. do dupy mi zawsze szły - jak to szumnie brzmi a w praktyce chodzi o dwa razy - diety, papierosy udało mi się kiedyś rzucić na całe trzy miesiące ale to było dawno, chyba jakoś przed bierzmowaniem - 7 lat temu? nawet palaczem nie dało się mnie uczciwie określić - i nie potrafię się obrażać.
wściec to co innego, wypominać jak potrzeba też ale obrażać? na dłużej niż jeden dzień? e tam.
kiepsko mi też szło odnośnie orientacji w savoir-vivre'owych przedziałach czasowych - nie mam pojęcia po ilu dniach się dzwoni do chłopaka, czy się dzwoni też nie wiem, ile się daje i za jakie przewinienia na wstrzymanie kontaktów... czuję, że chcę to się odzywam.
wyobraźcie sobie, że istnieje osoba, która wie o Was wszystko. no, wszystko to, czego nie chcecie zachować tylko dla siebie. ale ktoś, kto przez dwa lata z hakiem nie dość, że miał dostęp do Waszych najintymniejszych zapisków - poza zeszytem tradycyjnym, on zostanie odkopany jak już mnie nie będzie - to jeszcze rozmawiał z Wami o wszystkim, niemal codziennie. poważnie, Dźony wie o mnie najwięcej ze wszystkich obecnych i nieobecnych. oczywiście poza funkcją powiernika, pełni też kilka innych - dyskutanta, doradcy, quasi-terapeuty, informatyka, recenzenta... mój człowiek-orkiestra. i wyobraźcie sobie, że dochodzi do gwałtownych scen, wielkich pożegnań, brutalnych rozłamów, towarzyski dramat. i jak ja miałam ot tak odpuścić?
oczywiście, oczywiście, wściekałam się siarczyście, niczego się nie wypieram, wszystko potwierdzam. tak było.
ale dzisiejszej nocy coś pękło, stwierdziłam, że dosyć. nie ma sensu przedłużać niewygodnego mi stanu. bo niby w imię czego? i tak trzy miesiące, jeśli rozmawiałeś z kimś codziennie, to długo. nie będę czarować, że trzy miesiące się czaiłam i rozmyślałam bo nie. od czasu do czasu coś tam przeczytałam, coś sobie przypomniałam. miałam uraz. tyle, że on minął. niegdyś poniesiona strata w postaci utraty kontaktu w imię bzdurnych zasad i teoryjek, dobitnie mi uświadomiła, żeby już więcej nie popełniać tego błędu. a czy błędem okaże się to, co zrobiłam dzisiaj? zobaczymy. póki co, tfu tfu, jest dobrze. mi takoż. o wiele lepiej niż przez ostatnie tygodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz