do niedawna jeszcze wyciągałam swą niełabędzią szyję do rozmiarów tej łabędziej, by pokazać klasę, poziom, być ponad to, nie robić syfu, afery, publicznie nie prać brudów, bo ja się przecież takich sposobów nie imałam i nie imam.
a mogę przecież. moje kochane skupisko degrengolady, także, a może głównie, moralnej - czyt. Internet - uznaje na porządku dziennym rozprawianie się z prywatnymi sprawami publicznie. i pisząc prywatnymi nie mam na myśli imion, nazwisk, adresów, numerów telefonu... tylko najintymniejsze brudy i flaki bryzgają w notkach, na profilach, ścianach, w komentarzach. ja tak nie robię, no bo nie.
teraz wyciągam swą niełabędzią szyję do rozmiarów tej łabędziej, by się oddalić jak najbardziej od tego, co się gromadzi w środku, by niechcący nie pękł balonik złości, irytacji, rozczarowania... a wybuchowa to mieszanka i wolę z sobą nie zaczynać, skoro tak.
to nie jest historia do opowiedzenia, już nie. dwa miesiące temu była; z fajnym początkiem, świetnym środkiem i gorszym końcem, bo gdyby nie był gorszy, to by tego końca nie było, a? chciałam dobrze wspominać i żałować, że się skończyło.
teraz absolutnie nie żałuję.
nie mam tego kobiecego problemu - gdy mówię tak, myślę tak, gdy mówię nie, myślę nie, gdy ktoś mi każe spierdalać to grzecznie spierdalam. nie dzwonię, nie śledzę, nie podglądam, nie proszę o litość, nie domagam się drugich szans, nie czekam, nie obrażam... skończyło się, to nara.
a jeśli się żalę, to komuś prywatnie, niepublicznie. i tak zresztą rzadko.
ale te dwa miesiące wszystko zmieniły. cały koniec zniweczyły, wszystko się ładnie rozpierdala i koniecznie! na moich oczach. już jeden szedł tą drogą i teraz nie chce mnie znać. nie dziwię się, też bym siebie takiej znać nie chciała.
nie wzrusza mnie też ani już kompletnie nie schlebia mi fakt, że ktoś przez dwa miesiące mnie żarliwie wspomina, bo żarliwość już zaczyna mi się wokół gardła zaciskać. nie jest to miłe, nie jest to słodkie, nie jest kochane, jest całkiem odwrotnie. nie wzrusza, ale też na wu. naprawdę o to chodzi?
i co? i mimo to ktoś się decyduje obrać ten sam kierunek? przyznam, że coraz trudniej mi wychodzi znajdowanie nowych sposobów postępowania, kuszą te stare bo okazały się skuteczne. nadto nie tylko ja szukam, a w kupie siła.
wracasz? okej. więc wrócę i ja, ta dawna, jednorazowa, której ktoś już nie chce znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz