i cóż ma począć ktoś - czyt. ja - kto już na wstępie zdecydował się grać w otwarte karty i upublicznił skład swojego czytnika - no, sekcję blogową tegoż - u góry? śmiało może powiedzieć, że skoro pozycji tam jest 27 to ma na pięć lat z hakiem wolne od BlogDay. albo może polecieć w kontrowersję i wyłuskać z listy kilka, godnych polecenia. wiadomo co wybrałam.
gwoli urozmaicenia, jak i sprawiedliwości, postanowiłam po pierwsze urozmaicić listę poprzez podział na tematykę - po jednym na jedną - a po drugie nie ograniczać się do pięciu z powyższych. może ze dwa, reszta linku się nie doczekała. aż do teraz. ;)
i tak oto:
z działu ekhem, ekhem, literackiego polecam Veni vidi velociraptor - bardzo fajne, stylowe opowiadania, podobno science-fiction, acz nie upierałabym się przy tym określeniu. sci-fi nie lubię, tego bloga lubię bardzo. co prawda autor ostatnimi czasy zaniemógł twórczo, co widać po słabnącym tempie dodawania kolejnych tworów ale mam nadzieję, że to chwilowe bo jestem fanką. za styl, pomysłowość i za to, że w każdym jednym trafia się zdanie, choćby bardzo niepozorne czy pozbawione znaczenia dla fabuły, które mnie kładzie na łopatki (trafnością bądź stylistyką).
dział kulinarny należy całkowicie do foto-foody! - czyli Iskanny w wersji deluxe. przepisy swoją drogą ale zdjęcia, ludzie, zdjęcia. do tej pory można je było podziwiać wyłącznie na serwisach społecznościowych, gdy wkradłeś się w łaski autorki - publikuje przepisy i tzw. gastrofazy, czyli zdjęcia na swoich profilach. teraz udostępnia je każdemu. Iskanna gotuje odważnie - niestraszne jej wymyślne potrawy. poezja dla języka i dla oka.
dział kulturalny okupuje dziś Masowa Konsumpcja Kultury Masowej - to, co kryje się u góry pod linkiem blindlibrariana. przyznam, że poleciałam nieco kompaktem - zamiast oddzielnie polecać co o książkach, coś o muzyce i coś o filmach, daję Wam full service. z bonusowymi notkami o wydarzeniach, zjawiskach i problemach społecznych. te problemy to sobie proszę wziąć w cudzysłów bo siła MKKM tkwi w luzie, wyważeniu i dowcipie. dzięki tym przymiotom imponująca regularność pojawiania się notek - strzelam w ciemno, że co góra dwa dni ukazuje się coś - nie męczy.
sekcja obyczajowa, czyli typowy blog pamiętnikowy to domena And I don't give a damn about my bad reputation... - Cloudy herself. powiem tak: w całej mojej blogoteraturze - kolejny neologizm, od literatury - trafiłam na dwa blogi, które przeczytałam od deski do deski na zasadzie książki. zwyczajnie siadałam z kubkiem czegoś i zarywałam noce nad. jeden należał do ^June, drugi właśnie do Cloudy. gdy trafiłam na jej bloga to autorkę znałam pobieżnie, może z tydzień, na podstawie jej bliploga - mało. dopiero lektura And I don't give a damn... mnie kupiła, jak również przyniosła fale sympatii dla autorki. dziewczyna pisze świetnie - intymnie, acz nie łzawo, czule ale bez przesady, idealnie wyważa humor, nastrojowość, trzeźwość myślenia, jak i cały wachlarz emocji. śmiało polecam, nawet tym, którzy jej nie znają, no bo przecież ja sama poznałam ją dzięki temu blogowi. też ostatnio pisze rzadziej ale spoko, archiwum sięga osiem lat wstecz i wtedy pisała regularnie, więc lektury starczy na długo.
and last and also least, bo miało być pięć...
blog bardzo tematyczny, mianowicie Konsument mówi, że je aby jeść - nazwa mówi sama za siebie, o konsumenta przygodach z dostawcami usług. a także o absurdach, z jakimi konsument się może spotkać. i o pułapkach zastawianych na konsumenta. wszystko podane czytelnikowi w lekkim sosie słodko-kwaśnym, czyli przyjemnym. to rodzynek na mojej liście bo rzygam na kilometry blogami tematycznymi, gdyż gros tychże cechuje patetyczność, hermetyczna nomenklatura, zadęcie i choćbyś nawet chciał poczytać to albo umrzesz z nudów albo ze wstydu, bo połowy nie rozumiesz czyli nie rozumiesz na finiszu nic. dlatego jestem bardzo do tyłu z nowinkami prawnymi i technicznymi, bo mi się tego zwyczajnie nie chce rozpracowywać. a tu ładnie, przejrzyście, na tacy podane. jako i ja Wam podaję.
***
można mi śmiało zarzucać nepotyzm, bo wszystkich autorów znam albo przynajmniej kojarzę. wyłamuję też się nieco z idei BlogDay bo jest to z mojej strony one way ticket - pewnie nie będę dziś czerpać garściami z cudzych rekomendacji. wynika to z prostego faktu - nie lubię nie mieć kontaktu bezpośredniego z autorem, dlatego nie czytam blogów osób, których nie mam szansy dotknąć. nie lubię. próbowałam i nie wychodzi.
dwa z powyższych zaczerpnęłam z zamieszczonych tu linków, co wcale nie znaczy, że 25 pozostałych leży odłogiem i nie czytam. czytam ale wymagają od czytelnika choćby śladowej wcześniejszej znajomości autora. jedynie Cloudy stanowi tu wyjątek - reszta czytana na oślep mogłaby nie zostać doceniona, bo nie ma skłonności do umieszczania genezy opisywanych sytuacji, relacji między sobą a osobami występującymi w notkach i przypadkowy czytelnik by się pogubił. ale oczywiście, nic nie szkodzi spróbować, po to linki stale wiszą.
proponowałabym też odrzucenie infantylnego brania do siebie a czemu mojego nieeeee? - zbędny problemogenerator. jeśli Cię czytam, to masz swój udział w moim prywatnym BlogEverytime, więc o co chodzi? ot, powyższą piątkę wyróżniam. jako blogi, nie ich autorów.
nie wiem, czy tradycyjnie see You next year, no bo skoro nie czytam blogów obcych... ale przynajmniej wzięłam udział w akcji, mogę umierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz