.. niekoniecznie latach, prędzej po połowie roku, tudzież pierwsze od zeszłego roku, co wypominano mi wczoraj x razy.
Bardzo lubię niespodzianki, tylko takie zapowiedziane raczej. I nie ma w tym sprzeczności, wbrew pozorom, zwłaszcza gdy mowa o niezapowiedzianych wizytach.
Na przykład bardzo mi zaimponowało, gdy pewien chłopak zadzwonił i powiedział, że za 2h będzie. Choć nic na to nie wskazywało i na pewno się nie umawialiśmy. Więc to mam na myśli, gdy mówię o zapowiedzianych niespodziankach. Czyli niezapowiedziane wizyty.. nie to, że mnie wkurzają, raczej nie radują.
Przygotowałam sobie plany na wieczór, czekałam w pokoju, aż woda się zagotuje, by móc je zrealizować. Wtem, pukanie do drzwi. Jako że się nie spodziewałam, to i nie rwałam się otwierać. A nuż to gospodarz bloku, po jakieś odczyty?
Magda stanęła w przedpokoju, rozradowana, że mnie widzi, aaa, Karolaaa, czeeść Misiu. No cześć, cześć, buzi buzi, ale nie ściskaj mnie tak, co Ty tu w ogóle.. ?
A czy ja Ci nie przeszkadzam? Mogę zostać? Y. Problem polegał z grubsza na tym, że znamy się lat 8? 9? i najwyraźniej tylko wg mnie fakt, że mieszkając na tym samym osiedlu, nie spotkałyśmy się od pół roku, świadczy o pewnym osłabieniu kontaktów. I co? Znów mam być jędza a potem rozpaczać, że gdzie mi się podziali znajomi? W myśl idei, że I need all the friends I can get zapewniłam, że jasne, wchodź, kawy?
Ale na pewno mogę?, zdjęła kurtkę, ale Karola, ale na pewno Ci nie przeszkadzam? Bo światło się nie pali lampka się pali przesz to myślałam, że Cię nie ma i tak wpadłam z głupia franc, to ale na pewno? Damn, wierny czytelniku, domyślasz się już, czemu nam się relacje pogorszyły? Jak ja uwielbiam, jak się mnie tak kurtuazyjnie pyta o coś, choć odpowiedziałam za pierwszym razem?
Szczerze? Na razie możesz, ale jak jeszcze raz mnie o to spytasz, to się zastanowię.
Weszła, kawy dostała - mleka z kawą, fizycznie nie zmieniła się przesadnie, może tylko to, że wróciła do naturalnego koloru włosów. I ubrana jakoś tak, na ciemno. Gdy chodziłyśmy razem do klasy, w gimnazjum, to non stop chodziła na ciemno ubrana, względnie w koszulkach różnych zespołów. Na wfie ćwiczyła w koszulce Nirvany, pamiętam. Później, w liceum i na studiach, gdy już nam się drogi rozeszły, acz podtrzymywałyśmy znajomość piątkowymi spotkaniami, zaczęła eksperymentować z kolorami. Wściekle rude włosy, żółcie, zielenie, pomarańcz, czerwień. Dlatego nie powiem, by zmieniła styl. Raczej wróciła do tego gimnazjalnego nieco, choć nadal to była tunika i legginsy a do tego balerinki. Stara nowa, nowa stara, jakoś tak.
No co tam, co u Ciebie? Więc ją zastrzeliłam czterema nowościami, na które zareagowała wpierw zatkaniem, a potem ekstatyczną radością. Taką z tuleniami, buziakami, okrzykami i w ogóle. Hm.
W międzyczasie odbyła rozmowę ze swoim towarzyszem życia. To miało, tak nawiasem, spory wpływ na mnie i na nią. O ile mogłam próbować się pogodzić z faktem, że się zakochała w panu ciut młodszym od mojego ojca, o tyle okoliczności podobały mi się mniej.
Wiadomo, mi się to nie musi podobać, bo nie dotyczy mojego ojca - choć kiedyś, mkhm, może nie American Beauty od razu ale była nim cokolwiek zafascynowana - ale jeśli ona ma prawo do własnych wyborów, to i ja mam prawo do wybrania, czy chcę o tym słuchać, czy chcę pana poznawać i czy w imię dozgonnej przyjaźni, chcę akceptować wszystko, co ze sprawą ma związek.
Otóż nie chcę. Powiedziałam jej o tym oczywiście, żeby nie było dziwnych sytuacji, kiedy ona mi będzie w pąkach cała opowiadać o czymś, a ja nie zareaguję tak, jakby chciała.
Że ja nie trawię wyrachowanych panienek, które z premedytacją niszczą mężczyzn, oraz przy okazji to, na czym im najbardziej zależy, to wiemy. Mogę pójść na kompromis polegający na tym, iż czasem trzeba i chce się po trupach, do celu. Teraz mogę. Ale na boga, żeby tym celem były właśnie te trupy?...
Kiedyś, jeszcze nawet całkiem niedawno, brzydziłam się kłamstewkami, gierkami, oszustwami, które były stosowane, by pokonać przeszkody. Było to ohydne, brudne, ale patrząc na rzeczywistość, zobaczyłam, że to jest w cenie i może warto troszkę odpuścić.
Tak samo cyniczne wykorzystywanie, przeżyję. Ale takie coś?
Nie, nawet nie mając granic, trzeba jakąś mieć, poważnie. Gdyby chodziło o obcą laskę, która patrząc mi w oczy, kreuje wizję doprowadzenia do rozwodu a następnie zostawienia gościa, bo osiągnęła co chciała - wybrał ją i tylko to się liczy, reszta już jest nudna, to zrobiłoby mi się niedobrze ale machnęłabym ręką. Trudno, są takie, ja się na szczęście trzymam z dala.
Ale cholera, dziewczyno, ja Cię znałam, byłaś mi najbliższa, kiedyś, na samym początku, byłaś dla mnie wzorem i teraz................. JA PIERDOLĘ.
Podczas jednej rozmowy dziesięć razy pytałam, czy ona mówi poważnie. Nie, ale dobra, powiedz, że żartujesz. Okej, on się rozwiedzie i Ty widzisz szansę, że Wam się uda, dlatego tego jeszcze nie kończysz i po prostu sobie z nim będziesz, tak? Nie.
I chyba dziękuję za ludzie się zmieniają, bo do mnie to nie przemówi, gdy chodzi o przyjaciółkę, która stała się uosobieniem czegoś, czego nie znoszę najbardziej na świecie. Cholera, my mówimy o ludziach. Żywych istotach. Bardzo ładnie, że ona stara się siebie wybielić, że ale to jego małżeństwo i tak jest beznadziejne. No okej, ale to jest jego sprawa. Jakoś od trzynastu lat się kręci i ja sobie mogę w myśli mówić, że jest beznadziejne ale nie będę go rozbijać, no proszę Was.
To, że słuchała na YT Stachusrkiego - okej, dla jaj i Video - ten chłopak z jakiegoś reality show, na serio, to przy powyższym doprawdy pikuś.
Muszę odsapnąć. Może tak koło moich urodzin się z nią znów spotkam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz