21.03.2010

Jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało..

wiosna przyszła.

Moja wiosna, i to taka, co przychodzi nagle i w pełni, oznacza kilka odchyłów, które nie charakteryzują mnie wcale porą jesienną a zimową to już bez oporów z nich szydzę. Z siebie szydzę teraz też, chyba z siebie najbardziej. Taka, widać, ze mnie jesienno-zimowa panienka.

Ale do rzeczy, odchyły.

Że odświeżę swój nowy kolor włosów, to wiedziałam. Po 22 latach noszenia się au naturel, z tygodniowymi romansami - dzięki różnym szamponetkom, postawiłam na rudość. W sumie na taką winną rudość, jak doradzał pewien fryzjer. No, a że dorobiłam się odrostów, to wiadomo.
Jak już je ufarbowałam, to pod wpływem potrzeby własnej wygody oraz filmu This is England, postanowiłam się ciąć. Nietypowo, bo w sumie z każdej strony mam inną długość a i tak, im dłużej się sobie przyglądam, to stwierdzam, że za mało nierówno. Także pewnie będę kontynuować.
Mi szybko rosną a zabawa przednia. Mimo, że chodzi o włosy z tyłu.

No, więc jak już stałam się ruda, z każdym włosem na inną stronę, to przystąpiłam do uwiosnecznienia image'u. I tym razem porwałam się na coś, co naprawdę zrobiłam pierwszy raz w życiu - kupiłam czerwoną szminkę.

Dzięki temu odkryłam, że istnieje dziedzina, w której można mnie porównać co najmniej do Bridget Jones, jak nie gorzej.
To był istny monokom. Wszystko co możliwe powpadało, powpływało mi wszędzie, gdzie mogło. Cóż z tego, że kreska wyszła prosto, a i owszem, skoro zaraz znalazła się wewnątrz oka, miast spokojnie czekać na zewnątrz?

Ze szminką też nie obyło się bez wpadek. Bo po pierwsze się nie zsynchronizowałyśmy w kwestii budowy i jest ścięta tak, że zrobiła ze mnie zgwałconą dziwkę, czyli rozmazane to miałam nieco dalej, niż przewiduje moja linia ust. Powinnam może określić się mianem klauna, zamiast tej dziwki ale już wszystko pozostałe miałam zrobione, więc no jak nic - ofiara agresywnych czułości. Dobrze, wytarłam.

I teraz muszę iść na jakiś kurs do prawdziwych femme fatale, jak one palą, że zostawiają kuszące ślady na filtrze ale przy okazji nie upieprzają sobie palca?

Do tego włoski w kancik, tj. ułożone idealnie, patrzę w lustro i mi się autoironicznie włącza pogarda - jak porcelanowa lala. Ale niebrzydka lala, więc co mi tam. Innym też się podoba, więc czemu nie?

Trochę nawet jestem z siebie dumna, bo mi się dwa pudry kończą. Bo wiecie, do tej pory jak się pozbywałam to nie dlatego, że puste opakowania, tylko dlatego, że minęła data przydatności.

Poza tym wczoraj kupiłam spodnie, bo już wszystkie ze mnie spadały. Nie jest tajemnicą, że wyraźnie schudłam i choć nie jest to objaw chorobowy, to jest to fakt pozwalający moim spodniom spadać.
Zakup poprzedziłam pomiarami i się nieco jednak zszokowałam.

Zanim wszystkie laski w mieście postanowią mnie znienawidzić za te 72 cm, to powiem, że z chęcią dam ogłoszenie do gazety lokalnej, czy AAAAA ktoś nie widział przypadkiem mojej pupy?. Bo wcięło.
Na biuście mi specjalnie nie zależy, na brzuchu już wcale nie ale no przepraszam, jest różnica między posiadaniem szafy trzydrzwiowej zamiast tyłka a nieposiadaniem tegoż wcale.

Wiem, że bredzę jak potłuczona ale no właśnie that's the point całej notki. Że banalnie brzmi, że mi odpala, bo Wiosna.

Nadto jest jeszcze jedna sprawa. Baaaardzo przyjemna. W głowie ze mnie robi tę marcową tępą cipę i doprawdy się muszę powstrzymywać, by zachować pozory dojrzałej dziewczyny, bo skakać mi się chce i uśmiechać, jak głupi do sera. I repostować na Zupie banalne cytaty. Nie, nie Coelho, tak źle nie jest.

I nie robię tego nie dlatego, żeby nie burzyć jakiegoś tam wizerunku, tylko po prostu - nie chcę zapeszać. Ale idzie ku dobremu. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz