Sytuacja:
Autobus, troje dziewcząt, gimnazjalistek wraca ze szkoły. Nawiasem mówiąc plecaki wyładowane o tak o, ale stoją bystrze przy drzwiach. Czy ustawiły się tak, bo zaraz wysiadają? Pf.
Przebieg dialogu:
Dziewczę A: ... No, a ja kiedyś musiałam jeść w Mc'u śniadanie!
Dziewczę B: z odrazą O bosz... nie wyobrażam sobie. W Mc'u?
Dziewczę C, statystka: Jacie!
A: Jak miałam przesiadkę w Singapurze... mówię Wam, jakie oni tam mają śniadania... jakaś kanapka z jajkiem, jajecznica..
B: No ja widziałam w tiwi, kurde, ani nuggetsów ani coli.
Hm. Z jej wcześniejszej reakcji można było wywnioskować, iż sama idea jedzenia najważniejszego posiłku dnia w fast-foodzie jest niedorzeczna, z czym powiedzmy, się zgadzam. Choć ja nie jadam śniadań niemalże, no ale wizja takich tłustości przed południem - bo chyba wydają do 10-ej czy 12-ej - mnie obrzydza. A tu proszę, nuggetów - nie nuggetsów! - jej brakuje. I przezdrowej coli. Nielogiczne, acz ubawiło mnie serdecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz