23.09.2009

Bleoid.

I gdy już pogodziłam się ze sromotną porażką w starciu z moim, nieobfitującym co i rusz w wydarzenia warte rozgłosu, życiem, uratował mnie temat rozgłosu, którego warte - czy niewarte - są życia cudze. I dopomógł mi w tym wpis na blogu ^debergeraka.

Porusza on tam bowiem kwestię dla mnie dość istotną, mimo wszystko, z którą jednak zwlekałam, by sama nie paść ofiarą postawy, którą stanowczo potępiam. I tu doprawdy nie ma śmiania. Bo to jest kuriozalne, choć powszechne.

Moja relacja z twórczością michaela jacksona zaczęła się już w latach mych silnie młodzieńczych. Jest naprawdę niewielu wykonawców, których wymieniłabym na liście muzycznych fascynacji, ale on by się na niej z pewnością znalazł. Długo by opowiadać, rzucać kolejnymi tytułami płyt czy pojedynczych utworów. Powiem tylko, że jego koncert, który miał miejsce na bemowie, dzień czy dwa po moich urodzinach, zajmuje czołowe miejsce na liście najlepszych prezentów jakie kiedykolwiek... I wtedy to po raz pierwszy zadarłam z prawem, a także po raz pierwszy - i póki co, jedyny - ścigała mnie policja. Więc można połączyć fakty, daty i zyskać pojęcie, jak wiele ów koncert był dla mnie wart.

Później mi ta miłość osłabła, acz nie za sprawą sex and kids skandali, tylko po prostu - poznawałam więcej, odsuwałam się od kolejnych nurtów na rzecz innych, ale cień jacksona zawsze w tym wszystkim się gdzieś tam przewijał.

Nigdy życie prywatne muzyka nie wpływało na mój odbiór jego twórczości. Tzn. Bzdura. Wpływało i wpływa, ale wiecie o co mi chodzi, mam nadzieję. Mówię o skandalach wokół tychże muzyków. Zresztą łączę życie prywatne z działalnością muzyczną tylko wtedy, gdy jedno znajduje odbicie w drugim. Więc, może naiwnie, kwestia tego z kim i czy jackson sypiał, obchodziła mnie umiarkowanie. I już nie umiem wyjaśnić mojego stanowiska w inny sposób. I tak nie w tym rzecz teraz.

Informacja o jego śmierci walnęła we mnie, nie powiem. Wszak zwykle moi idole umierali w wyniku jakichś koszmarnych chorób, mogłam się tymi dawkami o ich pogarszającym się stanie jakoś przygotować. Możliwe, że tak samo oberwali świadkowie śmierci lennona, ci, którzy cenili cobaina, sida i nancy, hendrixa, joplin, tudzież fani inxs. Ja do tych ostatnich dołączyłam już po fakcie, choć pamiętam jak w wiadomościach podali, że się hutchence ze światem pożegnał.
A tu, jak na filmie, 22-a, poszłam sobie coś obejrzeć, zaglądam koło północy na twittera i bang! Pitchfork podaje, że michael jackson is dead. nie dbałam specjalnie o to, czy na cnnie jeszcze żyje czy już nie i czy stało się to o 13:45 w szpitalu, czy jeszcze w domu, na łóżku. Kurwa, no. Ale że jak to?
Nie uderzyłam w płacz, bo przyznam, że nie śledziłam jego ostatnich dokonań, bo podupadł muzycznie, ale to tylko lepiej dla mnie. Jak pomyślę o tych, co się cieszyli na jego powrót, to ich to dopiero musiało trzepnąć.

To, że przez cały następny dzień ciężko było się przebić do jakiegokolwiek innego newsa, mnie wcale nie dziwiło. Może odrobinę irytowało, ale nie na tyle, by mieć jakieś poważniejsze pretensje. Wszak jackson wielką postacią był. I ten gombrowicz po liftingu jest tu całkowicie na miejscu, bo można było go nie znosić, uważać za obrzydliwego pedofila, mieć go dość, nie widzieć w nim krztyny talentu, ale ciężko nie zauważyć jego istnienia przez lata. Zarówno w świecie muzyki, jak i, niestety, show biznesu.
Ale już drugiego, trzeciego dnia coś mi zaczęło śmierdzieć. Już szczera rozpacz przybierała formy coraz to i bardziej szopkowate.

I im dalej w las - dni, tydzień, miesiąc! - tym bardziej stawało się to obrzydliwe. Rozpędziła się machina, jackson transformował się z podmiotu w przedmiot coraz szybciej, rosło to i rosło, jak kula śnieżna, gubiąc kompletnie clou sprawy. I cholera jasna, cholera, mówimy tu o śmierci człowieka. Może i ja wielu rzeczy nie szanuję, ale fakt czyjegoś zgonu jednak owszem i głowa mi zaczęła pęcznieć od wymiocin na to wszystko. tak, wiem gdzie znajdują się treści żołądkowe, ale ja tu nie biologią a metaforą szafuję.

Mówcie sobie ile chcecie, że jestem naiwna, ale naprawdę myślałam, że to wszystko na co lud stać. Ale nie. Okazało się, że robią publiczny pogrzeb, z wejściówkami do wylosowania, czy kupienia nawet, jak na jakieś euro ileśtam. Nawiasem mówiąc w sali gimnastycznej. Albo hali. To jest ósmorzędna kwestia teraz. Plus te dodatki w stylu prawdziwego pogrzebu, który miał się odbyć wcześniej. I całkiem zrozumiałe, przecież to rodzina i bliscy powinni go faktycznie pożegnać. E, nic bardziej mylnego. Bo w tej hali całej miała stać trumna. A w niej jackson. Bez mózgu.

Nie wiem, nie wiem naprawdę, powinno mnie to powalić ale już mnie tak znieczulili tym miesiącem niestrawności umysłowej, podczas którego musiałam poszerzać możliwości swojego mózgu, by ogarniać to jakoś, że dałam radę z tego kpić. to niech nim w tej hali rzucą za trzy, a trumna pod koszem. Niech zorganizują tournee pogrzebowe, w każdym kraju dwa pogrzeby, w największych miastach, to zarobią na spłatę długów, które podobno jackson miał. mówiłam. I mi wstyd. Ale bynajmniej nie za siebie. To ze mnie wykrzesano taką bezduszność, nie ja ją wykrzesywałam, na swoje życzenie.

Nadszedł dzień imprezy. Bo pogrzebem tego nie nazwę jednak. Odmówiłam oglądania tego koszmarku, ale nie mieszkam tu sama, więc rodzice mnie informowali - choć wcale nie chciałam. A poza tym przemykałam czasem przez pokój z telewizorem, a nie będę z kolei ja odstawiać szopki, pt. nie wejdę do tego pokoju, póki nie przełączycie. I co słyszę? Że to nie plotki - trumna wniesiona, z zawartością, a z kolei owa zawartość pozbawiona jest zawartości - czyli jackson bezmózgowy.
Krew się we mnie zagotowała i rzuciłam się do słownika języka polskiego, bo może tylko ja za pogrzeb rozumiem uroczystość złożenia trumny, z zawartością, do grobu i tak żyłam lat 21 w niewiedzy? No nie. Jednak miałam dobre informacje. Czyli, przepraszam, co miało miejsce na cmentarzu przed tą całą imprezą? Włożyli go na kwadrans, odśpiewali co trzeba, wyjęli i zium na tę halę całą? Ja śnię?
Swoją drogą to by był historyczny moment, gdyby kościół to potępił, bo pierwszy raz zgodziłabym się z nimi w 100%. A albo pominęłam w cichej furii głos kościoła, albo go wcale nie było.

Kiedy już każdy odśpiewał, co miał odśpiewać a zakichany ród jacksonów popysznił się w pierwszym rzędzie - czerń nie czyni z nikogo żałobnika jeszcze - to ruszył ów ród na scenę. I wtedy to wszystko sięgnęło zenitu. I moja furia, i cały ten teatrzyk i wszystko.
Mówię, oczywista, o pomyśle tej całej janet, której niegdyś justin pierś obnażał, by wręczyć mikrofon córce zmarłego.
Ja nie płaczę w takich momentach. Mi wtedy ręce same chodzą. Bo to było zwyczajne kurewstwo. Ze strony wszystkich. Poza tą małą. I jacksonem, bo, jak słusznie zauważono, pewnie by tej rurze, siostrzyczce swojej, łeb ukręcił za takie coś. Znając jego stosunek do dzieci. nie, nie ten stosunek.

Jeszcze sobie nie poukładałam tego w głowie a tu kolejny numer - jacksona nie pochowano faktycznie ani wcześniej, ani w trakcie, ani potem. Rewelacje dotyczące kolejnych dat pogrzebu już mi były całkowicie obojętne. Choćby i go pokroili i powysyłali kolejne członki do muzeów świata, to już było poza mną. Bo najgorsze już się stało.

I to, że to jackson, ma tu mniejsze znaczenie. To jest człowiek. I kropka.

świadomie pomijam okoliczności zajścia, bo to już jest typowo bulwarowe. Morderstwo. No dobra, nie pierwszy on i nie ostatni. W dzisiejszych czasach mnie już to nie podnieca. Może bardziej bym tego całego dochodzenia pilnowała, gdyby sprawa trwała trzy dni a nie kilka miesięcy. Zresztą nie uważam, że świat ma prawo wiedzieć!, więc i sama nie chciałam.

To jest bez wątpienia najohydniejszy popis tzw. zainteresowania ze strony społeczeństwa. Ale nie jedyny. Choć to od tego momentu zaczęłam zwracać uwagę na owo zainteresowanie, psia ich mać.

Dwa przykłady z rodzimego podwórka.

Natasza urbańska. Czołowy głos i nogi buffo. Że żona józefowicza to jej sprawa.

Najpierw dawała popis w jak oni śpiewają. Z ramienia fali zbrodni, a nie pleców józefowicza. Ma głos i jest atrakcyjna. Oraz utalentowana. Trzy czynniki, które stawiają ją frontem przed tarczą przeciętnego, zawistnego polaka.
Nie ważne, że śpiewała tak, że oczy wychodzą, nie mówiąc o uszach. Jak na tamtejszych uczestników.
Ważne, że była tam niesprawiedliwie wzg. Pozostałych, bo śpiewa w buffo. Zapomina się, albo nawet nie wie, że w szkołach aktorskich zajęcia ze śpiewu to jeden z obowiązkowych przedmiotów i każdy je miał. Chyba, że wzięty z ulicy naturszczyk. A zaprawdę, nie roiło się tam od takowych. Każdy tam miał lub będzie mieć niebawem, dyplom z łódzkiej filmówki czy pwst. A i nikt nikomu lekcji śpiewu brać nie zabraniał.
Nie ważne, że w późniejszych edycjach brali udział inni buffiarze albo - jak kordek - metrowcy. Natasza jest be i musi dostać po dupie.
Później chciała startować do eurowizji, to ją zdyskwalifikowano, więc nie ma takich znowu pleców. Raczej wygląda na to, że męża z przerostem ambicji, ale serce nie sługa.
Tzn. Jeśli faktycznie złamała regulamin, to bardzo słusznie została odsunięta od imprezy, nie przeczę. No ale pytam, gdzie te plecy?
Teraz powtórka z rozrywki, tym razem pod szyldem tańca z gwiazdami. I dokładna kalka - podobnie jak śpiewu, aktorzy uczą się tańca w tych swoich wylęgarniach. Podobnie jak i ja, choć w skali nieporównywalnie mniejszej, bo ja to tak na zajęciach w klubie osiedlowym, ale regułę znam, kroki też i nijak się to ma do układów choreograficznych, które uskutecznia w buffo józefowicz. Co, nawiasem, widać jak na dłoni, bo tańce nataszy w programie są bardziej widowiskowe niż techniczne, co pozwala snuć domysły, że z techniką surową nie radzi sobie wybitnie. Tak, wybór tańców bardziej widowiskowych to jest chwyt. Przyznaję. Ale nie gorszy niż puszczanie dymów od połowy łydki w dół, gdy tańczyły inne kobiety, nie dające rady z krokami. Dlatego, no o czym my tu mówimy?
Zabawa to ma być? Nie lubię zabaw, w których jeden z uczestników określany jest suką, sorry. Zresztą wierni fani - do których, wbrew powyższemu, się nie zaliczam - programu już dawno przestali traktować to jako zabawę. Kolejny raz wystawiają wam waszego kozła ofiarnego i rzucacie mięsem weń. I w tym tkwi clou zabawy właśnie.
Zresztą przykład muchy pokazuje, że można profesjonalnej instruktorce tańca, za jaką uważana jest natasza, dorównać wyłącznie za pomocą treningów. Że inni nie korzystają, to ich problem.

joś oglądałam wtedy, bo wiadomo, pierwsza edycja to dla orientacji, z czym to się je.
tzg teraz śledzę, by sprawdzić czy nie umarł w was duch polaczkowatej zawiści. I nie zawiedliście mnie, straszy jak zwykle.

I na dowidzenia ostatni przykład, świeżusieńki. Weronika pazura.

Nie oceniam czy brała, co brała i jak brała. Bardziej uderzyło mnie tempo, z jakim zmienił się stosunek moich, tfu tfu, współrodaków do jej osoby.
No bo tak - najpierw była wyrwanym ze złego świata biedy i prostytucji, aniołkiem, co to ją czarek wyprowadził z ziemi ukraińskiej, domu niewoli. I w porządku. Naród katolików, zbłądziła ale, w ślad za chrystusem i pozostałymi dwoma wcieleniami świętości, wybaczono jej, oczyszczono z grzechu - nomen omen - nieczystości, tabula rasa. Popieram takie akcje. Wiadomo, na ukrainie źle się dzieje i działo, nie jestem za prostytucją, ale za wyrwaniem się z niej jak najbardziej.
Później zyskała opinię jednej z najsilniejszych kobiet w kraju, gdy ją ów czarek, podły sukinsyn, porzucił. A ona się nie dała - ani psychicznie, ani fizycznie - działała na własny rachunek i z cierpiącą trzymać trzeba. Idolką porzuconej niejednej się stała zapewne. Nadal nic nie mówię. Zwłaszcza, że małżonka, bynajmniej nie czarującego, czarusia jest brzydka, głupia i niesympatyczna.
Łubudu! Cba! Kominiarki, łapówki, zera się przy tej czwórce zapamiętale w głowach mnożą. I nagle czaruś znów stał się czarujący, wcale nie sukinsyn, choć publicznie eksmałżonki się wyparł, rzeczona eksmałżonka powróciła do korzeni, czym skorupka za młodu... Bo to czego innego po dziwce się spodziewać, najpierw brała za ciało, teraz za przetarg.
Nie, żebym była zaskoczona. Zmienność tzw. nastrojów społecznych to zjawisko mi nie obce, ale raczej nigdy nie odbywało się to w tak zawrotnym tempie. Szaleją jak transfer w moich torrentach zaraz po włączeniu programu.
dla tych, dla których torrenty to czarna magia: najpierw skacze obiecująco transfer ów, a potem, niestety spada na łeb na szyję i z minuty:pięćdziesiąt robią się trzy tygodnie. I liczmy to od samego dołu, czyli momentu włączenia programu, nim torrent się połączy z peerami i seedami. Wściekła sinusoida dostrzegalną jest w zakładce prędkość.

Jakby ktoś się dziwił, że ja tu tabloidami lecę to spieszę donieść, iż ja, jak zwykle, patrzę na to nieco ogólniej, cokolwiek socjologicznie i to stanowi, przyznaję, najłatwiejszy do zaobserwowania, pejzaż zachowań.
Bo takie same sinusoidy zaliczaliśmy i przy tybecie, i przy powodzianach, i przy kolejnych katastrofach górniczych, i przy pedofilach z pierwszych stron gazet - tak, znany doktor es. - i przy gwiazdach, które wykonały coming out, i przy każdej innej sprawie.
Bo za tymi komentarzami stoją, cholera, ludzie i ich charaktery. Których mnogość nie wróży dobrze. Ani urbańskiej, ani marczuk pazurze, ani komukolwiek.

Dlatego możecie się ze mną skrajnie nie zgadzać, ale apeluję o jedno. Bądźcie wy kurwa konsekwentni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz