Nie pójdę na Wojnę polsko-ruską, bo czytałam książkę i była taka sobie a by podejrzeć życie blokersów, mogę wystawić głowę za okno, ew. podsłuchać co się dzieje u mnie na klatce. A, że mieszkam na parterze i przed remontem była pod skrzynkami taka quasi ławeczka - oficjalnie spełniająca rolę eleganckiego (?) zatuszowania faktu, iż posiadamy na klatce kaloryfery - to podsłuchać można wiele. Czasem się uchylić przed gościem latającym z siekierą też.
Nie pójdę na Galerianki, bo wiem, że mnie szlag na miejscu trafi. Wiem o co chodzi, widziałam rzeczone w Złotych Tarasach i Arkadii i to, co wyrabiają na parkingach wolę pozostawiać swojej wyobraźni. A raczej nawet tej nie.
Nie poszłam na S@motność w Sieci, bo choć młoda byłam i nie miałam nigdy męża, którego zdradzałabym wirtualnie, to zaliczyłam temat na własnej skórze i swoje wiem. Zresztą czytałam ze trzy cytaty pochodzące z książki i, powstrzymując wymioty, utwierdziłam się w przekonaniu, że pan Wiśniewski o temacie pojęcie ma żadne.
Nie obejrzałam Korkociągu, bo o życiu w cieniu alkoholika a nawet alkoholiczki nie musi mi nikt opowiadać. I swobodnie mogłabym napisać scenariusz sequelu tejże produkcji, więc proszę się nie dziwić, że nie chcę sobie mnożyć wrażeń.
Nie obejrzałam Rezerwatu, bo praskie życie znam. Swego czasu wiele razy udawało mi się wylądować w tamtych okolicach i nic ciekawego. Ani mnie to nie przeraża, ani już nie żenuje. Wisi, podobnie jak wisiałby mi ten film.
Skoro są to historie o Życiu, toczącym się obok nas, to po co ja mam płacić za bilet, sadowić się w ciepłej sali kinowej z colą i popcornem, jeśli wystarczy za 1,40 czy - uczciwiej - 2,80 kupić bilet komunikacji miejskiej, i sobie to czy owo na żywo obejrzeć? Bez sensu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz