... a inni niech odwalą się.
Nie jestem idealna. Nie od razu byłam taka mądra a i wiele błędów przede mną, bym po nich nowe mądrości zyskała. Niemniej jednak to, czego się nauczyłam ma jakąś wartość i ciekawe co złego w tym, że chcę się tym dzielić z innymi. Do niedawna myślałam, że to jest dobre, że tak właśnie powinnam robić. Ta, która wie coś o życiu powinna przestrzegać ludzi, a przynajmniej tych bliższych ludzi przed co boleśniejszymi konsekwencjami.
Tyle, że poza krzywą miednicą, problemem z oddychaniem i kilkoma innymi dysfunkcjami (okiełznanymi na miarę potrzeb osobistych), muszę być po prostu ślepa. Ślepa, skoro nie dostrzegam, że ludzie wokół mają potrzeby stricte masochistyczne - oni po prostu muszą mieć problem. Jak im się coś ułoży, przy pomocy kogoś z boku (zboku), to są jacyś nie-do-końca spełnieni. I oni to robią bardzo świadomie, nie to co przypuszczałam, że nie umieją być szczęśliwsi. Myślą, że na szczęście takie prawdziwe nie zasługują. Czy coś. Nic z tych rzeczy.
'Daj mi samemu błędy popełniać, dobra?' Dobra. Potem przyjdź z płaczem i proś, żebym nie mówiła 'a nie mówiłam?'. Niby okej, mówisz-masz, tylko kto w tym myśli o mnie? Że jak już innym nie jest jakoś łyso, że błądzą odrzucając pomoc, to mi jest zwyczajnie przykro patrzeć, jak ktoś z całym impetem wchodzi w guano. I jeszcze pewnie z uśmiechem, cobym sobie nie pomyślała, że w nie wchodzą.
Jeszcze są tacy, co faktycznie są nieświadomi. Idą, kompletnie nie wiedząc, iż wypełniają znany mi scenariusz, który doprowadzi ich do klęski. I ja mam na to patrzeć i nic? Bardzo łatwo powiedzieć 'nie uszczęśliwiaj innych na siłę', ale sorry - ja już tak jestem zbudowana.
Z jednej strony słyszę jaka to ze mnie nie jest świetna przyjaciółka, najlepsza jaka im się przytrafiła a z drugiej ta przyjaciółka ma siedzieć z założonymi rękami i pluć sobie w brodę, że posłuchała i dała za wygraną? Kurwa, no ludzie, więcej logiki. Konsekwentności.
'A próbowałaś, ja nie słuchałem ale Ty mnie ostrzegałaś. Sam jestem sobie winien, że nie słuchałem', mówi po fakcie. I stara się zebrać szczątki tego, co ostało się po eksplozji. Jakże okrutna i nieludzka musiałabym być, by mówić 'a nie mówiłam?'.
Ale dobra. Grzęźnijcie. Miejcie se tę tępą satysfakcję, że uwaliliście ale przynajmniej sami do tego doszliście. Jakiś absurdalnie uargumentowany plus w życiorysie odhaczcie. Tylko ja nie wiem już - mam dopingować czy czekać z otwartymi ramionami i udawać, że miarka nigdy nie zostanie przebrana? Ja się pytam całkiem poważnie, bo nie ogarniam ni chuja takiego stanowiska więc - co za tym idzie - nie umiem określić właściwej reakcji na nie.
Do zrobienia: przestać się przejmować innymi; zostać zadufanym w sobie cymbałem, który leje na wszystko ciepłym moczem. I'll be(e) everything I'm not. I jakby ktokolwiek miał jakiekolwiek, cienie choćby zażaleń to uzmysławiam, iż 'na własnej piersi..'
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz