26.08.2008

BLOG - BLOK - ZBOK. BLOG - BLOK - BOLEK (FEAT. LOLEK). I'M STILL, I'M STILL BEE FROM THE BLOG.

     I pisz tu człowieku notkę z 'Moon & Antarcticą' w tle ;) Nie idzie mi o jakieś sentymenty, ot, po prostu - ciężko myśli się nad tym co się ma napisać jednocześnie śpiewając (znam ten album jak własną kieszeń, więc jakoś mi się wymyka samo). Powinnam była ją kupić w Danii - 149 koron i tak na słodycze wydałam, więc... ;] A w Polsce będę musiała się nieźle za nią nalatać. 

     Wiecie na jakiej zasadzie powstaje ten blog, prawda? Na wciąż ulegającej zmianom zasadzie własnego mego autorstwa, tak więc nie wiem dlaczego blog.pl nagle postanowił mi tu robić tak duże odstępy między akapitami, ale nie chce mi się dociekać. Pewnie nawet komuś się to wyda czytelniejsze. Uprzedzam tylko, że to nie moje dobre serce o tym zadecydowało.

     Jak już tak ładnie zaczęłam o blogu to i ta notka o blogach będzie - obiecałam u Dźonego, że będzie i właściwie to miałam tu walnąć kolejne duńskie ujęcie, ale nie wyszło. Jak jesteś Czytelniku niecierpliwy to sobie jedź do Puerto Rico na przykład i po powrocie tu zajrzyj. Może będziesz miał farta ;) (zapachniało moją sekretarką w telefonie - 'może Ci się poszczęści')

     Nie da się niestety napisać tej notki bez zaprowadzenia Was moi mili do poprzednich mych spuścizn - choć przed wizytami na pierwszej broniłam się ręcyma i nogyma (fak, fak, fak - 'Alone Down There' leci... jak to zwykło to robić Ciasteczko Cage, muszę wziąć moment......... [dziś był odcinek jak z taką dłonią na kijku go brał bo sobie triceps nadwyrężył XD].... okeeej, 'The Stars Are Projectors' - to będzie momencisko.............................. jeheeeej, udało mi się wygwizdać te szybkie skrzypce bez zgubienia rytmu! Rządzę) - by podążyć torem mojej blogowej ewolucji.

     Ten tenbitowy był rzecz jasna infantylny i najbardziej z całej trójki 'blogowy' - w miarę regularne notki o niczym, czyli o tym jak mi minął dzień. Pełen debilnych zwrotów, faktów wprostproporcjonalnych w swej ilości do wniosków. Nie mogę powiedzieć, że się wstydzę - raczej napawa mnie dumą to, że teraz podobnej maskarady bym nie popełniła. Krzepiące jednak.

     Na onecie było już nieco dojrzalej, choć to wciąż taki 'concept blog' (jak nie wiesz co to, to sprawdź co to 'concept album' - vide 'Dark Side of The Moon') (moment dla Bee, 'Spitting Venom'............ MOJE TROMPKI!!! i i i i ta gitarka z boku wchodząca tak mile otula.... i perkusyjka... i kojące 'Cheer up baby...' i te trójkąty, czy może zaledwie klawisze? I to wszystko się tak łączy z sobą i miesza i ostatni wers, kiedy oddzielnie śpiewa każde słowo wersu :) Such a pure beauty, the purest for me by now - i wiecie gdzie mam, że mi ktoś krzyknie 'pompatycznaś'?) - najpierw powstawał temat, a później podług niego prokurowałam treść notki. Prowadziłam nawet swoją autobiografię, zaczęłam kącik rekomendacji muzycznych, słowem - tylko zakokardkować i na eksport, jak nie przymierzając zwięzłą paczuszkę.

     To nie było to. To wszystko gdzieś jakoś wyłapywało to czym chciałam się dzielić ale nigdy do końca, przybierało nie moje formy. Ten sam los przecież spotkał listy. Dlatego teraz nie ma to żadnej formy, chyba że chaos formą zechcecie nazwać. Treść notek też uległa zmianie bo o ile siadając do pisania kiedyś wiedziałam co i jak opiszę, tak teraz piszę co mnie najdzie (te modest-mouse'owe dygresje o tym świadczą), temat powstaje na końcu i jest to najbliższe temu, co dzieje się w mojej głowie. Rozmowie wręcz. Złapałam się nawet na tym, że jak mam plan o czym pisać i absolutnie chcę go zrealizować, to te notki są o dupę potłuc potem. 

     Wiele razy zastanawiało mnie, czy muzyka nie osiągnęła przypadkiem wszystkiego co mogłaby a nowe twory wcale nie są nowe, tylko powstają w wyniku różnych kombinacji już powstałych surowców. I tak samo mam z blogiem - czy czwarty blog w moim życiu (to nie zapowiedź, póki co mi tu dobrze) będzie rewolucyjny czy raczej nie wiem no, będę pisała listy o przebiegu dnia z dygresjami w nawiasach ;) To jest retoryczne, zasada obecna Bee jest taka, że 'wyjdzie w praniu'. Albo zjem jabłko z nie tego drzewa co trzeba i zaniecham ekshibicjonizmu wywalając na zbity pysk trzy dotąd powstałe blogi i zacznę być cnotliwa i pełna wstydu? Oby nie.

     Nigdy nie czułam potrzeby ani ochoty do zaczytywania się w blogach anonimowych osób. A jak przeleciałam kilka stron to nie zostawało to we mnie na dłużej, bo nie potrafię z ludźmi budować relacji bez rozmowy. Taki już mój feler. Zresztą, na co mi życie kogoś kogo nie znam? W ostateczności moje własne dostarcza mi wystarczających atrakcji - to tak na wypadek jakby miał szlag trafić moich znajomych. 

     Ale gdybym już miała powiedzieć jakie blogi wolę, to na pewno wygrywają te pisane od środka. Jakieś przemyślenia, wnioski, nadzieje, emocje a nie, że 'wstałam, umyłam zęby i ...'. Podobnie blogi pisane na pokaz, pretensjonalne, ekshibicjonistyczne jak duńska Christiania, powstałe tylko dla nabijania komentarzy. Właśnie, komentarze. Chodzi mi po głowie wywalenie tej części bloga, bo ja naprawdę nie piszę notek dla kogoś. Dobra, gówno prawda. Dla kogoś piszę, ale dopiero w drugim rzędzie - blog jest dla mnie głównie. Adres do niego ma może z 6 znanych mi osób i wystarczy całkowicie. 

     Mimo pozornego przyznawania, że blog stanowi istotny aspekt mojego życia to absolutnie go nie stanowi. To już kwestia pokładania wagi w tożsamości internetowej, która od pewnego czasu mi powiewa. Nie bawi mnie już granie femme fatale, zimnej suki, cierpiętnicy czy 'Bee from the block (blog?)'. Zaczęłam kurwa po 21. prawie latach akceptować siebie i nawet się lubię, więc niepotrzebne mi pozy, maski, role. Wbrew temu, do czego namawiano mnie przez ostatni tydzień (sugestie, żebym myślała co inni myślą, żeby im przykro nie było) to ja nadal mam całkiem głęboko (nie najgłębiej, but still) w nosie, co ktoś na to wszystko powie. Próbowałam się zmienić, ale efektem był obrazek źle przebranej dziewczyny, która skręca kostkę w za dużych szpilkach (to wszystko jest przenośnią, jakby co). Za dużo we mnie za bardzo zakorzenionych cech, żeby to zmieniać. I jak powiedziałam, zaczęłam siebie taką lubić.

     Podsumowując - blog to dla mnie poletko do wysypania myśli z głowy. Bez formy. Upiekę i zobaczymy, czy zakalec nie wyjdzie. Jak wyjdzie to po prostu będę miała spieprzone życie. Tak też można. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz