
Podobnie jak w opisanej wcześniej Dziewczynie.. - fabuła dość banalna i amerykańska na wskroś: mamy chojraka, co to postanawia stawić czoła nawiedzonemu pomieszczeniu (ba, on się nawet tym para życiowo - pisze o nawiedzonych miejscach książki i obala duchopodobne schematy. Polubilibyśmy się zapewne.) i okazuje się, że źle zmierzył siły na zamiary - padł ofiarą mrocznej i obowiązkowo krwawej pułapki. Z jęczącym dzieckiem w tle.
Mimo to, film się broni - wcale nie za sprawą krwi, duchów, samowłączającego się radia czy zepsutej klimatyzacji. Poruszono w nim ciekawą, powiedziałabym nawet, ZASADĘ obowiązującą w psychologii. Otóż nieujarzmione lęki, zamierzchłe przeżycia z którymi nigdy sobie nie poradziliśmy, wracają. I to ze zwielokrotnionym natężeniem. Oczywiście, 1408 hiperbolizuje sprawę, bo facet skazuje się na przeżywanie co godzinę tego samego koszmaru ale tu wchodzi w grę kolejna Zasada - kiedy coś przejaskrawisz, wtedy to samo prosi Cię, byś raz na zawsze wyrównał z tym rachunki. Mike Enslin (John Cusack) przelewa to na papier, w końcu jest pisarzem. Pozostaje jednak we mnie taki mus, żeby zrobić coś podobnego. Napisać, wykrzyczeć, narysować, wyśpiewać, pójść do konkretnych osób i postawić sprawę na ostrzu noża. To w filmach cenię - że nie spływają chwilę po emisji, a dają kopa, podsuwają wyjście, coś po nich się zmienia w widzu. No dobra, we mnie.
Inna sprawa, że ja się chyba nie nadaję do oglądania horrorów. MniśQa postawiło do pionu ze 3 razy, mnie może z raz i to tylko dlatego, że głośniki były podkręcone i nagle ni z tego, ni z owego radio łupnęło. Wiem, że siedząc w domu, przy zapalonym świetle [sic!, więcej z MniśQiem horrorów nie oglądam, przekonana jestem, że w kinie lepiej bym się wczuła] łatwo o zimny racjonalizm, ale co każdą jego przygodę miałam na końcu języka Idiota, mógł przecież... . I to jest kolejny minus - o wiele więcej inwencji dostrzegłam w takiej na przykład rozmowie Mike'a z dyrektorem hotelu, Geraldem Olinem (Samuel L. Jackson), niż w tym co działo się za drzwiami feralnego pokoju. Taki jakby słomiany zapał - pytanie czyj? Czy Kinga (bo opowiadania nie czytałam i raczej już nie sięgnę) czy Hafstroma?
No i zlituj się Panie, ten wyświechtany scenariusz, kiedy to facet wraca do żony, z którą wcześniej był w separacji. Taki amerykańki hepijent. Bleh.
Tak, idę oswajać swoje przykurzone lęki. I tak, wolę thrillery, jakiś psychopatów, coś, co wymusi na mnie myślenie, rozwiązanie zagadki, każe podążyć torem myślenia bohatera - a nie torem krwi sączącej się z jego dłoni. (Najpierw karetki potrzebował, chciał się wymeldować z powodu przytrzaśnięcia sobie palców, a potem walił tą łapą w drzwi, aż miło. Tja)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz