7.07.2008

CHASING...

… THE BREATH

     Wybrałam się w środę do Warki z rana [tak, to Warka od piwa. Tak w ogóle to głupio ten dziadek mój zrobił SPRZEDAJĄC im te pola pod browar zamiast je wydzierżawić… byśmy byli potentatami tera jakowymi, czy co]. Jako dziecię z lekką nutką rozrzutności za dodatkowego papierosa przy kawie zapłaciłam 12-stoma złotymi za taksówkę do metra – jak szaleć to szaleć, wakacje przecie. Nutka jest za lekka by od razu brać taxi do dworca pekaesowego, on jest dokładnie po drugiej stronie miasta. Płacić za przejazd przez Warszawę w dzień roboczy w tych godzinach? Wszystko ma swoje granice.

 

… THE INTERNATIONAL CONNECTION

     Od miesięcy istniała zapowiedź Rebeki w Polsce [Rebeka jest z Danii, wnuczka wuja mego, dziewczę lat czternaście]. Po umiarkowanie krzepiących obserwacjach poziomu angielskiego u Hiszpanów przygotowana byłam na najgorsze, tj. wymiany 'Hi'-ów, 'How are you'-ów i 'Thanks'-ów li tylko. No, Czech w Madrycie [móóóóój Czech, przesłodki był. To nie jest komplement, nie był przystojny – był wyłącznie rozbrajający. Jak to Czesi] umiał jeszcze powiedzieć ‘downstairs’ na pytanie o toaletę. Zawsze coś.
     I faktycznie, początki miałyśmy kulawe. Ja, jako dobre, skore czasami do pomocy dziecko chciałam jakoś zagaić przy śniadaniu – mowy nie było. Były jednosylabowce, czasem od biedy, jednosłowne odpowiedzi. W perspektywie 5 dni… No dobra, miało się książkę, w telewizji lecą powtórki seriali, ogród, opalanie się, jakoś przetrwam. Ale tegoż samego dnia wieczorem, po 5-ciu godzinach niemej podróży, dziecko – nie ja tym razem – wzięło prysznic – cud i katarynka mode: on. Chwilami to aż dość miałam. Ale ale, rzecz nie do przecenienia – nawijała po angielsku, więc ten posmak raju dla mnie zrekompensował nienajlepszy start.

     Do tego stopnia wręcz, że kiedy w Krakowie będąc ulotniłam się najpierw na 5 minut, później na całe pół h – rzucała mi się na szyję z pytaniem zatroskanym 'where were you?' i w ogóle, Björk cytując all is full of looooove.

 

 

… THE BRIGHT FUTURE

     Dlaczego mi się nie ufa, hę? Dlaczego kiedy widzę, że z powodu przewidywanego upału podróż do Krakowa ma komuś sprawić problem i proponuję, że w takim razie pojadę sama [nie, to nie takie gówniarskie 'łaski bez, pojadę sobie sama'], to ktoś się upiera a potem robi mi wyrzuty? Bo pochodzę z rodziny, która podchodzi do życia co najmniej nietypowo.

     A problem osadził się w tym, że nie miałam papierów w ręku, że nie wiedziałam, że jest do 11-ej czynne [bo nie było tego na stronie] i się nasłuchałam, że biednego wujka narażam na coś tam, bo on ma problemy z ciśnieniem, blablabla… No jp! Mówiłam, że mogę sama pociągiem pojechać? Z Włoszczowej ciut bliżej jednak niż z Warszawy, więc nawet korzystnie – no strings attached a podróż krótsza niż wtedy. Mi to tam było cokolwiek obojętne – liczy się data stempla, więc się idzie to druknąć [uroczy tatuś, nie wiem jak to wykombinował, ale wydrukował mi to w formie tekstowej, ciurem lecące, żadnych podaniowych smaczków jak jakiś herbik czy co, jak rachunek z elektrowni. By było ciekawiej wręczył mi to w… we wtorek, tak, po 22. Wiedząc, że po 9 mam pekaes więc mowy nie ma o żadnych wpadaniach gdziekolwiek po drodze. Bohohohohooooże, z kim przyszło mi żyć?], na pocztę, potwierdzenie nadania tego a tego dnia i po sprawie. Tak też zrobiłam oczywiście, ale ile mi przyszło za to się nasłuchać to moje. Whatevah.
     W pewnym stopniu na moją bright future wpływ ma także kupno pamiątki z Krakowa, tj. kursu francuskiego, ha! Skoro mam 3 miesiące wolnego to nic nie stoi na przeszkodzie liźnięcia nieco nowej umiejętności. Francuski nie dla szpanu, nie dla zalotniejszego wypowiadania kwestii 'Voulez-vous coucher avec moi (ce soir)?' tylko bo ma ładną melodykę i jest trudny – co zapewni trzy miesiące braku nudy. Najważniejsze to mieć plan. [ Nie, na japoński się nie porwę bo na co mi on ;] ]

 

 

… THE TRACES OF THE PAST

     Zaaamki znaczy się. Wybacz historio, ale odpuściłam sobie Wawel siedząc potulnie na ławce podczas zwiedzania Rebeki, która była zachwycona. Hm, byłam ze cztery razy więc w sumie się nie dziwię. Jednak nie zachwycił na tyle by przy 30-stu paru stopniach zaliczać go po raz 5-ty.

     Ale byłam w Czersku, więc nie jest źle. Co tam, że trzeci raz – widać ja muszę każdy zamek, czy choćby ruiny po cztery razy [ w Janowcu byłam z 10, ale szyt] zwiedzić. Czersk mili moi, to zamek będący siedzibą Książąt Mazowieckich, ha. Położony ze hm, 30 km od Warszawy. Wszystko pięknie, czakram [ wg wiary bodajże hinduskiej, czakram to miejsce skupienia się energii. Znajdują się zarówno w organizmie jak i na Ziemi. mądra jestem jak cholera, nie?;)] podobnie jak na Wawelu jest, więc powinnam być teraz niebywale zenergetyzowana, toż byłam i tu i tu [ co z tego że w Krakowie na ławce nieopodal, skoro to energia Ziemi to musi cholera promieniować choćby na ławkę obok, nie?] ;P Jedynym mankamentem wycieczki w Czersku były schody prowadzące na wieżę. Oh dear, do tej pory mnie lewe udo napieprza.

 

 

… CHESS

     Tak, tak to zowie się nasza – moja i Rebeki – taktyka gry w szachy, nużąca mnie nieco. Ustawiasz gońca, wieżę i królową tak, że biedny król jest w potrzasku – ale nie na tyle by nie mógł uciec w bok. To musiało wyglądać cokolwiek dziwnie – siedzą dwie nad szachownicą, ruszają jednym pionkiem i na zmianę powtarzają 'chess', 'chess', 'chess', 'chess'… Chego się nie robi dla naszych gości zza granicy ;)

 

 

… THE SUNGLASSES, MY BEAUTIFUL SUNGLASSES!

     O ile do wczorajszego wieczora traktowałam zespół Zakopower z obojętnym dystansem, tak po owym wieczorze mam traumę. Siedzę sobie na trawce, trala la la, grzecznie piknikuję [ a gdzieś tam w kraju set Chemicali… kurna mać] a tu jedzie wprost na mnie ciężarówka. Bystra Bee przeturlała się w bok, ciężarówka skręciła jej przed nosem [ kierunkowskaz się debilu włącza] i z radością, że przetrwała tę mrożącą krew w żyłach [:P] sytuację, zaczęła grać w coś tam z niezadowoloną z koncertu Rebeką. Schyla się Bee po coś, chce sprawdzić czy przy schylaniu nie spadły okulary i patrzy a ich niet. Wróciła więc na miejsce turlania i nie ma. Kurwaaaaaaa, kupiłam je niecały tydzień temu i przez jakichś niedorobionych muzyków ktoś mi je zasunął. Też bym wzięła bo były strasznie fajne [ moje, nie?:P] i teraz pozostały mi tylko na zdjęciach. Jasne jasne, kupię nowe ale już nigdy nie pójdę na koncert Zakopower. O ile wcześniej przy zapewnionej dobrej karkówce dałoby się mnie namówić [ ich problem tkwi w wokaliście i tych pseudogórolskich tekstach, bo instrumentalnie się chopy wyrabiajom] tak teraz wspomnienie straconych okularów będzie mi się majaczyć, tak więc noł łej.

 

 

… THE TOILET

     Yhy, kończę dziatki. Natura wzywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz