kto by pomyślał, że mnie to tak zmęczy. wczoraj pełen luz, rano spokojnie wszystko, pełna nonszalancja i tak za 10 pierwsza coś mi przestało pasować, jakieś nerwy zaczęły się wkradać na me pobladłe od miesięcy lico.
jak wiadomo bowiem, prezentacja poza treścią powinna posiadać odpowiednią, przyznajmy to - chwytliwą, formę. moja była cokolwiek rzeczowa, nieco naszpikowana wybieranymi z weekendowym pietyzmem cytatami i może z dwiema minutami 'Jestem niczyj' Stachury.
wyglądać to miało mnij wincyj tak:
TEMAT: Biografia jako klucz do odczytania twórczości autora. Omów zagadnienie na wybranych przykładach.
cytat z Bonowicza '(...) W literaturze 'ja' jest kreacją, figurą, maską. Ale bez 'ja' literatura nie jest ciekawa. Nawet gdy autor próbuje unicestwić podmiot, ten znikający podmiot ciągle gdzieś wychodzi (...).' plus małe wprowadzonko, że prozaik jest takim samym człowiekiem jak my, tylko że ma dar przekazywania tego co jest w nim [coś czego ja nie posiadam tak nawiasem mówiąc, ale to pominęłam]
na pierwszy ogień idzie Kafka plus jego list do ojca [to był taki zwykły list, nie żeby to był tytuł czegokolwiek] w którym wprost pisze, że jego pisanie jest rozrachunkiem z ojcem, 'Proces', 'Przemiana' no i opowieść, jakim to on nie był samotnikiem, neurotykiem i w ogóle socjopatą. destrukcyjny wpływ tatusia, niemożność zbudowania zdrowych relacji z innymi [pozorne przyjaźnie] itd.
Edward Stachura, wspomniany fragment 'Jestem niczyj', 'List do pozostałych' - odwołanie do 23 Psalmu Dawidowego, schizofrenia: człowiek-nikt, człowiek-ja, próby samobójcze [w tym jedna udana]
podsumowanko Stachury i Kafki cytatem z Trziszki - 'Srogość ojca, wczesne odejście z domu, brak więzi (...) Duszoznawcy twierdzą, że czynniki wymienione wyżej powodują zbytnią sublimację popędu (libido) i wyłączną jego realizację w sferze ducha. Sublimacja ta powoduje, że bardziej kocha się sam wyraz uczuć i nie odczuwa się potrzeby realizacji cielesnej [zabawne, pan Lechu nie jest srogi, znikąd nie odeszłam, te więzi są najbliżej prawdy... however, mam to samo]. (...) stąd ukrywanie się i narastające poczucie winy tragicznej, a przy tym niemożność skierowania agresji na zewnątrz.'
Jack London no i oczywista 'Martin Eden' ['Martin Eden - to ja' - jaśniejszej analogii nie możnaby znaleźć], porównanie losów autora i bohatera [są łudząco podobne]
Eliza Orzeszkowa i to, że swoje poglądy wyrażała w kolejnych książkach, opowiadaniach. 'Nad Niemnem' i 'Gloria Victis' dziejące się w okolicach jej rodzimych stron, opisywanie prawdziwych osób [Bohatyrowicze, jej guwernantka czy sprawy sądowe]
i potwierdzenie tezy postawionej u góry
jak poszło w rzeczywistości? na sztywnych nogach weszłam do szkoły by się dowiedzieć, że jest pół h opóźnienia. i teraz nie wiadomo, czy się cieszyć czy wściekać i padać na zawał. wybrałam to drugie, a raczej, mózg to wybrał. aż mi Marta musiała coś dawać na uspokojenie a i tak jak weszłam, to babka z komisji się rzuciła do mnie ze szklanką wody. nie ma to jak wrażenie zrobić ;D
jakoże dane mi było korzystać ze sprytnie wykonanego planu prezentacji [ten u góry to nie oryginał, mój plan był cokolwiek obszerniejszy] moja matka parała się korepetycjami dla maturzystów, więc wiedziała jak to zrobić by nie wzbudzić podejrzeń, a jednocześnie mieć niezłą ściągę z tego. inna sprawa, że ja tam umierałam stojąc i nic nie widziałam niemalże z tego planu mając go przed oczami. kątem ucha słyszałam co mówiłam, więc mogłam się trzymać ustalonej wcześniej kolejności. ze trzy razy się kropnęłam, ale uznałam, że wystarczy przeprosić za pomyłkę, poprawić i kontynuować [nie miałam za bardzo czasu ani ochoty zaczynać od nowa].
w końcu dobiłam do brzegu, zasiadłam przed nimi i czekałam na pytania z duszą na ramieniu. a tu co? 4 pytania o 'Proces' - a jak ja go rozumiem, a jaki on ma związek z Kafką [znaczy z jego bio], a jak rozumieć śmierć Józefa K. ... no biorąc pod uwagę skalę sympatii jaką darzę 'Proces' to pytania były perełkowe:)
więc wyszłam z nadzieją na 10, w porywach 12 [to nie kokieteria, tylko my trzy - ja i panie z komisji - wiemy co i jak mówiłam i moje potknięcia zdawały mi się być dość kluczowe dla sprawy]
i czekanie. jak wszyscy inni czekają z 3 minuty, tak ja czekałam z 7 [nie wiem, zróbcie sobie test, nie róbcie nic przez 7 minut i zobaczycie może jak nieprzysłowiowe 7 minut to jest].
wchodzę i cóż słyszę? że ach, 20 na 20 i w ogóle jaka to ja oczytana, wspaniała, że na literaturoznawstwo powinnam, że utalentowana... :|. wyszłam osłupiała i na pytania znajomych odpowiadałam tylko skinieniami głowy. Oskar stwierdził, że 'pff, to było oczywiste' [nie było!] i wszyscy wokół mu zawtórowali. nie ma to jak dobra ściema przez 3 lata, skoro tak wysokie mniemanie o mnie mają;]
teraz to się zacznie dopiero. szał wybierania sobie uniwersytetów i to i tak w ciemno, bo wyniki pisemnych za miesiąc.
strasznie fajnie, ale to wszystko odnosi się do tego co za jakiś czas, a co z jutrem? okej, jutro pilnuję Ludzika [dlatego plan z poprzedniej notki przenoszę na piątek], w czwartek Izę nauczać będę w zakresie matmy, ale jakoś nie bardzo mam plan na kolejne dni. jeśli istnieje forma depresji, którą się ma 'na teraz' a nie że 'there's no future', to ja się pod nią podpisuję.
nie wiem, może i ja nie umiem docenić tego co mam. choć to akurat dość absurdalny wniosek - raczej za wszelką cenę staram się wyszukać w tym pierdolniku coś, za co warto powalczyć.
to będą ciekawe wakacje. ze wszechmiar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz