22.05.2008

MASS DESTRUCTION

czyli Witaj, o Pszczoło, w XXI wieku. w dobie umysłowej impotencji [jak wielu to kręci, mimo konsekwencji], okresie chwilowych podniet i tuzinkowych atrakcji.

tak późne poruszenie tematu nie wynika z mojego wątpliwego refleksu, ot - wcześniej jakoś mnie to tak nie gniotło. a raczej dopiero dzisiaj przelała się czara. nie tyle goryczy, bo już mnie to szczerze mówiąc wali, ta mnogość sezonowych wyprzedaży kitu, kiczu i wszystkiego co pejoratywne a zaczyna się na 'ki' [bo kicz fajny to pastisz się zowie]. prędzej cierpliwości.

inspiracji dla notki znalazłoby się kilka, dlatego odpuszczę sobie ich wymienianie. przyszło mi jednak na myśl, by rozwinąć trzy punkty zawarte przeze mnie na epulsowym profilu [dawne dzieje, ale profil murem stoi, więc mam skąd zaczerpnąć;)]...nie rozwijałabym ich, gdyby nie wszechstronna napaść na mnie 'jak ja mogę...

  • nie trawić Dżemu
  • jeszcze bardziej nie trawić Coelho
  • rzygać 'Małym Księciem' Exupery'ego'
mogłam odpowiadać leniwie 'ano mogę' i dać sobie spokój i tak też czyniłam, ale skoro już ta notka ma powstać, to liznę te trzy kwestie toże [bo i inne mi się plączą].

Dżem
- wiecie, mam swoją listę zespołów, których fani odwalają krecią robotę. piszczą, płaczą, tytułują wokalistów bogami i pewnie się do nich skrycie modlą. do liderów należą [na liście]: Nirvana z arcyheroi[ni]cznym Kurcikiem co to miał odwagę się zabić [alibo i nie, bo to Courtney... to skowronek, z bandą skowroniątek!], Joy Division z mrrrrocznym Ianem C., choć tu jego rola w mass-amoku zdaje się być ciut mniejsza. idzie o JD, o ten bóóóóóól, o to cierpieeeeeeeeenie, o te 'sznyty, kuffa, sznyty!' czy właśnie Dżem z 'przejmującym' [bez kitu, gdzie nie trafię na wzmiankę o Dżemie to jak byk stoi 'przejmujący'. kogo? mnie nie.] Ryśkiem Riedlem. aż dziw, że jeszcze lubię Beatlesów, w końcu na cześć Lennona też tworzono peany.
choć wcale nie dziw, po prostu Beatlesi tworzyli coś na swój sposób świetnego, mimo że prościutkiego. a trzej pozostali najwyraźniej są albo kiepscy [Dżem] albo ot, tacy. spoko, że są ale nie brakowałoby mi niczego, gdyby nie powstali.

i właśnie ci fani mnie odsuwają od muzyki Nirvany, Joy Division czy [aaaaaa, zapomniałam, jak mogłam zapomnieć?!] The Doors. zresztą tu dochodzi obrzydzenie względem jebanych dekadentów. słowem - alergicznie reaguję na malkontenctwo [które nieraz niestety sama uskuteczniam, ale nie w takich ilościach, no luuuuuuuuuudzie]

Paulo Coelho - w gimnazjum moja szalona, kreatywna pani od plastyki wprowadziła nowy przedmiot - filozofię. na początku było fajnie, Platon, Arystoteles, te sprawy. ale to była tylko przykrywka:> cały przedmiot powstał tylko po to, by kobita mogła się rozkoszować obcowaniem z 'literaturą bełkotu'. nie powiem, przodowałam, umiałam bowiem wybadać grunt i myśleć przez 45 minut tygodniowo w sposób, w jaki tego ode mnie oczekiwano [nie lubię Kochanowskiego, a jak walnęłam pracę na polskim 'udowodnij geniusz Kochanowskiego' to 5 dostałam:P trik jest taki, że piszesz/mówisz o tym, co w rzeczywistości negujesz, w sposób popierający] i miałam na koniec i 6 i [niewygodnego cholernie, mieszka na moim osiedlu] sprzymierzeńca w szalonej artystce.

do czołowych przedstawicieli 'literatury bełkotu' należy rzeczony Coelho. czytałam jego 'Alchemika' ['czytałam'? dobiłam wśród jęków cierpienia do połowy. żadna strata, przewidziałam koniec] i raz na zawsze wyrobiłam w sobie postawę negatywną dla wszelkiego rodzaju ksiąg moralizatorskich. kurde. cholera. mać kurwy. nie po to dostałam życie, żeby czerpać jakiekolwiek recepty na jego spokojny przebieg. nie wierzę w nic, poza swoimi poglądami i tak ma pozostać. na co mi przepowiednie, uczenie się na cudzych błędach i wszystko, czego nie doświadczyłam? skoro niczemu mi to nie służy, tzn. że mnie nudzi, tak? a jeśli książka jest nudna, to jest zła, tak? no więc...

tak btw. to ostatnio ktoś mi chciał kupić 'Sekret'. szczyt bezczelności, no!

'Mały Książe' - Coelho w wersji pocket. jedyne co zeń wyniosłam, to ten numer z lisem, że 'jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś'. prawda to, mnie oswajano, ja oswajałam. i told you i'd never say goodbye [swoją drogą do 'That's what I get' mam kontrowersyjny stosunek, a raczej zmienia się on w zależności od momentu mojego życia. o 180 st. bo wiadomo, jak się cierpi to wszystko brzmi jakoś tak prawdziwie, a jak się nie cierpi (a jak ja nie cierpię..) to dostrzega się rażącą, wybaczcie, żałosność takich wylewów].

DODANE [dopiero jak notkę przeczytałam to przypomniałam sobie o najważniejszym]: Każdy poznany przeze mnie fan Dżemu był fanem Coelho i 'Małego Księcia'. za czwartym razem robiłam za wizjonerkę;D

'słucham Dżemu...'
'lubisz Coelho, nie?'
'uwieeeelbiam, Ty też?:):>'
'hm..nie. a powiedz mi, co sądzisz o 'Małym Księciu'?...'
' :| dziewczynoooooo...to moja ukochana książka z lat dzieciństwa'

... w tym momencie się oddalałam pośpiesznie z szelmowskim iście uśmiechem. ten typ tak ma. ja takich typów nie łykam. ot co.


już? tak? wyszłam na taką anty-anty? jeszcze nie? no dobra, jedziem więc dalej.

kolejny aspekt mass destrukcyjności to 'uroda a talent kobiet aktywnych artystycznie [a w męskich, i niektórych damskich, umysłach i seksualnie]'

już dam spokój pięknej [cóż za wtopa z tym klipem do 'Falling Down', ten nos:D] Scarlett, pozawieszam psy na innych;)

taka np. ikona seksu - Angelina Jolie [wybacz SweetSatan, ale to przynajmniej dowodzi, że nigdy się nie pożremy o kobietę. ostatnio z kilkoma dziewczynami wymieniałyśmy się sznurkami do zdjęć atrakcyjnych celebrities i już wiem, z którą nie poróżni nas ten sam facet;)]. widziałam ją w kilku filmach i ma talent, faktycznie. za to 'warunki' ma dość przaśne. ja wiem, że tzw. żyleta nie mieści się wam w głowie jako 'przaśna' ale... nie lubię osób tak idealnych. biust ma na pewno jędrny i aksamitny, usta pełne [to robota moich krewnych, przyp. Pszczoła], oczy jak owe żylety, w łóżku wije się jak wąż i nieobce są jej zabawy z jednym ze swoich sztyletów [czy co ona tam zbiera], Brad ją rżnie a nie się z nią 'kocha' i najchętniej to jest to jedna z odmian seksu grupowego.
bo padnę:| [ta 'idealność' została przeze mnie odmierzona miarą stosowaną przez gawiedź, absolutnie nie przeze mnie]

albo w drugą mańkę, Keira Knightley, taaaaaak... ona rzeczywiście jest bardzo bardzo ładna, ale z tym aktorstwem to u niej jest... poprawnie. na pewno nie na pianie. ale padła ofiarą idiotów, którym jedno z drugim w parze idzie i tak ją utwierdzają w jej zajebistości na obu polach i ona tak się daje obsadzać z dala od warsztatu.

żeby nie było, że nie umiem znaleźć złotego środka to stawiam wam przykład 'pięknej i zdolnej' - Winona Ryder.

[ojp! jogurt winogronowy! poeeeezja:) podobnież jak lody winogronowe Movenpick]

następnie trzeba się odnieść do phenomenu sezonowych hitów jutjup, takich jak Jozin z Bazin, Czesław Spiewa [nadal nie chcą działać polskie litery w wersji max. czego bym Dźony nie wciskała, małe na amen], Holly Dolly [aka Dziewczynka z Porem] czy ta, no... [właśnie o to chodzi]... Crazy Frog.

ojciec wysnuł wątpliwej jakości tezę, że lud leci na Jozina i Czesława bo dla nich to coś niepojętego w dobie tej, o której mówiłam we wstępie. coś w tym jest, znaczy, leci gawiedź na dziwności, ale jak spytasz Statystycznego, to nie umie powiedzieć CO tak naprawdę jest fajnego w czeskiej piosence o Józiu. jeśli idzie o Holly Dolly to polecam, jako wcale nie PRLowski zastępnik [i boże broń, ersatz!] - 'Babylero' Coil [nieeeeeeeeheheeeeeee, NIE Lacuna Coil, NIE This Mortal Coil - samo COIL (bo jak pytam kogokolwiek czy zna to od razu precyzuje 'Lacunę czy This Mortal?') ]; wkręca podobnie a przy okazji poznacie coś naprawdę wartego uwagi:)

rysuje mi się w głowie pomysł na nową notkę, nieco podobną w wyrazie, ale jednak nie mogę o 'Requiem dla Snu' pisać w notce o mass - szmirach. aż tak źle z tym filmem nie jest ;]

---

esjusi - trochę tu ogarnęłam; nie ma bezsensownej płachty po prawej, która generowała suwak poziomy; nie ma tak dużego odstępu między faktycznym początkiem bloga [lewa strona] a krawędzią strony jako takiej; notkę mi z głupia franc roztyło ale na dobrą sprawę nie wygląda to jakoś źle [wręcz przeciwnie, blog ma polegać na notkach więc nie ma nic zdrożnego w tym, że zajmują gro blogowego miejsca... a jak jest coś zdrożnego, to przypominam, że blog jest mój].
mam jeszcze kilka pomysłów, jednakże - o czym wspominałam nawet dzisiaj - zwykłam uczyć się na błędach, dlatego trochę czasu minie nim je zrealizuję. mam wakacje podobno. na razie żadnych planów, więc co mi szkodzi nieco zadbać o to poletko sieciowej wersji 'ja'. zwłaszcza, że - co jest chyba zauważalne - przekonuję się do tej formy, notki zyskały na regularności, więc niechaj to ma coś ode mnie. niech zna mą dobroć.

c'nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz