25.05.2008

I SWALLOW WORDS LIKE A PLACEEEBOOOO

obiecałam SweetSatan wywód o Placebo, tak więc i powstanie. powstanie wcześnie, bo mam ambitny plan być później zajętą [ma wpaść Marcin i mamy kuchnię sprzątnąć, póki matka nie jest w stanie urządzać piekła, że jej królestwo idzie na zwałkę].

czekaj, kiedy wyszło 'Sleeping with Ghosts'? last twierdzi, że w 2004. koncert promujący miał się odbyć we wrześniu, a ja poznałam Placebo [żadne kurwa Placki! niby co jeszcze? a, no przecież.... Porki o Porcupine Tree. such an absurd!] pod koniec sierpnia jakoś.

zaczęło się od 'Commercial for Levi' zasłyszanym u ówczesnego chłopaka mojej kuzynki. oni się tam obściskiwali, a ja jako starsza,
wysłana przez dziadka w roli przyzwoitki, siedziałam przed jego kompem i wertowałam jego mp3- kowe zasoby. i wpadłam, po uszy.

później przyszła faza na rzeczony 'Sleeping..' i okładkę doń. strasznie mnie kręcił ten motyw i aż bluzę sobie zakupiłam [wisi w szafie i noszę po domu, jakoże jest cokolwiek przyduża. uwielbiam za duże rzeczy, często chadzam w swetrach ojca (190cm) po domu... ale podejrzewam, że 'na mieście' wyglądałabym aż nazbyt kontrowersyjnie].

od razu wpadłam po uszy w 'Special Needs' i piosenkę tytułową - jest to mój hymn z MniśQiem, 'soulmates never die'.

kiedy tak już zapałałam miłością do powyższych dwóch utworów, zaczęłam łapać feeling 'English Summer Rain',dojrzałam perfekcyj-ność, a raczej największe pokłady dojrzałości w 'I'll Be Yours' [o, patrzcie - biją się, biją! biją się z 'Protect Me From What I Want'... wygrywa 'I'll Be Yours' ale 'Protect Me..'  nadal trzyma wysoki poziom. zwłaszcza 'Protege Moi'], przyszło mi na myśl [potem odeszło] by nazwać się per 'ashtray girl' pod wpływem 'This Picture' i zaprzyjaźniłam się z 'Something Rotten' [choć nie było łatwo], nadeszła pora na 'Black Market Music'.

wiem, że późno, zważywszy na to, że 'Commercial..' pochodzi właśnie z niej. wszyscy szaleją za 'Taste in Men' a ja, jak to ja, nie. jest pośród mych znajomych taka moda, by wystawiać w Walentynki opis 'I'm killing time on Valentine's, waiting for the day to end' - ja tego nie rozumiem. cholera, to że JA akurat nie latam po Centrum pełnym serc pod rękę z mym lubym [i tak bym nie latała, nie cierpię Centrum, a Centrum w dzień świąteczny to już w ogóle mnie zatrważa] wcale nie oznacza, że nie cieszę się, kiedy innym się wiedzie. dlatego będąc zawsze na przekór załączam 'Good News for People Who Love Bad News' Modest Mouse, wystawiam opis z życzeniami jak najmilszego spędzenia tegoż dnia i sobie jestem.

cóż za dygresja, sorry. no więc wdrażając 'Black Market...' doszłam do wniosku, że 'Days Before You Came' jest po stokroć ciekawszym ujęciem tematu [dobra, wiem, Brian w sumie w kółko o miłości nadaje, ale on chyba po prostu ma talent. o ile Reznor umie nazwać po imieniu wszelaki obraz wewnętrznego zniszczenia, tak Molko tworzy iście szkieletowe formy uczuć miłosno-podobnych] a 'Narcoleptic', 'Passive Agressive' i 'Blue American' kładą na łopatki wcześniej hołubione 'Special Needs'. no i psze państwa wielkie 'Black Market Blood':> [tak, ten hidden].
warto bym napomknęła o 'Peeping Tom', bo to mi robiło za CV przez kilka ładnych miesięcy.

nie przerwałam rozpoczętej tradycji poznawania Placebo od końca do początku, tak więc następnym krokiem było 'Without You I’m Nothing'.

no i co ja teraz Wam powiem? no co dziatki kochane? ano to, że wcale mnie nie porywa 'Every You, Every Me'! hahaaa, robi w kręgach za ich de-best, a mi jakoś nie bałdzo..
po pierwsze dlatego, że nie porywają mnie 'Cruel Intensions'.. dobra, zły powód – lubię bardzo 'Bitter Sweet Symphony' The Verve, więc to nie to.
no więc po drugie 'po pierwsze' to jak się zakochasz niewłaściwie, to za nic nie wychodź z założenia, że to z tobą coś nie halo, tylko że nie wyszło i tyle. a nie, że potem siadasz i piszesz, jak jest chujowo i w ogóle się spaliłeś w tym wszystkim na proch i i i… no dobra, tak jest. ale naprawdę niekoniecznie się musisz w tym pławić. słuchaj Pszczoły, ją wypalano jak jointa i ona wie, które z dróg nie mają sensu. a jak nie chcesz słuchać, to przynajmniej nie rozpowszechniaj piosenek, po których gro moich znajomych wpada w jakieś takie chore stany i się muszę nieźle narobić, żeby ich z nich wyciągać.

powiesz, że mogę nie wyciągać? 'i know i’m selfish, i’m unkind' ale na co mi tak liczna grupa zrezygnowanych w otoczeniu? i co
najważniejsze, po co IM oni tacy właśnie? MniśQ mi przepowiedział karierę Matki Teresy, ja ich będę wyciągać na powierzchnię i każdy kolejny wyłowiony, będzie mi dowodem, na sensowność istnienia mego. podczas rozmowy z Okiem doszłyśmy do tego, że mam depresję, ale przynajmniej widzę 'jutro'. i wiem jak niefajnie mieć zjebane 'dzisiaj', dlatego muszę ludzi chronić przed swoim koszmarem. jak nie lubisz ludzi z poczuciem misji to wyjdź, bo ja nie przestanę. za dużo topielców uratowałam, by nie dostrzegać w tym celu. tak właśnie, Mr Molko.

za to np. szaleję całą sobą za tym jak Brian [nie, nie Bri, nie Bri, NIE BRI!] wymawia 'instead' w 'Summer’s Gone'. tu mogłabym się porozwodzić nad zjawiskiem słuchania jakiejś piosenki przeze mnie tylko ze względu, na sposób w jaki wokalista [rzadziej wokalistka] wypowiada / wyśpiewuje jakieś 1 słowo czy zdanie. ot, kolejne zboczenie.

i jeszcze gitara w intro do 'You Don’t Care About Us' i koniec wywnętrzeń odnośnie 'WYIN'. nie, to nie jest ich najlepszy album. Zdecydowanie.

już prędzej self-titled.

ale nim o nim, to chronologii się trzymając, koło zimy jakoś dorwałam 'SWG(bonus disc)' i padłam jak długa i w sumie nadal padam – 'Running Up That Hill'. nikt mnie wcześniej nie zapoznał z Kate Bush, więc żyłam sobie w przeświadczeniu, że nawet bez cover’owych smaczków ten utwór jest wielki ale… wielki to w tym tylko jest tekst. resztę Wielkości dorobiło Placebo, zdecydowanie.
wraz z 'Leni' tworzą takie odrealnione 10 minut Bee-out-of.

podobnież sprawa się ma z 'Jackie'. wersja Shinead jest unable to listen to, pewnie szło o deszcz, ale nie przesadzajmy. u Placebo też są fale a jakoś wszystko jest czytelne, słyszalne i piosenka ujawnia swoją urodę. jako dziecię nieprzeciętnie popieprzone pod wzg. muzyki, omawiając 'Romantyczność' Mickiewicza na lekcji w gimnazjum nawiązałam do tego utworu, że ta Karusia, podobnie jak podmiot śpiewający nie dopuszcza do siebie brutalnej prawdy o śmierci ukochanej osoby… [here, Jackie]
po doznania związane z 'Placebo' odsyłam tu o: 'Placebo'

i oto wielkimi krokami nadchodzi największa prywata związana z Placebo, tj. słówko o 'Meds'.

ustalmy coś, to nie jest dobra płyta pod względem kompozycji. ba, to jest kiepska płyta pod względem kompozycji. to jest jednak płyta, która pojawiła się dokładnie wtedy, kiedy powinna. wiele razy poruszałam tu i tam kwestię 'nazywania czegoś wprost', jak diametralnie zmienia się coś tak właśnie wprost nazwane. albo mniej się tego obawiasz, albo wręcz przeciwnie – nie możesz się już oszukiwać.

wiele wskazuje na to, że Mr Molko(ł) znajdował się w podobnym stanie, co ja wtedy – teksty pasowały jak ulał. takie np. 'Blind' czy 'Follow The Cops Back Home'. doszło później do dołączenia i tym samym zamknięcia Trójcy przez 'Pierrot the Clown'.

ale może najpierw przeprowadzę introducing właściwy, tj. jesteśmy w Gdyni w roku 2006, godzina koło 23. dojeżdżamy cokolwiek spóźnieni do Open’erowskiego parkingu mieszczącego się kilka ładnych kilometrów od meritum wieczoru. kroczymy dumnie do celu mijając tłumy wracających z chyba Pharella Williamsa. jest nam cokolwiek nieswojo, mamy bowiem pod bokiem ojca, który jęczy, że pewnie odwołali i co my tak pędzimy? zamiast inteligentniejszą drogą spytania kogoś po drodze zamknąć mu usta, zmuszamy nasze organizmy do produkcji motywacji i idziemy. nie zwalniając, choć nadzieja zaczyna ciut więdnąć. i nagle, i nagle, i nagle z oddali dobiegają nas dźwięki 'Post Blue' i wiemy, że cel zaczyna stawać się osiągnięty. jak się potem okazało, rzeczone 'Post Blue' ma już na zawsze kojarzyć nam się z pewną formą zwycięstwa. [podobnie jak 'Nic nie może przecież wiecznie trwać' Anny Jantar, kiedy to stałam z MniśQiem godziny całe w kolejce na 'Dzień Otwarty TVP'. mieli już zamykać interes, ale jednak się dobiłyśmy przy dźwiękach tegoż utworu (ten tytuł, znamienniej nie możnaby). wpuścili nas i 'na salony' – widziałam te wszystkie celebrities. a, skoro o celebrities mowa – widziałam wczoraj Pilcha w Centrum]

ponieważ stanęliśmy z ojcem pod niemal samą sceną, to widoki miałam idealne. nagłośnienie wysokiej klasy, więc sąsiedztwo głośników nie było problemem. powiem nawet, że lekkie przesterowanie, które wydęło klawisze na pierwszy plan, uczyniło 'Space Monkey' całkiem świetnym. jednak nie do powtórzenia z płytą - tam Brian je zagłusza:/
i teraz włącz wyobraźnię i usłysz 'Running Up That Hill' oraz 'Follow The Cops Back Home' na żywo, w ciepłą, rozgwieżdżoną noc i wiedz, że ja to przeżyłam. niby zdjęcia są na Invalid-stories ale cóż to za ersatz w porównaniu z oryginałem. PHI!

a wiecie w czym tkwi sekret moich relacji z Brianem? otóż chłopię wreszcie się na mnie poznało i zarówno w 'Centrefolds' ['for you to be… Bee… Bee… be mine, so Bee.. be mine'] jak i w 'Meds' [ 'I was confused, by the birds and the Bee(s)'. ]

wnioski nasuwają się same:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz