24.05.2008

BUT OH NO, IT'S ALRIGHT, MR. MAKER, HE'LL BE FIIINE...

nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej.

mówiąc... pisząc najszczerzej to wcale mi nie zależy na głoszeniu podobnych emo-tez, zwłaszcza gdy chwilę temu wytykałam co poniektórym malkontenctwo - ale jakby to było, gdyby życie działało wg moich zasad, prawda? pewnie nudno cokolwiek. a więc radujmy się, że pamięć mojej matki cokolwiek się zawęża. i to nie byle jak, psze państwa.

oczywiście dziś też ze trzy razy ją uświadamiałam, że matura za mną, kiedy i dlaczego i w jakich szpitalach była ale pytanie o dziadka nieco mnie wgięło.

-słuchaj, bo mi się śniło...? rozmawiałam z dziadkiem, czy to możliwe, że rozmawiałam z nim naprawdę ostatnio?
-nie.. nie bardzo.
-ale dlaczego? przecież skoro byłam w szpitalu, to mógł mnie odwiedzić.

[chwila konsternacji i biegu myśli 'czy powiedzieć, czy raczej przemilczeć i odczekać, aż albo sama sobie przypomni albo ktoś ją oświeci w bardziej sprzyjających okolicznościach? dobra, mówię. możliwe, że się zorientuje, że się omsknęła i zmieni temat...']

-nie mógł, bo nie żyje od 8 lat.
-..... ale... ale... ale jak to? przecież to babcia nie żyje od KILKU lat...<łamiący się głos, cholera>
-mamo, babcia umarła przed moim urodzeniem. a dziadek przeżył ją o 12, no ale też niestety... wiedziałaś o tym.

[jakby co to ja mam jeszcze 2 babcie i 1 dziadka na składzie. jestem special edition i miałam 3 dziadków i 3 babcie. ot, taki skutek adopcji mojej matki, a że adopcji wewnątrz-rodzinnej, to miała kontakt z całą czwórką.]

dało się sprawę jakoś spacyfikować w zalążku, ale przedwczoraj nie pamiętała co się działo kwadrans temu, dziś nie pamiętała, że jej ojciec zmarł [8 lat temu].. czyli co? w środę wybałuszy oczy i spyta nieswojo kim jestem? heloł w ogóle.

a skoro o babciach mowa - mama taty miała dziś wypadek samochodowy ;] ma po osiemdziesiątce, mieszka z chorym na Alzheimera facetem [nie moim dziadkiem, wyszła za mąż powtórnie i na złe jej to wyszło. to już przynajmniej wiemy, skąd mój tata taki a nie inny. nauka na błędach bliźniego mu nie idzie] niedaleko Kielc, czyli ojciec musi tam jutro pojechać. bo obie ciotki za granicą.
czyt. zostanę sama z mamą. niby Marcin ze swoimi się oferował, że wpadnie ale jeszcze mi się uchla z rozpaczy, że matka mu się wykańcza i będę miała w dechę dzień i noc. trening przed całym tygodniem przyszłym. nie ma tego złego - dobre, że przynajmniej do szkoły ani do matury już nie muszę się przykładać.
oczywiście już są jazdy o faje, o 'jedno małe piwo, Leszku'. trening silnej woli będę miała jak nic.

a skoro już o treningach mowa. raz w życiu miałam robiony taki profesjonalny test na inteligencję, przy okazji sprawy w sądzie, że niby im potrzebne było do określenia wpływu wychowania na mój rozwój. wynik miałam dość wysoki, nie powiem jaki, coby się nie chwalić - mnie zadowalający. ale to było z 6 lat temu.
tak więc dziś coś mnie naszło i szukałam sobie takiego testu Mensy w necie. znalazłam, zrobiłam [ok. 10 rano, do porannej kawy, więc budziłam się wraz ze wzrostem poziomu trudności], wpisałam wiek, już mam się dowiedzieć co i jak i nagle wyskakuje, że mam wysłać sms-a po wynik ;] ponieważ strona była zagraniczna [po angielsku, ale wątpię by to były Stany np.] to koszt był... powiem tyle, wykazałabym się głupotą właśnie wysyłając go.
ale złapałam bakcyla i w wolnym dniu przejadę się do jakiejś polskiej, czy tam warszawskiej, sekcji i się sprawdzę.
jak leczyć kompleksy? mając niezbity dowód na brak powodu doń.

na podstawie doświadczeń dnia dzisiejszego, chciałabym przestrzec wszystkich przed podróżowaniem ze mną środkami komunikacji miejskiej. a także siebie samą - nie pokazuj się na trasie 'Chomiczówka - Centrum' po dzisiejszym.

znacie wy dzieci The Kooks? pewno nie. niby nic odkrywczego, ale pośród tych wszystkich 'the' i im podobnych oni właśnie mogą wg mnie poszczycić się największą świeżością. i jeśli to wchodzi w reakcję ze słuchawkami, przystankiem, ulicą, autobusem, stacją metra [podobno ta na Wilsona jest najładniejsza w Europie lub nawet na świecie. hm, dziwne te gusta macie, ja wolę tę na Świętokrzyskiej... nie mówiąc o tym, że nie byłam na tych światowych jeszcze - bo Madryckie w istocie... przerażają swą jałowością. znaczy takie są skrajnie czyste], rurą w wagonie metra i mną to...
zacznijmy od niewinnego śpiewania sobie pod nosem na przystanku. potem nadeszła pora 'Mr Maker' i tanecznym, wymachującym ręcyma krokiem wskoczyłam do niskopodłogowca. przezornie spoczęłam na samym końcu [mieszkam koło pętli, więc miałam spory wybór ale miałam czuja, wiedziałam, że będę się rzucać w oczy ... i uszy] i zaczęłam private dancing w pozycji siedzącej, co oznacza ogromne zaangażowanie rąk.

jakby tego było mało, następne było 'Do You Wanna' z tekstem

'do you wanna
oh do you wanna
do you wanna make love to me

i know you wanna
oh i know you wanna
i know you wanna make love to me
'

gdzie już wcale się nie krępowałam i śpiewałam sobie na głos cały. taaaaak.. 
znanam z poruszania się po mieście wyłącznie w towarzystwie mojego Creative'a [a ostatnio malusiego, acz jakże pojemnego ZENika],
jednakże nigdy wcześniej tak jawnie nie okazywałam swojej muzykalności. to co okazywałam w metrze przy rurze [także 'Mr Maker' bo się wkręciłam] pozostanie łaskawie nienazwane. słowem - od dzisiaj chadzam czy tam tańczę pieszo:P

kończę, bo Opera świruje i co trzeci klawisz traktuje jako skrót [co owocuje ciągłym wyłączaniem nieproszonych okien. ale ambitna jestem i ta notka powstanie.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz