nie chcesz słuchać?
właściwie się nie dziwię, bo ludzie nie chcą słuchać, gdy innym jest źle. potrafią tylko mówić o sobie. i słuchać o wygranych walkach, to im daje ten miły przywilej do doceniania kogoś, ale w trakcie. daj spokój, kto chce słuchać, gdy ktoś się z czymś boryka? nikt, albo niewielu. zawsze są to ci, którzy chcą przykryć swoje, a takich jest doprawdy niewielu. lepiej swoje wylać, posłuchać rady, mieć luksus skorzystania bądź nie, a w razie, gdyby skorzystali i coś nie poszło, to bonus w postaci obarczenia kogoś winą.
i ja to wszystko wiem, zdaję sobie z tego sprawę. dlatego nic nie mówię, tylko tu piszę, bo tu to jak do nikogo, a świadomość, że się przed kimś otwieram i idzie na marne, bo z zerem odpowiedzi, nie, że idzie na marne - utwierdza mnie w przekonaniu, że to jest małe, nijakie, żadne, nieistotne. że moje największe problemy są naprawdę nijakie.
nadal nie wiem, czy rozwiązuję swoje sprawy sama, bo ja umiem najlepiej czy dlatego, że nikogo nie ma wokół. a rozwiązać je trzeba, bo zaraz dojdą nowe i mnie przysypią.
więc tak, rozwiązałam, oficjalnie wynik jest na plusie, zrobiłam, co zrobione miało zostać. dałam radę, znowu, świetnie. nic nie wisi nad głową. poza mną samą. ale to nic, nieistotne, ważne, żeby liczby się zgadzały. dlatego ufam liczbom, bo jeśli one się zgadzają, to wszystko się zgadza. to, co poza nimi, jest nieistotne, więc sama to spycham. mam nieco obawy, że kiedyś wybuchnie, w niewinnym kierunku, nagromadzone pęknie, w końcu takie prawo nadmiaru ilości. że pęknie i rozbryzga się widowiskowo.
ale to spycham, bo skoro wszyscy spychają, to pewnie mają rację. najbardziej cenione umysły spychają, więc pewnie to ja się mylę i to nie jest ważne.
marzenia, namiętności? bitch, please. nie mogę, mam poważniejsze, bardziej niecierpliwe sprawy na głowie. zresztą, wolę nie marzyć - i tak się nie spełni. a za dużo już tych rozczarowań, by się na nowe spisywać.
alkohol niczego nie rozwiązuje? wiem, bardzo dobrze wiem, zniszczył mi matkę i brata a za nim jego rodzinę. żona po zawale a dzieciaki.. jedno igra z ogniem kupując kolejne testy ciążowe przed osiemnastką i bojąc się nalotu policji po ojca, bo skrywa w szufladzie zioło, a druga zaczyna terapię u psychologa. właściwie to jej zazdroszczę - poszła chronić marzenia i siebie, ja nigdy nie dałam rady. niech idzie, się ratuje. to, że jestem jej ciotką nie daje mi większej mądrości, tylko stażu.
ale rozumiem coraz bardziej jego ofiary. alkohol przez uczucie odrealnienia urzeczywistnia. stajesz się z każdą puszką czy butelką coraz mniej wyraźny, coraz mniej konkretny, coraz bardziej nijaki, czyli taki, jaki jesteś naprawdę. odchodzą wszystkie wydumane teorie o wyższości. błąkasz się po własnym przedpokoju coraz bardziej od ściany do ściany. i tak właśnie jest. odpadają wszelkie egocentryczne poczucia. stajesz oko w oko z sobą. i musisz stawić czoła.
miłości? serio? ok, powiem, jak jest na serio. na serio to patrzę stopniami - ktoś musiałby przejść weryfikację znajomego a potem przyjaciela, by. a właśnie na tym przyjacielu się zatrzymuję. mindless sex? trochę zazdroszczę, ale nie na tyle, by podążać. czasy mnie nauczyły znikomego znaczenia intymności i jeśli jedną rzecz mogę zachować w tej sferze, to chciałabym tą.
bo chciałabym żyć ponad czasem. bardzo tego pragnę. nie dać się totalnie wciągnąć w jego prawa. nawet z zegarka korzystam rzadko, pewnie kosztem kilku osób, ale rzadko wiem, która godzina. poza trikami liczbowymi. ale to zupełnie inny temat.
najchętniej śpię, a wiesz czemu? nie dlatego, że potrzebuję - umiem spać cztery godziny maksimum, spoko. chcę, bo czas szybciej mija. w gorszych momentach, bo wtedy nie jest się głodnym i nie chce się palić a w lepszych, bo czas szybciej mija. ten, na którego koniec tak czekam.
nie żyję z powodu, już dawno nie. żyję dla powodu. żyję dla tych tysięcy, które trzeba zapłacić, bo nikt inny tego nie zrobi. nie boję się tego, że nie ma pieniędzy przez dwa tygodnie. boję się, że Ojciec wpadnie w ciąg, w którym był przed laty przez pięć lat. gdy stracił pracę i jej nie szukał. to, że daliśmy radę wcale nie znaczy, że chcę powrotu do tamtych czasów.
i w sumie tylko dla tego. nie ma innego gwoździa, który by mnie tu trzymał. więc pewnie znajdę sobie inny. na dłużej.
bo chcę żyć. nie wiem, czemu, ale mam nadzieję, że to się skończy i kiedyś będzie dobrze. nie wiem czemu, ale dla mnie lepiej, żebym miała. więc nie pytaj o nią, bo okaże się bezsensowna.
właściwie nie pytaj o nic, bo odpowiedź usłyszysz raz a ja ją będę słyszeć wielokrotnie. i przerobię dopóty, dopóki nie okaże się pusta.
bo nie zasługuję. ani ja ani moje słowa na bycie istotnymi. nie umiem zaistnieć i chyba nie chcę. jeśli nie potrafiłam tym, co robię i względem czemu się sprzeciwiałam, to już bardziej się nie da. ja nie dam. nie umiem i nie chcę oszukiwać. ani w odpowiedzi ani na początek. nie chcę stosować czegoś, względem sama się sprzeciwiam. chcesz być - daj przykład. tak to rozumiem.
a może nie rozumiem? może rację miałam dziś na przystanku myśląc, że jestem jak cebula, która mimo warstw nie kryje w sobie nic? coraz bardziej się upewniam. że bardziej wabią Cię moje pancerze, niż to, co pod nimi. mnie chyba też.
nigdy się przy Tobie nie rozpłaczę. nie, bo wstyd mi nie pozwala, on jest mi obcy. bo Ci nie ufam. wiem, że kiedyś to się obróci, tyle rzeczy już się obróciło. i to ze strony tych anonimowych, nie chcę, nie lubię wiedzieć, że ktoś bliski mnie wykorzystał. mam to na co dzień, nie trzeba mi więcej.
zdobywałam szczyty i chcę, by to wróciło. nie wierzę. ale mam nadzieję.
cheers.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz