3.06.2012

delete forever? yes, please.

jestem z siebie bardzo dumna.
symbolizm to nędzna forma wyrazu, ale zawsze jakaś, a to, co mi dolegało ostatnio, to chyba właśnie żadność. własna. a już przestańmy ukrywać, jestem egocentryczką jak jasna cholera. jak coś czuję, to z rozmachem, żeby przede wszystkim sobą się napawać, a nie innym pokazywać. dlatego wszystko robię w znaczący sposób, przynajmniej się starałam i staram, żeby znaczyło dla mnie. czasem, tak jak ostatnio np, się konfrontuję z tym, że niewiele znaczący dla innych, ale to chwilowy żalik, smuteczek króciutki, potem macham ręką.
zwłaszcza, gdy fakty są po mojej stronie i jeśli ostatnią notką wyrażałam - albo za nią skrywałam - cień nadziei, że przesadzam, to mi kilka godzin później udowodniono dobitnie, że niestety, wiedziałam, co mówię.
wzburzona zeszłam na dół, do swojego pracowego pokoju, z gniewną miną i złowieszczą precyzją zaczęłam kontynuować wykonywanie swoich obowiązków, a po prawie roku moje współpracowniczki wiedzą, że to nie oznacza nic dobrego. może poza wymiarem zawodowym.
dlatego już na kolejnego papierosa poszłam z Gośką - nie, nie moją siostrą, choć pewne konotacje rodzinne są, bo dostałam od niej kubek na Dzień Dziecka ;) - i bez nazwisk i konkretów nakreśliłam problem. Gośka już dawno okazała się być osobą, jak to mówię i to zgodnie z prawdą, stukniętą jak 150, ale z mojej bajki. znającą życie od brudnej podszewki, w której nauczyła się chodzić. i jest starsza, więc i bardziej doświadczona. tak, szanuję wiedzę ludzi starszych - problem raczej tkwi w tym, że nie utożsamiam wieku z poziomem wiedzy posiadanej, dlatego się komuś może zdawać, że nie słucham starszych. tych niewartych słuchania nie słucham, zaiste.
w każdym razie przemówiła mi w kilku żołnierskich słowach - cwaniara, wie, że na mnie takie działają - do rozsądku i wyszłam z palarni w nastroju optymistycznie bojowym. energicznym haustem kawy zapiłam wzbierające się w gardle zaczątki łez, które zamieniły się w błysk oka i... no, wiecie, właściwa osoba we właściwym czasie. na Dzień Matki już nie zdążę, ale w sierpniu - Panna też, heh - kupię jej co najmniej dwa kubki. i gaz do zapalniczek, bo mi małpa wszystkie pogubiła.

ogólnie to ja to pierdolę, it's not me - it's you. takie oglądanie się w oczach innych do niczego dobrego nie prowadzi. za dużo już zmarnowałam czasu na słuchanie tych, co mówili, że powinnam bardziej myśleć o innych. jeszcze bardziej? ja pół życia poświęciłam na myślenie o innych, w ten czy inny sposób.

i do tej pory, gdy podejmowałam próby wybicia się z tego rytmu, to zawsze zostawiałam sobie jakieś furteczki. niby kończyłam i przerywałam, a tak naprawdę chowałam jedynie do szufladki, do której zaglądałam - najpierw z rzadka, potem coraz częściej, a na końcu codziennie, by wreszcie się rozpakować na nowo. tym razem jednak, podobnie jak na zewnątrz w postaci remontu i przygotowań do nich, wywaliłam z szufladki na śmietnik. już nie będzie żadnych wabików, przypominaczy, zostawianych przez szacunek resztek, bo ten szacunek był jednostronny, mój i już wystarczy. się wyczerpał.

wbrew pozorom to nie oznacza, że będę teraz bić i zabijać. nic nie będę. a to po stokroć gorsze.
nie wolno bić słabszych, a stawanie z kimś do walk jedynie sugeruje, że traktuję przeciwnika jako równego sobie. lepiej zmagazynować te całe pokłady i przekuć w pompowanie siebie. bardziej się przyda i na dłużej. gdyż, jak już wielokrotnie.. - people come and go, z sobą zostanę na zawsze.

i tym razem jest nieco inaczej, bo już nie mam wrażenia straty kogokolwiek - raczej świadomość, że nigdy nie posiadałam. i jest lżej. i trzeba to kontynuować, system pozornych, przyjemnych znajomości, zamiast się bawić w jakieś poważniejsze relacje, bo jak się skończą, to gorzej boli. w ogóle boli. bez sensu.

pomoże mi w tym wczorajsza noc, gdy kładąc się do łóżka - pan pojechał do domu na tydzień, więc jest wreszcie jakieś łóżko do kładzenia się - uzmysłowiłam sobie, że koniec końców, jestem usatysfakcjonowana. a to zawsze przecież było najważniejsze. szczęśliwa? bywam. smutna? bywam. ale usatysfakcjonowana jestem cały czas.  a oto chodziło.

(spoko, minie mi.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz