You may find yourself living in a shotgun shack
And you may find yourself in another part of the world
And you may find yourself behind the wheel of a large automobile
You may find yourself in a beautiful house, with a beautiful wife
You may ask yourself, "Well, how did I get here?"
You may ask yourself, "What is that beautiful house?"
You may ask yourself, "Where does that highway go to?"
You may ask yourself, "Am I right, am I wrong?"
You may say to yourself, "My God! What have I done?"
i to, że nie mam domku jednorodzinnego ani żony - ani pięknej, ani nie - to nie ma tu nic do rzeczy. po prostu w pewnej chwili otrząsasz się, rozglądasz wokół i drapiesz po głowie cholera, co to jest? co to są za ludzie, co ja mam na sobie, co ja jem, o czym ja rozmawiam?
to zabrzmi banalnie, gdy powiem, że to nie tak miało być, ale no... nie miało. chciałam więcej, lepiej, inaczej, bardziej. czy z kim innym? nie wiem. nie mogę za nich mówić, nie mogę ich oceniać, mogę odnosić wrażenie.
to się wszystko tak ponakładało na siebie terminami - najpierw zaświeciła się lampka opadniętej poprzeczki, radar dawania forów, niekończących się szans, choć wiadomo, że jeśli po drugiej się nie udało, to już raczej się nie uda. ja, restrykcyjnie do bólu trzymająca się zwycięzców, odpychająca wiecznych przegranych i nie dlatego przegranych, że próbowali i nie wyszło, nie, nie. to też bywa godne podziwu, takie podjęcie próby, ale ja mówię o takich, co nawet tych nie tykają. a teraz? mogę ich wokół siebie policzyć na palcach choćby jednej dłoni. pięciu. miast zero. po co? jak? skąd? kiedy? jakie i dlaczego wymyślałam im usprawiedliwienia?
potem ten cały blip, jakaś, umówmy się, społeczność, której byłam częścią. to nie tylko nuda przeważyła szalę. wbrew tamtejszemu o mnie - I won't take names, I will kick asses. kiedyś to był blog, potem może klub, teraz jest to loża szy... nie, sorry, loże szyderców są na wyższym poziomie.
wielki słup, na którym zamieszcza się anonse. nie, żeby sobie coś zapisać, jak to się na blogach zwykło, tylko żeby jakoś zaintrygować, zainteresować, kupić, złowić, złapać. albo dowalić.
taki tag, #ludziektorzy. pamiętam początek - był zabawny i często trafny. np. #ludziektorzy nie zdejmują folii z ekranów telefonu albo z mebli, żeby się nie zakurzyły. kto takich nie zna i kto z takich się nie podśmiewał? fajne, zabawna obserwacja, może nawet wspominka. a teraz? teraz to jest tam tak zajadłe dowalanie sobie wzajemne, że się aż robi niedobrze. model: X pokłócił/-a się z Y o coś. sprawdza więc czy Y się świeci, ergo jest online i wali #ludziektorzy [przedstawiają ten punkt widzenia względem cosia, co Y]. po pierwsze po to, żeby Igrekowi dopiec a po drugie się ponapawać plusjedynkami. widzisz, widzisz Y? nie tylko ja uważam, że coś z Tobą nie tak.
do zaintrygowania używa się z kolei vagueblippingu - od vaguebookingu na Fejsie. albo zamydlania oczu liczbą mnogą, gdy chodzi o jak najbardziej konkretną liczbę pojedynczą. pamiętam, że kiedyś tak się robiło przez statusy na gg. kto wie, może dlatego Blip ma opcję ustawiania blipnięcia jako status na gg? może jeszcze sobie sekretny alfabet ułóżcie, co? ja wiem, że w podstawówce się go pokazywało rękami, ale PoKeMoNy i 1337y przetarły Wam szlaki kreatywności w tym względzie.
że za ostro? oj, pardon. mi też się kiepsko to oglądało, zwłaszcza, że dlatego nie biorę imion, gdyż znam większość osobiście i mi to tak nie współgra z tymi osobami, że aż.
jest jeszcze ttdkn, tak? sorry chłopaki, bez urazy, bo tych co kojarzę to darzę sympatią, ale chyba już mieliście swoje pięć minut i jak akurat, cudem boskim, nie wkręciłam się w lekturę jakieś dywagacji to nie śledziłam od dawna. zresztą Wy i na Fejsie dajecie, co trzeba.
właśnie, Fejs. nie udawać mi tu, proszę, obrażonych, że sobie poszłam z Blipa - bo co miałam robić? się męczyć czy mieć absurdalne pretensje do ludzi, że piszą, co chcą? mają prawo. jak i ja mam prawo już tego nie chcieć oglądać. logiczny konsensus, wilk syty i ekhem, owca cała. - bo wszystkich mam na Fejsie. albo gg. albo i tu i tu. nawet w telefonie mam. o blogach to nie wspomnę. dacie radę beze mnie w 140 znakach, które i tak coraz to i rzadziej emitowałam.
i wreszcie wczorajsza noc, podczas której przeczytałam kilka swoich notek z zeszłego roku, tak jakoś z początku. jakież to inne od tego, co teraz. jak na dłoni widać, że jestem w miejscu, w którym nie tyle nie powinnam być, co nie chcę. miałam w głowie I want more, nawet jak już dostawałam czy osiągałam, to mi było nie dość, a teraz co? rozmawiam o butach? sukienkach? romansach, nieważne czy doszłych do skutku czy nie?
znaczy noście sobie buty, sukienki, miejcie romanse albo mówcie sobie o cudzych, ale to nie jest dla mnie i nigdy nie było. mnie tu nie powinno być.
ja chciałam czegoś innego. i znów chcę. tylko najpierw muszę posprzątać to, co się nazbierało nie z mojego świata.
tak, wiem, grabię sobie i zrażę do siebie ludzi. pytanie tylko, czy oni nie zrobią mi tego pierwsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz