w przeciwieństwie do niemal każdej innej dziedziny życia - w kwestii osiągania szczęścia nie jestem przesadnie wymagająca. mi wystarczy li tylko święty spokój. choć w sumie zależy, jak leży, bo ktoś może mieć poważne problemy z osiągnięciem stanu świętego spokoju i wtedy wymagający jest. taki bez dram i bez ryzykownych sytuacji podsukcesowych. bo to potem i tak się człowiek szarpie i sekunduje, aż pierdolnie z hukiem, to już lepiej niech się nawet nie zaczyna.
ktoś mógłby uznać, że zaliczyłam spadek kwartału wracając do poprzedniego stanowiska, po robieniu nieszumnej kariery na innym, ale jezu chryste, ja pierdolę, jak mam za nie płacić nerwówką i sztywnieniem na dźwięk swojego imienia, to wolę wrócić, nauczyć się po kolei i nie przeskakiwać etapów. zwłaszcza, że teraz prawie cały czas siedzę w pokoju z niejakim P., który jest idealnym współpracownikiem - jakim jest pracownikiem, to nie mi oceniać - ale nic nie mówi, nos w kompie i tak sobie pracujemy i nikt nie wie, czy my jesteśmy w tym pokoju czy nie, dopóki nie zajrzy. uwielbiam takie warunki, serio. nie, żeby P. był mrukiem i socjopatą, bo jak już nie pracujemy, to się udziela żywo, ale widać my z podobnej gliny i nie lubimy, jak nam się dupę zawraca oraz nie czynimy innym, co nam niemiłe.
życie towarzyskie się za plecami gotuje i bulgocze, ja tylko unoszę brew z zaskoczeniem, że komuś się chce i cieszę się, że tym razem nie mi.
moje rozrywki osadzają się na etapie pasywno-eksplozyjnym i są jak gulasz, tyle, że tym razem to ja trzymam kurek i co jakiś czas podkręcam doglądając. już z wolna czuć zapach, fajnie.
i może ja się starzeję, albo zwyczajnie odpoczywam po burzach ostatniego roku, ale naprawdę lepiej być nie mogło.
a w czerwcu wracam do wykorzystywania nagromadzonych biletów koncertowych. kalendarz w Laście mnie nieco trwoży, bo niekiedy między jednym a drugim są dwa dni przerwy. ogłuchnę i wypadnie mi dysk. disc.
jeszcze się pobawię. a teraz sobie poczekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz