* Nasi kochani, rodzimi dystrybutorzy wyrządzili podwójną – zarówno filmowi jak i potencjalnym widzom – krzywdę, określając A Serious Man mianem komedii. Może jeszcze, nie daj boże, zwariowanej, co? Wiadomo bowiem, że u nas za komediowe uchodzą sceny, w których pani stawia sobie grzywkę na spermę albo pan puści donośnego, niesamowicie wonnego bąka w trakcie, powiedzmy, proszonego posiłku u Prezydenta. A tu niestety (?!) Coenowie nie sięgnęli po tak rubaszne środki. Oznacza to klęskę – obraz już padł ofiarą kompletnego niezrozumienia przez żądnych piątkowych, niewymagających rozbawień, bywalców kin wszelakich. No, może przesadzam – nie wszelakich ale multipleksów na bank. O czym świadczą np. pełne zawodu komentarze na Filmwebie. Bezkresną głupotą jest też, moim zdaniem, powoływanie się na Tajne przez poufne. Trafniejsze byłoby Fargo lub, rzecz jasna oczywista i kompletnie subiektywna, To nie jest kraj dla starych ludzi. I nie idzie mi tu wyłącznie o prywatne sympatie, że mnie nie zachęcą. Ot, Serious Man się bardziej wbija w klimat tych dwóch.
Bo poważny jest, bardzo. Jeśli już komedia to bardzo tragi- i nie do śmiania się na nutę buahahahah.., tylko prędzej cienia uśmieszku, ironicznego.
Jest też… śmiertelnie nudny. Przy pierwszym podejściu odpłynęłam gdzieś po pół h. A mimo to mam o nim jak najlepsze zdanie.
Jak podają różnorakie źródła, fabuła opiera się na wariacji wokół historii poczciwego Hioba. W oryginale mieliśmy dramatyczną historię, rozpędzone tornado kataklizmów, Hiob wszak potracił wszystko, w mgnieniu oka zalanego rozpaczą. U Coenów Hiobem jest prof. Larry Gopnik (Michael Stuhlbarg), fizyk żydowskiego pochodzenia. Poznajemy go w momencie, gdy jego żona, Judith (Yelena Shmuelenson), żąda od niego tzw. getu - listu rozwodowego, obowiązującego w judaizmie. Związała się bowiem ze świeżym wdowcem, Sy’em Ablemanem (Fred Melamed). Osoba Sy’a – optymistycznego, energicznego, przywodzącego na myśl wyznawców buddyzmu człowieka, podpowiada widzowi, że właśnie tej energii brakuje Larry’emu, tego szuka w związku jego żona. Scena rozmowy między Larrym a Judith przynosi kluczowe zdanie; zdezorientowany Gopnik mówi Przecież nic nie zrobiłem.. Po obejrzeniu filmu wypada odpowiedzieć No właśnie. Absurdalność tej całej sytuacji a także postawy Larry’ego obnażona zostaje w jeszcze jednej scenie – Judith, Larry i Sy spotykaja się w czymś na wzór kawiarni, celem polubownego, pokojowego załatwienia sprawy. Gdy przychodzi do konkretnych ustaleń, co dalej, Sy nie tyle proponuje co oznajmia Larry’emu, że ten musi się wyprowadzić do hotelu. Należy pamiętać, że, całkiem sensownie nawiasem mówiąc, utarło się by to strona wnosząca o rozwód, wyprowadzała się by wieść nowe życie. Pytanie jak bierny musi być Larry, skoro bez większych protestów po prostu pakuje manatki i wynajmuje pokój we wskazanym mu przez Sy’a hotelu.
Także pozostali członkowie rodziny Gopników mają swoje problemy – syn, Danny (Aaron Wolff) zostaje pewnego dnia przyłapany na słuchaniu podczas lekcji (odbywającej się, rzecz jasna, w żydowskiej szkole) Jefferson Airplane. Warto zwrócić uwagę na ten zespół i dobór piosenki (♫Somebody to Love), gdyż zarówno zespół jak i piosenka – która wreszcie rozbrzmiewa w creditach – są często wspominani w filmie. Problemem Danny’ego jest fakt, iż w swoim odtwarzaczu (chyba walkmanie) ukrył 20 dolarów, które jest dłużny koledze z klasy – dług za zioło. Z uwagi na to ów kolega ciągle ściga go w drodze powrotnej. Gdy wreszcie udaje mu się odzyskać odtwarzacz – przy okazji: ta scena była doprawdy zabawna. Poważny rabin, dyrektor szkoły, leciwy pan na dodatek, zwraca się do chłopca cytatem z JA: Kiedy prawda okaże się kłamstwem a cała nadzieja w tobie zginie a następnie wymienia członków „Samolotu” - to właśnie wtedy szkoła zostaje ewakuowana do podziemi, gdyż nadciąga tornado. Jest to oczywiście alegoryczne, co jeszcze bardziej poddaje w wątpliwość sensowność kierowania Poważnego Człowieka do widzów, żądnych rozrywki niewymagającej raczej domysłów i szukania odwołań. Alegoria będzie im się co najwyżej kojarzyć z bohaterką Gotowych na Wszystko i to też w wyniku słabej orientacji, gdyż ta ma na nazwisko Longoria. (Eva, przyp. Bee)
Larry posiada także córkę, Sarę (Jessica McManus), która przechodzi przez ten etap dojrzewania, kiedy dziewczyny z pasją myją włosy, najchętniej siedemnaście razy dziennie. Jest to w jej przypadku proces o tyle utrudniony, że w domu przebywa brat Larry’ego – Arthur (Richard Kind) – który spędza całe dnie w łazience i to nie z uwagi na dokonywane ablucje, tylko pracuje nad tzw. Mentaculusem. Nie zdradza nikomu czymże ten Mentaculus, dopiero Larry pewnej nocy zerka do zeszytu. Znajduje tam miliony niebywale precyzyjnych szkiców, charakterystycznych dla osób z pewnymi zaburzeniami umysłowymi, delikatnie mówiąc. Obawiając się o brata pyta go, co przedstawiają te rysunki. Mentaculus okazuje się być prawdopodobnym wizerunkiem wszechświata. Jednak nie tylko obraz wszechświata należy do zainteresowań Arthura – fabuła przewiduje także epizod hazardowy oraz pederastię uprawianą w Północnej Dakocie.
Jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze praca Larry’ego dostarcza mu atrakcji. Jeden z jego studentów, pochodzenia azjatyckiego, chce wymusić na nim zmianę oceny, wręczając mu łapówkę. Larry co prawda jej nie przyjmuje w sposób tradycyjny ale, z uwagi na to, że koperta po prostu została zostawiona na jego biurku, chowa ją do szuflady. Czyli niby nie zrobił z niej użytku ale ona tam jest. Na tym się nie kończy – do Larry’ego przychodzi człowiek, który w zabawny sposób stara się go… zastraszyć? Na pewno nakłonić, co najmniej.
Incydent z łapówką przynosi efekt w postaci anonimu wysłanego do władz uczelni. Na jego podstawie los awansu Larry’ego staje pod znakiem zapytania. Odbywa się swoista, tygodniowa, rozgrywka między Larrym, jego – przychylnym mu, acz jednocześnie nie mogącym zbagatelizować sprawy – szefem a anonimem. I to też nie wywołuje w Gopniku niczego poza narastającym stresem. Któremu nie znajduje ujścia.
Wytchnienie zdaje się znajdować w bezpruderyjnej sąsiadce, którą wypatrzył pewnego dnia w ogrodzie, gdy opalała się roznegliżowana. Ten moment powrotu do pierwotnych instynktów – bo roznegliżowane panie są bardzo dobrym kierunkowskazem – też jest symboliczny. I przełomowy. Pod jakimś pretekstem Larry udaje się z wizytą, która kończy się na wspólnym paleniu marihuany i, oczywista, seksie. Który też jest nietypowy i znaczący, bo kobieta ujeżdża go znudzona a on tam pod spodem szaleje. Może on też dotarł w tym momencie do prawdziwego obrazu wszechświata?...
Tymczasem umiera Sy.
Przez cały okres trwania filmu, na pierwszy plan wybija się motyw żydowski – pojawiają się kolejni rabini. Nie można jednak powiedzieć o filmie w jakikolwiek sposób religijnym, za nic w świecie. Akcent położony jest raczej na kwestię docierania do Prawdy, szukania drogi Właściwego Postępowania.
Jak napisałam na początku – atmosfera filmu, sprawiająca, iż zdaje się być strasznie nudny… nie zdaje – jest… jest jego ogromnym plusem. Bardzo trafnie oddaje los ludzi, którzy, niczym Hiob, postanowili po prostu godzić się z losem, bogiem, przeznaczeniem (niepotrzebne skreślić). Odciąć się kompletnie od sfery reakcji, emocji, sprzeciwu w walce o swoje. Larry jest postacią na wskroś przegraną, począwszy od sytuacji, gdzie go zwyczajnie robią w chuja (pardon my French… or not), kończąc na sytuacjach w których on sam decyduje się ulec presji. Co się stanie, gdy los postanowi go wystawić na próbę ostateczną? Zakończenie jest bowiem otwarte: Larry odbiera telefon z kliniki, w której poddał się tomografii. Wzywają go na rozmowę…
-----
Pewnie mi zarzucą, że opisałam niemal dokładnie fabułę, że nie streściłam ot tak, że teraz to już nie ma co oglądać. Jest. Bardzo jest. Film mnie na swój sposób poruszył - podobnie jak Droga do Szczęścia czy inne ujęcie tematu w Godzinach, bo podjął kwestię dla mnie niebywale istotną, nad którą załamuję ręce już od dawna. Mianowicie ludzi, którzy chcą przeżyć życie w sposób prosty, lekki i przyjemny. I nie bo im nie wyszło jakieś inne tylko taki mają Cel. Umrzeć z nudów. (cytat z siebie samej, selfishness here).
A najlepsza, mistrzowska wręcz, jest historyjka na początku. Ta o dybuku. Perełeczka, która rzuca światło na cały film.
*plakat oryginalny jest pozbawiony tych żółto-czerwonych elementów ale skoro go zjechałam na początku, to ukazuję, w czym rzecz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz