27.08.2010

here it comes.

pogoda widziana zza okna jest przednia - wieje niechlujnie, grzmi złowieszczo, błyska efektownie, leje ekspansywnie. nieco na przekór - wbrew utartemu znaczeniu dotyczącemu okolic wiosennych - natura żyje, oj i to jak! owo utarte znaczenie zwykło nieść za sobą obietnicę nastrojów cokolwiek radosnych. a tymczasem, w tej wersji przekornej, ściąga przebudzenie - przejrzenie na oczy. o ile droga z ócz do ust w moim przypadku jest długa i naszpikowana masą, przyznaję, często niepotrzebnych, ostrzeżeń czy zakazów wręcz, o tyle z ócz do palców... autostrada.

here it came, więc póki co ja sobie tu obserwacje powysypuję a Wy dopasujcie, co do kogo. nie martwię się wcale, że ktoś sobie nie poradzi, bo to sztuka opanowana do perfekcji - zarzuty znajdują adresatów, jak produkty luksusowe w PRL-u. taka oto zasada. istnieje, co prawda, jeszcze jedna zasada dotycząca przytyków, aluzji i takich tam ale zdradzanie jej mijałoby się z celem. wręcz mogłoby zaszkodzić w tym punkcie.

zacznę od paradoksu - paradoksy się dobrze sprzedają - który zauważył kolega ^utek. tj. on dostrzegł paradoksalność tego, co zaraz napiszę. a mianowicie - będę marudzić na marudzenie.

i nie takie chwilowe, nie złe nastroje, nie wieczorne doły, bo to naturalne i oczywiście szkoda, że się przytrafia ale i szkoda li tylko. gorzej się zaczyna robić, gdy nie tyle się przytrafia, co trafia raz i trzyma non-stop. a przy okazji nie jest depresją. jeśli jest to, wcale bez śmiania, należy się zgłosić w odpowiednie miejsca, gdzie będą się starali pomóc. no chyba, że delikwent zdaje się pławić w, napawać się swoim złym nastrojem, wręcz usilnie kopie w okolicznościach, coby dojść do tej złej a jak przypadkiem nie zajdzie, to przynajmniej może popłakać nad tym, że rozkopane. ma też tendencję do wkręcania się w takie środowiska, które bardzo dobrze sobie na jakimś polu radzą. sprytne, bo wtedy cokolwiek zmniejsza się szansa, że ktokolwiek delikwenta opieprzy, speszony swoją nad nim wyższością. nie powiem mu, żeby przestał narzekać na swoje ubóstwo kiedy sam jestem bogaty, nie powiem jej, żeby przestała rozpaczać nad swoim wyglądem skoro sama jestem bardzo atrakcyjna, nie będę im mówić, że piszą/mówią niepoprawnie jeśli sam skończyłem uniwerek i to bynajmniej nie ze średnią 3.0, i tak dalej, i tak dalej... ale niestety - padło na mnie, przeciętną całkiem, tego nie mam w nadmiarze a tamtego w niedoborze, więc mogę spokojnie sobie pisać, że.

że Ty możesz zmienić całkiem nieźle płatną pracę, która inwestuje w Ciebie zamiast w kogoś, kto całowałby swoich pracodawców po rękach za umożliwienie porzucenia etatu w McDonaldzie, Ty świadomy/-ma swojego braku większych szans na płomienny romans z kimś, kto wygląda jak dziesięć milionów dolców, możesz obniżyć cokolwiek wymagania, skoro wizja widzenia siebie w związku jest Ci niezbędną - btw. a nie przyszło Ci na myśl, że owo marudzenie obniża Twoją wartość rynkową? nie? szkoda., Ty możesz spakować manatki i się wynieść do kraju o innym klimacie, skoro fakt, że jesienią pada deszcz a zimą śnieg nie wydaje Ci się naturalną koleją rzeczy, Tobie natomiast zalecałabym rozejrzenie się za niezłym prawnikiem, bo fakt, że współmałżonek Cię męczy, nuży, nie satysfakcjonuje tak mniej więcej od dnia Waszego ślubu, może być całkiem niezłą wskazówką do wniosku, że Wy chyba niekoniecznie do siebie pasujecie i chyba raczej nie widzę zmian w Waszej karcie tarota - i znów prośba o spojrzenie w lusterko - naprawdę się jej/mu dziwisz? naprawdę myślisz, że jest coś nie tak z kimś kto woli spędzać czas z dala od masochistycznej marudy? jest ktoś, kogo możesz w tym stanie kręcić - sadystów, Ty natomiast po to zostałaś/-eś obdarowany przez rodziców językiem i nogami, by pójść i porozmawiać ze swoimi byłymi, przyszłymi, niedoszłymi, możliwymi... w zależności od tego co usłyszysz, Twoje noce albo przestaną być bezsenne bo będziesz wiedzieć na czym stoisz albo będą bardzo bezsenne ale za to we dwoje i gratuluję, skoro tak.

że rewolucyjne? że trzeba się ruszyć? coś zmienić? spojrzeć na siebie? inaczej się nie da. niekoniecznie każdy musi coś zmieniać na siłę ale jedyną receptą na inne życie jest zmiana w dotychczasowym. brzmi znajomo? tak, tyle, że zamiast skwapliwie repostować takie teksty na Zupie - gdzieś w meandrach sentencji o Bardzo Złym i Podłym Życiu, to je realizuj.

swoją drogą... anegdotka. a raczej przestroga: pytaj się ludzi gdzieś na początku znajomości o ich ulubionego bohatera filmowego/książkowego/serialowego. dostarczam sobie właśnie potężnej dawki facepalmów, gdy oglądam Przyjaciół i przypominam sobie pewnego chłopca, którego ulubionym friendsem był Ross. na tyle ulubioną, że zachowywał się jak ów a nawet dążył usilnie do upodobnienia aparycyjnego. takk, to też należałoby do tej sekcji malkontentów podciągnąć.

dalej nadchodzi kwestia zarówno kobiet jak i chłoponiuń - chłoponiunia to odpowiednik "babochłopa" dla panów. stuprocentowy neologizm.

nie będę się specjalnie rozwodzić nad swoim stosunkiem do kobiet, bo jest znany acz pełen chlubnych wyjątków. rozżalę się jednak szczerze nad a) mętniejącymi kobietami, niegdyś zdeklarowanymi przeciwniczkami przymiotów czyniących niuniami oraz b) mężczyznami, którzy nie tylko odbyli podróż na Wenus ale zdają się tam osiadać na dłużej. ej no. dawno temu już zdecydowanym ruchem postawiłam krzyżyk na tzw. stuprocentowych kobietach i kto mnie zna, ten wie, że im mniej owych procentów w kobiecie znajduję, tym lepiej i działa to w moim przypadku odwrotnie. w gruncie rzeczy jesteś taka kobieca to z moich ust wyrzut, bo niewiele jednostek potrafi obchodzić się w kobiecością w sposób nierażący. acz owe wyjątki zaskarbiają sobie moje szczere uznanie. niestety, w większości przypadków są albo nierealne albo zbyt odległe, gdyż są Monicą Bellucci albo Ditą Von Teese. yes, i reach high and i'm proud of it.

dlatego, nie mając ani Moniki ani Dity w pobliżu, tak bardzo doceniam kobiety potrafiące nosić spodnie. skoro już córeczka nie okazała się być chłopcem, to przynajmniej w swoich rejonach szukam namiastki. od dziecka, z tego co pamiętam. i pewnie już dorosłam do momentu, w którym mogę być wdzięczna T. za to, że nie umiał się pogodzić ze śmiercią Tomasza Jakuba i w wychowanie mnie przemycił kilka dóbr charakterystycznych dla małych chłopców. właściwie nigdy nie miałam o to takiego prawdziwego żalu - raczej napawałam się momentem, w którym odkryłam, iście psychoterapeutycznie, co nim powodowało.

i teraz kobiety w spodniach może nie zmieniają radykalnie owych spodni na zwiewne suknie ale już jakby zaczynają kombinować, czy kolor spodni będzie pasował do góry i manicure'u. tak, to metafora taka; nie osiągnęłam jeszcze etapu mienia za złe, że ktoś chce ładnie wyglądać. oby nie przeginał. oczywiście można wiele w swoim ciele, dlatego mogę tylko patrzeć jak idą tą drogą, nie porywać się na zakazy. ale już chyba dawno sobie wyjaśniliśmy - mój blog, moje opinie. jeśli to czytasz, tzn. że Cię one obchodzą. mniej więcej w tym samym czasie co postawiłam krzyżyk na kobiecych kobietach, postanowiłam odpuścić rolę osoby namawiającej do czegokolwiek. szkoda zdrowia.

o wiele gorzej jednak ma się sprawa z chłoponiuniami. z tego co pamiętam, to zjawisko trzyma mnie od dawna, bo gdzieś jeszcze wśród zimy siarczystej wyżaliłam się Widokowi, że okej, nie rozumiem kobiet, bywa ale facetów też przestaję i co teraz? coś ze mną nie halo?, co skwitowała trafną - jak niemal zawsze - ripostą, że nie ze mną nie halo, tylko faceci miękną. pół roku po tej rozmowie upewniam się w słuszności werdyktu. z tymi, co zachowali jaja na miejscu dogaduję się bardzo dobrze a jeśli nawet za sobą nie przepadamy to przynajmniej wiem o co im chodzi.

tak, najbardziej mi żal tego co sprawia, że mają wybitny problem z formułowaniem swoich coraz-rzadziej-stabilnych stanowisk.

można by się uprzeć, że jestem staroświecka ale szczerze napisawszy, to jak patrzę na dzisiejsze realia niektóre to dziękuję za staroświeckość uchowaną. i to pewnie ona nasuwa mi mężczyznę - rycerza, który jest rzetelny, konkretny, logiczny, stanowczy i... no jednak... odważny. i stając oko w oko z taką rozklapcianą chłoponiunią czuję się niebywale niekomfortowo. oszukana, rozczarowana, zdezorientowana, zirytowana i zniechęcona. słowem - makabra.

i teraz słucham - o co chodzi? na pewno nie dodaje to atrakcyjności, ani trochę. po to się człowiek otacza zarówno kobietami, jak i mężczyznami, by sobie urozmaicać. u kobiety się wypłakać, u mężczyzny doprowadzić do porządku. powód dla którego tak cenię męskie łzy jest prosty - widzę je na tyle rzadko, że powód na bank nie jest błahy i wzbudza prawdziwy szacunek i współczucie. moment, w którym mężczyzna mówi mi, że jestem rzeczowa w sensie bardziej rzeczowa od niego, jest początkiem końca najczęściej. i nawet nie idzie tu o perspektywę związku. z miejsca mi siada szacunek. i od razu ukrócę ścieżkę orientacji - nie ma znaczenia.

***

takkkkk, bardzo mi to ostatnio przeszkadza i jeszcze moment a zacznę kierować się pod konkretne adresy. jednak mylnym jest wniosek, że mi to psuje krew w tym tygodniu. bynajmniej. w zeszły weekend zaliczyłam swój pierwszy wypad z Combat Family , na co ochotę miałam od dawna. zdjęcia z eskapady dostępne na Picasie. jeśli komuś wydadzą się photoshopped to bardzo słusznie, taki był plan. odkryłam bowiem urok PS i korzystam z dóbr. nie po to wzięłam się za program z milionem bajerów, żeby nie robić z nich użytku - jak mi się znudzi, to będę używać tak, żeby nikt się nie kapnął. coś jak małe dziewczynki, które smarują się szminką mamy od brwi po brodę.

z niusów: zapadłam na uciążliwą niezmiernie przypadłość - zespół suchego oka. there are no tears left to cry, dlatego pofatyguję się dziś do apteki i będę zakraplać, bo cholery można dostać. boli, szczypie i nieważne ile bym nie spała, nie mrugała - pustynia. wujek Google wydał werdykt w brzmieniu takim, że samo nie minie więc interwencja wskazana.

i to by było z grubsza na tyle, póki co.

JFTR: ale Ty wiesz, że nastały czasy iście Orwellowskie i ja widzę częstotliwość Twoich wizyt, co staje w jawnym kontraście dla radykalności wydarzeń sprzed dwóch tygodni...? schlebia mi to cokolwiek, rzecz jasna i nie mam nic przeciwko, ale psuje efekt.

a wiecie co? nie wierzcie we wszystkie utarte powiedzenia. część z nich nie powstaje na bazie mądrości, tylko usprawiedliwień dla lepszego samopoczucia.

2 komentarze: