8.01.2009

Się porobiło... znów. Tym razem dotkliwiej.

Dotkliwiej, bo na dłużej.

Psychiczne przeskoczenie danych z metryki wiąże się, albo i nie wiąże tylko tak jest w moim przypadku, z widzeniem świata o kilka lat starszego. Podobno to zaleta. Podobno, bo bardzo rzadko trafia mi się moment, gdy sobie to chwalę.

Nigdy nie wierzyłam w horoskopy, choć tym razem przydałby mi się jakiś bo mam w głowie niezły roller coaster i to bynajmniej nie ten z serii po luźniejszej nocy.
Kilka dni temu dostał mi się horoskop yahoo, który doradził mi bycie mniej krytyczną i ironiczną a milszą dla otoczenia. Najpierw się zaśmiałam, że po co? Przecież właśnie tak jest fajniej ale potem włączył się film przewinięty o kilka lat do przodu.

Bo teraz sobie wyobraźmy, że młodzieńcze uwielbienie dla skrajnej niezależności mija i co? I się obudzi Bee z ręką w nocniku, bo wszystkich od siebie odstraszy. Kiedyś - teraz - stanowi to cel, teraz - wtedy - będzie uznawane za efekt uboczny. Taki dość nieodwracalny.
Zresztą. To się wiąże z byciem nieprzyjemną a nie każdy zasłużył i nie dla każdego chcę być nieprzyjemna.

To był mój cel. Tak, dokładnie. Stawiałam sobie za punkt honoru doprowadzenie siebie do takiej formy, by swobodnie móc kogoś od siebie odstraszyć, bez wielotygodniowych, usilnych starań. I tak się dzieje.
Więc czemu nie skaczę pod sufit, nie przybijam sobie piątek, dziesiątek i nie staję przed lustrem z gromkim za Ciebie, Maleńka!.. ?

Ano dlatego, że właśnie do lustra.

Więc postanowiłam to zmienić. Wstaję rano, uśmiecham się - nikt temu uśmiechowi nie ufa, ale dobra, Spitting Venom backwards edition, idę dalej i cóż widzę? No durnie. No idioci. No ja bardzo przepraszam, ale idioci. Nie komentuję, idę dalej.
I co? No jeszcze gorsi od tamtych poprzednich. Wiem, że zaczynaj od siebie ale ja bym w życiu czegoś takiego... bo to trzeba być jakimś poniżej granicy. Powiedzmy, że jestem na. Wystarczy by być wyżej. Idę dalej i... i już nie da się być cicho. Wszelka cisza z mojej strony by mnie obraziła, byłaby konformizmem, sikają Ci przed oczami a Ty, że fontanna z Włoch zaimportowana.

Jedziesz sobie, myślisz, że zmienisz otoczenie i... spotykasz Laurę. I wchodzisz na net a tam rwać włosy można na wieści z kraju, z którego jasna cholera, pochodzisz. Za który nie jesteś co prawda odpowiedzialna, ale jednak nasi. I kraksa. I kicha. I Piotr Kupicha.

Uchowała się garstka znajomych. I nie wszyscy dlatego, że opancerzeni i dają mi X-ową już szansę. Część została, bo... bo są najlepsi. Bo są najmniej pospolici, bo nie są kimś, na kogo trafiasz za rogiem. Bo czasem gryzę się w język. W ramach myślenia przyszłością.

Nieraz słyszałam o tym cosiedmioletnim zmienianiu się człowieka. Mam 21 lat. Czwarty płaszczyk mi już szyją. I ja go widzę. I kłują przy przymiarkach.
Jakbym stała obok siebie i widziała to wszystko a nie z doskonałą amortyzacją po prostu sobie dorastała.

W kieszeni mam błyszczyk i szminkę. W torbie tusz i jakieś kredki. Ten płaszczyk ma być z brokatem, czy jak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz