21.12.2008

Bo u nas, Panie, w Jeuropie...

... to bywa tak, a tak. Ten z tym, o tym i o tamtym, po temu i po innemu.

Bo ja nie jestem mocna w prowadzeniu dzienników. Jak miałam ludziom tydzień referować to wymiękałam po tygodniu, góra trzech. Bo choć pamięć u mnie niczego sobie, to ja jednak szufladkuję, na działy rozbijam i mogę napisać o imprezach, o wycieczkach ale o imprezie po wycieczce już mniej. 
Może to trauma post-szkolna, kiedy trzeba było wiedzieć, że tego a tego podpisali to i to, bo bez podpisania nie wydarzyłoby się tamto a tamto (czasem nie powinno się podpisywać to i spokoju więcej by było). 

Dlatego wolę zostawiać tu szkatułki ze stosowną etykietką i jak Ci się czytelniku zachce, to sobie poukładaj puzzle Jarplund Højskole - zostawiam to na Twojej głowie i do Twojej dyspozycji. 

Zdecydowanie wolę rozmawiać, niż pisać martwe eseje. I dlatego to będzie mieć formę ej, dziś opowiem Ci o naszych wycieczkach. Wszystkich do kupy zebranych - w listopadzie byliśmy w ... a znowuż w styczniu.... i tak póki mi się coś nowego nie przypomni. Nie skojarzy z tym, co właśnie od kogoś usłyszałam, gdzieś przeczytałam... Tak po ludzku. Zachowajmy w tym interaktywnym cyberświecie odrobinę codzienności bezkablowej. 

Nauczmy się dystansu. Rozgraniczmy twarze w pikselach i twarze w rysach. Gesty od kliknięć. Ale już raczej nie dzisiaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz