Wbrew pozorom, to nie jest druga notka, w której zamierzam rozpływać się nad swoją nową fryzurą. W wielu filmach spotkałam się z taką właśnie reakcją na nagromadzenie się problemów, włosy traktowano jako owych problemów zmaterializowaną postać i je cięto na krótko - jakby wraz z gniazdem pukli na kafelkach w salonie fryzjerskim, zostawało poprzednie życie. Myślę, że podebrali to z psychologii, myślę, że to ma sens i coś w tym jest, bo siostra moja to samo praktykowała (może nadal praktykuje, tylko jej dobrze się żyje - bo włosy ostatnio, poza grzywką, zostawiła w spokoju), myślę, że i u mnie to się sprawdza.
Albo to po tym imprezowym weekendzie, taka dziwnie zenergetyzowana jestem i kątem myśli spoglądam do torby, w której ostał się cytrynowy breezer. Pity pod chmurkę ma szansę zadziałać ciupinkę. I starczy, od kiedy wróciłam po południu z rajdu do Chomi to energia mnie rozpier(dal)a. MniśQo zapewne po praktykach w pogotowiu wypluty, więc nie angażowałam jej w nic i tak siedzę z ambitnym planem posprzątania pokoju (a sprzątałam dopiero co ;] Ale no ten, mało byłam w domu a jak byłam to wstawałam koło 14 i nie miałam czasu ciuchów do szafy włożyć, tylko tak myk koszulkę na krzesło, a że koszulka satynowa to się ześlizgnęła i niby już na krześle, ale leży i tak. Do tego wiadomo, jak się ogląda coś to łatwiej papierek rzucić z obietnicą, że 'jak skończę...', ale kończę ok. 3 w nocy i... ). Ale raczej do jutra sprawę odłożę, bo znalazłam coś innego do roboty.
Ale prosimy o brak obaw, to nie jest słomiany zapał. Właściwie to faktycznie czuję, jakby tego wszystkiego za mną nie było. Jakby Wojtek - pedalski fryzjerczyna mnie od tego uwolnił. Łahahaha, a nawet najwierniejszym druhom się to nie udawało. No, i skoro się tej przeszłości pozbyłam, to mnie pali do przyszłości. Rączki same chodzą, żeby tu rewolucje przeprowadzać.
O taką na ten przykład w związkach. Których nie ma i that's the point. Wio sobie nawet faceta znalazła. Rafał ma pannę. A ja nic. To jak z tą poprzednionotkową kiecką - jak nie chciałam to oknami walili, a jak mi by się przydał to posucha. Bardziej doskwiera, kiedy przychodzi innym gratulować. To nie jest zazdrość, bo zazdrość za blisko zawiści stoi w słowniku - to jest takie 'No nie, Karolcia, pora i na Ciebie, do roboty!'.
Utrudniłam sobie cholernie sprawę parę lat temu uznając, że będę teraz wmawiać wszystkim, że mi dobrze samej i jak masz coś z podtekstem do mnie to tam są drzwi. I uwierzyli. I moja filozofia, co to ją miałam wraz z długimi włosami, teraz dopiero zbiera plony. Opóźniony, kurwa, zapłon.
Nic to, wmówiłam, że nie potrzebuję, to teraz wmówię, że potrzebuję. Reguły się w międzyczasie pozmieniały i widać, na 'łóżku' się zaczyna. No może nie dosłownie, ale nawet najrozsądniejsi ludzie mnie otaczający bez mrugnięcia okiem opowiadają mi o swoich podbojach albo chociażby pocałunkach. I kiedy wyrażam radość z faktu, że mają kogoś wreszcie to mnie się hamuje 'ale poczekaj, ale my się musimy lepiej poznać'. I mówią to też ci, co - jak mówiłam - głowę na karku mają. Więc wypada nie wychodzić z założenia, że im się ta głowa z karkiem chwilowo rozstała, tylko raczej uznać, że moja cnotliwość jest na plaster i właściwie, to nic w tym zdrożnego.
Tak więc muszę zacząć wierzyć w 'związek - dom'. Co to takiego? No zwizualizujmy sobie związek jako dom na moment. Spójrzmy prawdzie w oczy, że taki już odpicowany, umeblowany i tylko do wprowadzenia się, jest bardzo drogi. Tak drogi, jaką cenę przyszło mi zapłacić - lata szukania tego już idealnie odpowiadającego mi mężczyzny, gdzie nie trzeba się docierać, sprawdzać, tylko znajduję takiego 'na miarę', wiążę się z nim i jest idealnie.
Raczej obowiązuje wersja 'dom od fundamentów', na początku coś brudnego, niezgodnego z naszymi oczekiwaniami, by potem, w miarę zdobywania pieniędzy (uczuć, więzów, itd.) budować coś ładnego, trwałego i jak z obrazka.
Nie tędy droga, Karolcia, musisz obrać inny kierunek niż do tej pory i zamiast przełykać tę pigułkę pozostawiającą absmak, uznać, że cel uświęca środki, przestać malować mocniej oczy tylko 'przy okazji' (zwłaszcza, że teraz, jak masz krótkie włosy, to Ci oczy 'wyszły' bardziej i trzeba z nich zrobić centrum) i stać się łowcą. Albo zwierzyną. Jakkolwiek.
No bo skoro ze studiami w tym roku dupa, to jest czas na skupienie się na innych dziedzinach życia. I wcale powyższe nie jest pisane z przekąsem, mam 20 lat, żyjemy w czasach, gdy moralność jest bardzo względna - mogę sobie pozwolić na to czy tamto. A jak mi się to korzystanie z życia nie spodoba, to w tym czasie włosy odrosną i znowu obetnę. Nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz