28.07.2008

MÓWIŁAM, ŻE TEN WYJAZD PRZYNIESIE SAME PROFITY?

No, to na jakieś dwa tygodnie koniec z wojażami - przynajmniej tymi międzymiastowymi. Mimo zaniechania prowadzenia pamiętnika, pozostał we mnie ten procent kompulsywności każący podsumowywać wszystkie anormalne wydarzenia mające miejsce w moim życiu. No, biorąc pod uwagę to siedzenie z pochłanianą przez chorobę matką, to wyjazd na 10 dni (co tam, że z tygodniową przerwą - 10 dni byłam tam, nie tu) jest odstępstwem od normy.

Naprawdę, wypoczęłam jak nigdy od roku. Poza zakupami, włączaniem się do sprzątania i dwudniowymi pracami ogrodowymi nie robiłam nic a nic. Absurdem byłoby nazywanie 'czynnością' leżenie na brzuchu - tudzież na leżaku - i spijanie promieni słonecznych. Swoją drogą podgrzewanie brzucha w ten sposób wpływa bardzo pozytywnie na przemianę materii. W jaki sposób? Radzę się domyślać we własnym zakresie, a nuż ktoś czytając to je właśnie i nie należałoby mu tego tłumaczyć w tym momencie.

No, więc mogłam w spokoju jeść trzy posiłki dziennie plus podwieczorek - poza regeneracją, odzyskaniem energii, zubożeniem bladości i przywróceniem żołądkowi normalnych rozmiarów (wcześniej wizja zjedzenia całego kotleta była niemożliwa do zrealizowania - efekt pamiętnego, dwuletniego zaniku łaknienia - żołądek wielkości pięści mniej więcej) żadnych nadwyżek wagowych nie stwierdzam.

Ponad to sypiałam grzecznie po 8 godzin, kładąc się najpóźniej koło 23. I co najważniejsze - wizytując sieć maksimum na kwadrans dziennie - nie nudziłam się. Sama nie umiem powiedzieć co niby w tym czasie robiłam, bo nic nietypowego. A mimo to żadna minuta nie była stracona.

Tyle o tej wakacyjnej części pobytu. Teraz skupmy się może na podstawowym wniosku, który udało mi się wysnuć. Nikt mnie specjalnie nie nagabywał o studia i przyszłość, poza dopracowywaniem planu z tą szkołą międzynarodową, więc miałam wystarczająco dużo czasu na wyklarowanie sobie wniosku, iż mimo wszelkich niepowodzeń, które zdają się być chodnikiem którym kroczę przez życie, to udało mi się jedno. Otóż z tej szarej, mhocznej myszy jaką niewątpliwie byłam w latach szkoły podstawowej i gimnazjum nagle stałam się osobowością.

Wielu już pochlebców mówiło mi, że mam charakter a ja jakoś nie wierzyłam. A tymczasem... Faktycznie go mam. Widzę teraz bardzo wyraźnie, jak wyróżniam się na tle gawiedzi i tu nie idzie o to czy jestem lepsza od nich tym samym, czy gorsza. Wyróżniam się i to jest najważniejsze. Mam zasady, których nigdy nie naruszam. Egzekwuję swoje prawa, choćby wydawało się to komukolwiek niedorzeczne - okazując szacunek wymagam go od innych. Potrafię zawsze znaleźć drogę awaryjną i podążyć nią tak, jakby była tą najwłaściwszą, nie traktując jej na pół gwizdka, tymczasowo. Mam zmysł obserwacji - rzadko kiedy daje się mnie słyszeć w tłumie ale nie dlatego, że siedzę głową w innym miejscu - obserwuję i wyciągam najczęściej właściwe wnioski, co pozwala mi na trzeźwą ocenę sytuacji a co za tym idzie - na prawidłowe poruszanie się w towarzystwie.

I tak naprawdę nigdy się nie załamuję - kiedy mnie coś przysypie, wstrzymuję oddech (co wygląda nawet w moich oczach na doła), zbieram siły na zrzucenie z siebie tych gruzów i pójście dalej. I idę. I tak to będzie mimo wszystko. Choćbym nigdy już miała nie mieć podstaw dla poparcia takiegoż działania to ja i tak będę się podnosić. A jeśli nawet nie pójdę dalej to przynajmniej stanę na nogach zamiast leżeć.

Nie wiem czemu. Pewnie dlatego, że mam osobowość. Nie raz przyjdzie mi ją przeklinać, ale cóż - nie wolno mi jej zmarnować.

A, jeszcze jedno. Wracając do ostatnio zadanego pytania retorycznego, czemu jeszcze sobie w łeb nie palnęłam - nie jest już retoryczne. Odpowiedzią jest Xing - muszę żyć, bo sobie chłopak nie poradzi beze mnie :P Tak Piotruś, jak chcesz to możesz przez to rozumieć, że dzięki Tobie żyję :P

No i podczas ostatniego weekendu utwierdziłam się w czymś jeszcze; zgoła innym, o wiele mniej pozytywnym, raczej przedziwnym i niebezpiecznym. Tyle, że jeśli bym to opublikowała to obróciłoby się to tylko i wyłącznie przeciwko mnie. Bo póki co jest cholernie przyjemne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz