
Większość osób, które zdają sobie sprawę z mojej antypatii do tej aktoreczki, gorąco polecało mi Dziewczynę.. obiecując, że wróci obraz całkiem nieźle zapowiadającej się w Zaklinaczu.. osoby z potencjałem. I albo ten potencjał poszedł jej w usta i biust, albo wcale go nie było - bo i rola Griet nijak mnie nie urzekła. A szkoda, gdyż..
Gdyż obraz jako taki (mówiąc obraz mam na myśli film, bo w tym akurat przypadku może to budzić pewne niejasności) urzekający jest szalenie. :) Majestatyczny klimat wieku XVII-ego, zbudowany może nie pierwszorzędną ale drugorzędną (w sensie nie wybitną, ale też na podium, też na podium) grą aktorów - zwłaszcza Judy Parfitt, tu w roli teściowej mistrza Vermeera czy Colina Firtha (Vermeer), który kolejny raz potwierdził, że został stworzony do filmów kostiumowych. Oczywiście, spory udział w sukcesie filmu mieli wszelkiego rodzaju styliści, choreografowie, kostiumolodzy zaangażowani w produkcję - bez nich o klimacie mowy by być nie mogło.
Oklaski dla wyżej wymienionych powinny zyskać na sile, biorąc pod uwagę to, co musieli grać. Historia przedstawiona przez Webbera jest cokolwiek dość banalna - o co spierać mogłabym się z hordami stuprocentowych entuzjastów Dziewczyny.. . Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że wariacja nt. okoliczności powstania jakiegoś dzieła sztuki jest mi znajoma. O ile kiedyś mogło to budzić pewnego rodzaju podziw dla nowatorstwa, o tyle dziś, kiedy przychodzi mi zapoznawać się z historią o wielkim malarzu, zakochującym się w pokojówce przy okazji angażowania jej do jednej ze swoich prac, kochającym ją miłością skrzętnie skrywaną przed zimną, wyniosłą żoną, budzi to we mnie znużenie. Banał, psze państwa. Banał, który miał ogromny fart bycia opowiedzianym w zajmujący sposób.
Cóż mam do zarzucenia Johansson w tym wypadku? Po pierwsze brak wiotkości - miała przemykać korytarzami, miała wyglądać do jasnej cholery, niewinnie a tym czasem jawiła się w tych kadrach jak cielę. Rzeczywiście, sporym talentem musiałby wykazać się prawdziwy Vermeer, by przedstawić Scarlett na obrazie w sposób, w jaki przedstawił bohaterkę swojego dzieła. Po drugie - umiarkowanej jakości kunszt chędożenia. Na booga, oglądałam ten film z kilkoma osobami i podczas sceny czyszczenia jakiejś tam misy wszyscy zgodnie orzekli - ona nigdy tego nie robiła (ani tego, ani tego - biorąc pod uwagę dwa znaczenia słowa chędożyć). Albo mycie okien - drogi artysto, jak marnie układać się musiało Twe życie intymne, skoro uchwycić owo mycie pragnąłeś?
Już oba te zarzuty w całości jakiejkolwiek występujące nakazują poddać w wątpliwość trafność wyboru aktorki. Jeśli dodamy jej dość szkolną grę, uzyskamy efekt średnio zadowalający. Czcijmy więc fakt, iż film opiera się przede wszystkim na domysłach, grze wyobraźni widza - może wtedy uda mu się (temu widzowi) podstawić inną aktorkę, ewentualnie dodać jej cech, których Scarlett niestety nie posiada. Jeśli panu Webberowi szło o pokazanie jej jako kompletnie przeciętnej dziewczyny, która staje się niespodziewanie muzą wielkiego malarza - cóż, wtedy wszystko staje się jasne. To akurat mu wyszło.
I cóż w niej widział tak sympatyczny dla oka Pieter, pomocnik czy tam syn rzeźnika - w tej roli Cillian Murphy - ? :)
Podsumowując (absolutnie nie reasumując) - Dziewczyna z Perłą to wysokiej jakości obraz o obrazie, pejzaż wyobrażeń, portret emocji, swoista ikona wieku siedemnastego podparta wysokiej klasy kreacjami aktorskimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz