1.07.2008

BITTER SWEET SYMPHONY

     Ma być z relacją? No okej, oto i ona…

 

     Zacznijmy więc od poranka Dnia Sądnego, który był przedziwnie dla mnie niepozorny. Leniwa pobudka po 10-tej, kawka, papierosek, ość z ‘Requiem for a Dream’ [wreszcie przyszła faza na gromadzone od dłuższego czasu ości :)] i pogadanka z Okiem bynajmniej nie o maturze mej.

     Kulka w gardle wyrosła dopiero w metrze, gdzie współdzieliłam przedział z podobnymi do mnie skazańcami [eh i ten ból w sercu, to jakieś nieopierzone 18-stolatki… ostatnio znowu jakiś chłopiec nastoletni do mnie ‘pani’ powiedział. Źle mi z tym, oj źle]. Jak to miałam w zwyczaju, po wyjściu na powierzchnię zabrałam się za podpalanie papierosa, a tu telefon – tatuś radośnie obwieszcza, że czeka pod szkołą. Miło z jego strony, obawiałam się tej walki w pojedynkę nieco. Tak więc papieros musiał poczekać – nie palę przy nim, absurdalny Poliszynel, ale jak mu z tym lepiej… Nie mam w sobie za dużo z prowokatorstwa.

     Wchodzę a tam?! Tłumy pod sekretariatem, jak w PRLu po wędlinę. Podskakuje do mnie Ula i pyta

Zdałaś?
? Nie wiem, chyba jeszcze nie wiadomo, nie?
Wiadomo, tu masz listę z peselami tych co zdali, szukaj się

     Aaaaaa ha, czyli że już ma mi się zrobić słabo? No dobra, tłum napiera coraz bardziej, jak przed Pearl Jamem w Spodku, więc sprawdźmy czy w ogóle mam po co tam kisnąć, heh.

     Wcisnęłam się wreszcie i jadę po kolumnach… I – nie ma, II – nie ma, III – nie ma?, IV – ostatnia, nie ma, nie ma, nie ma, nie… o, 8709… jeeeeeeeeest!

     No i kto teraz ośmieli się zaprzeczyć, że los ulubił sobie mnie do różnorakich zgrywów? ;] ‘Igraszką losu jestem!

     Etap dochodzenia kolejnych znajomych sobie odpuścimy może, choć to miłe nie musieć kisnąć w samotności ;)

     Kiedy odebrałam swoją działkę to dopiero wtedy pojawił się problem- co tu kryć…

Polski, poziom rozszerzony – 48%


Angielski, poziom rozszerzony – 63%

WOS, poziom podstawowy – 43%


     I przestało się liczyć, że zdałam bo zdałam jakoś tak ni w dupę, ni w oko ;] Nazbyt cienko by odetchnąć, spoko spoko, bić się o mnie będą ale te wszystkie przeliczniki, ta na dobrą sprawę niewielka ilość maturzystów od rozszerzonego polskiego nie pozwala rzucić świstka w kąt i pójść na cukiernika.

     Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Powiedziałam ‘a’ rejestrując się na UJocie, powiedzieć więc musiałam b i powypełniać brakujące pola. Przelew poczyniony i się zobaczy.

     Stawiając ojca pod murem murów, dowiadując się szczegółów o stanie naszego budżetu ustaliłam, że mogę próbować na wieczorowe – zaoczne nie dla mnie, wywaliliby mnie przy pierwszej sesji. Samodyscyplina u mnie szwankuje nazbyt.

     Mając świadomość braku komfortu wspomogłam finansowo i UW, ale już teraz mówię - to JEST ROZWIĄZANIE PRZEJŚCIOWE. Przelicznik jest dla mnie bardzo korzystny.

     Po rozważeniu wszystkich możliwości na trzeci cel wybieram Lublin. Ale tym zajmę się jutro. Podobnie jak i innymi kierunkami. Bo coś robić trzeba – toż już mam tych wakacji dość. Mieć takie coś przez rok? O nie, nie.

    With hindsight, I was more than blind,
Lost without a clue (…)
Stuck inside the circumstences, lonely on the top
I’ve always been an introvert
Happily bleeding.



Placebo,36 degrees

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz